Rozdział 16. Wybrańcy nie istnieją

1K 102 140
                                    

— Dzieci losu — powtórzyła bogini spokojnie, choć w jej oczach dało się dostrzec iskry ekscytacji. — Wybrańcy, w których zasięgu jest zmiana świata na lepsze... lub gorsze — zaczęła tłumaczyć miękkim głosem, energicznie przy tym gestykulując i spacerując dookoła każdego z nas. — Wystarczy, że zapragniecie, a pstryknięciem palców rozpalicie ogień reform! Tym samym płomieniem możecie jednak wywołać wojnę, jakiej jeszcze nie było... 

— Daruj sobie, pani — przerwała jej gwałtownie Darelia, gdy najwyraźniej w końcu do niej dotarło, o czym mówi Najjaśniejsza. Mimo na pozór pełnej szacunku postawy elfka nie straciła nic ze swej bezczelności i trzeźwego spojrzenia na świat. — Wybrańcy nie istnieją. 

Dziękuję, moja droga, sądzę tak samo. 

— Czyżby? — Uśmiechnęła się bogini, a na jej twarzy mimo dziecięcej, pełnej blasku urody dało się dostrzec ślady tysiącleci egzystencji. Wiedziała więcej niż wszystkie istoty świata razem wzięte, była wszechmocna i teraz tylko śmiała się z naszej naiwności. Patrzyła na elfkę z matczynym pobłażaniem, przystając na chwilę przy niej. — A kto ci tak powiedział? Owszem, bohaterowie sami się nie tworzą, nie urodzi się jedno dziecko zdolne zmienić cały świat od podstaw. Jednak nie zapominaj, moja droga, kim jestem. Mogę wszystko i tak naprawdę, jeśli mam kaprys, żeby wyznaczyć was na tych, którzy mają dokonać przemian, zrobię to — ostatnie zdanie wręcz wyszeptała, jednak w ciszy panującej wśród nas dało się doskonale usłyszeć wszystkie słowa, brzmiące wyjątkowo groźnie. 

— A kto powiedział, że się na to zgodzimy? — odezwał się mimo to Mir. Bał się, było to doskonale widoczne, ale i tak znalazł w sobie na tyle odwagi, by przeciwstawić się samej bogini. — Podoba mi się moje obecne życie, nie chcę niczego zmieniać! — z jego ust wyrwał się dość słaby protest, jakby z trudem przezwyciężał przerażenie na samą myśl o buntowaniu się przeciw woli swej stworzycielki. 

— Ale zechcesz, uwierz. — Najjaśniejsza posłała nam enigmatyczny uśmiech. To takie irytujące, czułem się przy niej, jakbym nie miał o niczym pojęcia! Zresztą najpewniej miałem rację. Nie chodziło nawet o to, że była boginią, jedną z tych, które stworzyły świat, pełną prawnej wiedzy i mądrości. Nie, odnosiłem wrażenie, że zwyczajnie brakowało nam informacji, by zrozumieć, o czym dokładnie mówiła. Mieliśmy jedynie ich strzępki, na których nawet się nie skupialiśmy, zbyt zajęci tym, co działo się w danej chwili, by szukać głębiej. Wiedziałem, że nie zgodzę się na żaden pomysł bogini, dopóki nie powie nam reszty. Nawet jeśli miałoby to niebezpieczne dla mnie konsekwencje, jej plan wcale nie wydawał się mądrzejszym wyjściem. 

Miałem ochotę dołączyć w protestach do Mira, jednak milczałem, obserwując rozwój sytuacji. Wybrańcy nawet nie istnieli, tak jak stwierdziła Dari, w innym razie, gdzie byli, gdy świat tyle razy potrzebował ratunku z ich strony? Ja sam miałem co najwyżej królestwo i swój własny los do zmieniania, nie chciałem dać zrobić z siebie ofiary, która pierwsza ruszy do boju i najpewniej umrze za kogoś, na kim mi nawet nie zależało! Nie byłem i nigdy nie będę bohaterem, to nie moja bajka. Stawiałem, że wielu jasnych z chęcią się podejmie takiego zadania za mnie, im zazwyczaj zależało na takich bzdetach. Ja nie chciałem brać sobie na barki aż takiej odpowiedzialności. 

— Nie dam się zabić za obcych ludzi! — krzyknęła Darelia z wyraźnym oburzeniem. Doskonale ją rozumiałem. Nie chciała poświęcać się dla tych, którzy byli jej w gruncie rzeczy obojętni, to proste. Nie miała żadnego powodu, by to robić. 

— Nie umiem! — jęknęła za to wręcz przerażona Taria, chowając się za Arwarem i wtulając się w jego pelerynę, jakby z nadzieją, że to w jakiś sposób ochroni ją przed decyzją Najjaśniejszej. 

Zabić króla || Dzieci mroku i światła tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz