2. Plugawy Śmierciożerca

3.5K 135 11
                                    

Godzinę później Harry wziął się w garść i teleportował się do wioski z resztą członków Zakonu Feniksa. Czuł na sobie wzrok prawie wszystkich aurorów kiedy krążył po głównej drodze rozglądając się po okolicy. W końcu rozpoznał budynek, pod którym widział Hermionę po raz ostatni. Ruszył w jego kierunku. Z daleka już zobaczył ciało małego chłopczyka, którego brunetka próbowała rozpaczliwie obronić.

Zatrzymał się kilka kroków przed martwym chłopczykiem i uklęknął. Podniósł dwa drewniane patyki.

- Czy to różdżka Miony? – zapytała Luna podchodząc bliżej Harrego. Rozejrzała się po okolicy. Nie potrafiła zliczyć ciał mugoli. Oni niczym nie zawinili, a tym bardziej to niewinne dziecko.

- Raczej to są odłamki różdżki, ale tak. To była jej różdżka... – wyszeptał załamany. Z trudem powstrzymał łzy kiedy Luna położyła mu dłoń na ramieniu.

- Moody kazał sprawdzić czy przypadkiem jakiś Śmierciożerca nie został, a następnie... pozbierać ciała mugoli... Dasz radę, Harry, czy ja mam to zrobić? – zapytała spoglądając na chłopczyka.

- Ja to zrobię...

Luna odeszła w kierunku pobliskiego domku, a Harry odczekał jeszcze chwilę nim schował dwa kawałki drewna do kieszeni i zbliżył się powoli do chłopca. Otarł szybko oczy dłonią chcąc powstrzymać napływające łzy. Ten chłopczyk mógł mieć najwyżej pięć lat, jak nie mniej. Miał całe życie przed sobą, a teraz leżał tu na zimnej ziemi kolejną godzinę. Prawda była taka, że od początku był skazany na śmierć. Może, gdyby Zakon Feniksa dowiedział się szybciej jaką wioskę planują zaatakować to uratowaliby większą ilość mieszkańców. Gdyby mieli czas na zaplanowanie to zaczęliby od dzieci...

- Luna...

Zaintrygowany Harry zbliżył się bardziej do chłopca. Odgarnął blond kosmyki z jego dziecięcej twarzy i przyjrzał się uważnie. Wyglądał jakby spał i może... Zniżył dłoń na jego szyję, a drugą dłonią dotknął nadgarstka.

- LUNA! On żyje!

***

Hermiona obudziła się w małym pomieszczeniu, które zapewne miało być jej celą. Minęło trochę czasu nim zdołała się przyzwyczaić do ciemności na tyle dobrze, że rozpoznawała zarysy pomieszczenia. Dwa metry na dwa, co najwyżej. Skuliła się mocniej pod ścianą wyczekując... czegokolwiek. Jakiegoś odgłosu, ruchu za drzwiami. Nie słyszała kompletnie niczego. Westchnęła żałośnie. Już tęskniła za Harrym, Ginny, Nevillem, a nawet za wiecznie pogodną Luną. Nie powstrzymała łez. Rozpłakała się cicho chowając głowę w kolanach. Czy ten śmierciożerca zabił to dziecko? Nie wiedziała. Miała nadzieję, że nie, ale... to Śmierciożerca. Sama nazwa wszystko mówi.

Podniosła gwałtownie głowę kiedy usłyszała w końcu kroki za drzwiami. Drzwi się otworzyły, a ona na chwilę zamknęła oczy, gdy do pomieszczenia wpadło jasne światło. W wejściu stał wysoki mężczyzna z naciągniętym kapturem na głowę. Przyjrzała się bliżej jego twarzy. Była dziwna... Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że miał na sobie biało złotą maskę zasłaniającą oczy i nos.

- Czego chcesz? – zapytała przerażona przysuwając się bliżej ściany jakby chciała się w nią wtopić. Nie ukrywała, że się bała. Tylko idiota nie czułby strachu.

Mężczyzna nic nie odpowiedział. Podszedł do niej żołnierskim krokiem i siłą podniósł ją za ramię. Prawie ciągnął kiedy prowadził ją przez korytarz. Rozejrzała się po nim. Poznała go. Byli w Hogwarcie. W głównej siedzibie Voldemorta. Boże... W co ja się wpakowałam...

Spojrzała na mężczyznę, który prowadził ją do... nie miała pojęcia, ale wiedziała, że za chwilę się dowie. Nie mogła go rozpoznać. Przez maskę nie widziała nawet jego oczu. Musiałaby spojrzeć mu centralnie w twarz. Westchnęła. Ust też jakoś zbyt charakterystycznych nie miał. 

Nie uciekaj | Dramione | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz