3. Mugolaczka

3.2K 127 11
                                    

Antonin prowadził ją zimnym korytarzem w dobrze mu znanym kierunku, a Hermiona przeczuwała co ją czeka. Nie ukrywała swojego strachu, ale starała się przynajmniej powstrzymać drżenie ciała. Na marne. Ciało miało gdzieś czego aktualnie chciała. Bała się podnieść głowy i spojrzeć na tego bezwzględnego Śmierciożercę. Miał ją pozostawić przy życiu... Żadnych innych nakazań nie dostał. Mógł z nią zrobić wszystko co zechciał... tylko nie zabić.

Wciągnęła głośno powietrze do płuc kiedy stanęli w lochach przed jakąś opuszczoną klasą. Tak przeczuwała. Nie pamiętała co tutaj się mieściło, ale na pewno nie żaden gabinet profesora. W lochach gabinet miał tylko Snape i to na pewno nie w tym miejscu.

Otworzył drzwi i wepchnął do środka. Nie znalazła się w opuszczonej klasie tylko w komnacie mieszkalnej. Dość skromnie urządzonej. Biurko. Łóżko. Barek. Szafa. Gablotka. Kanapa. Fotel. Dwie pary drzwi. Jedne zapewne do łazienki. Drugie nie chciała wiedzieć... tak szczerze.

Odwróciła się w jego stronę. Antonin zdjął maskę i płaszcz nawet na nią nie spoglądając.

- Czemu zakładacie maskę? Wątpię, żeby jakiś więzień z Wielkiej Sali wyszedł stamtąd żywy...

- Ale ty wyszłaś, Granger.

Wzdrygnęła się na jakiś obrzydliwy uśmiech.

- To czemu nadal nie jesteś w masce? – dopytywała dalej.

- Bo nie wyjdziesz z Hogwartu żywa. To mogę Ci obiecać.

Całą siłą woli powstrzymała się od płaczu. No tak... mogła się tego domyślić. Miała być tylko przynętą na Harrego. Do tego czasu miała pozostać żywa, a kiedy wykona swoje zadanie zamordują ją z zimną krwią. Znając chore pomysły Voldemorta, najpewniej na oczach Harrego.

- Zdejmij sweter i oprzyj się plecami o ścianę – nakazał sam kierując się w stronę barku. Hermiona nie zareagowała. Do ostatniej chwili miała nadzieję, że nie zrobi jej krzywdy. Chociaż dzisiaj. Dzisiaj... Tylko o to prosiła. Żeby jej dzisiaj nie dotykał.

- Chcesz poczuć mój gniew jeszcze dzisiaj?

Hermiona pokręciła przecząco głową. Zdjęła sweter. Otuliła się ramionami, gdy oparła się o zimną ścianę. Tym gestem chciała zakryć swój biust. Chociaż tyle mogła zrobić. Przymknęła oczy kiedy do niej podszedł. Wdech... Wydech... Wdech... Wydech...

- Pamiętasz mnie? W Departamencie Tajemnic mieliśmy szczęście się spotkać.

Oddaliła automatycznie głowę kiedy poczuła jego palce na swoim policzku.

- Pamiętam...

- Rzuciłem w Ciebie klątwą. Dowiedzieliście się jaką? – dopytywał dalej.

- Nie...

- Szkoda.

Nastała chwila ciszy. Antonin nic nie mówił. Czuła jedynie jego wstrętny oddech na swojej twarzy. Nie wiedziała ile czasu minęło, ale w końcu złapał jej prawą rękę prostując ją. Poczuła jak przykłada czubek różdżki do wnętrza jej dłoni. Następnie zrobił to samo z lewą. Kiedy tylko cofnął różdżkę przez jej ciało przebiegło lodowate zimno zaczynające się od czubków palców, a kończąc głęboko w klatce piersiowej. Było jej tak zimno, że bała się wziąć oddech bojąc się, że odrobinę ciepłego powietrza rozwali jej płuca od środka.

- Co... Co mi zrobiłeś? – zapytała kiedy zimno mijało, a ona w końcu odważyła się otworzyć usta. 

- Zablokowałem Twoją magię. Wolałbym uniknąć tego, że mnie okradniesz i rzucisz jakąś wymyślną klątwę. Nie zamierzam tego zaklęcia cofać, więc dopóki żyję będziesz prawdziwą mugolaczką, a nie jakąś wstrętną podróbką czarownicy. Zgadzasz się ze mną?

Krzyknęła cicho kiedy złapał ją za włosy i pociągnął mocno. Otworzyła oczy i spojrzała na niego z nienawiścią. A żebyś zgnił w piekle, Dołohow... Będziesz pierwszym Śmierciożercą, którego się pozbędę... Dowiesz się do czego czarodzieje mugolskiego pochodzenia są zdolni... Miała ochotę splunąć mu w twarz, ale wolała nie ryzykować jego gniewu. Może nie będzie dzisiaj taki zły. Rozpłakała się. O czym ona myślała? Czytała gazety. Widziała raporty. Wiedziała do czego był zdolny. To, żeby nie zrobił jej krzywdy było jedynie pustym życzeniem.

Śmierciożerca schował różdżkę, a wyciągnął długi sztylet. Nie możesz mnie zabić... Nie możesz mnie zabić, Dołohow... A może i mógł? A może mnie zabij.... Zaczęła gorączkowo rozmyślać w głowie.

- Wyładniałaś, Granger. Jako uczennica wyglądałaś o wiele gorzej. Wojna Cię zmieniła. Na lepsze – wyszeptał muskając sztyletem jej nagi brzuch unosząc go wyżej, aż do biustonosza. Hermiona starała się reagować spokojnie. Wdech... Wydech... Wdech... Wydech... Kilka łez spłynęło jej po policzku. To nie pomagało...

- Nawet włosy. Nie są już taką szopą jak je zapamiętałem, Granger. Oj... Pewnie nie jeden mi zazdrości, że to do mnie trafiłaś. Nie jeden by chciał Cię mieć tylko dla siebie. Bądź grzeczna i nie pyskuj, a obiecuję, że nikomu Cię nie oddam – wyszeptał tuż przy jej czole. Był tak blisko, że czuła jego usta na swojej skórze. Zaśmiał się chłodno.

- Ale może... Gdy ktoś ładnie poprosi. Da mi coś czego pragnę, a nie mogłem zdobyć to będę skłonny się z Tobą podzielić – dodał muskając jej policzek sztyletem. – Wszystko zależy od Ciebie, ode mnie, a przede wszystkim od mojego samopoczucia. Zadbaj o nie, a ja zadbam o Ciebie.

Hermiona całą siłą woli powstrzymała od splunięcia mu w twarz. Tak bardzo pragnęła go w jakiś sposób upokorzyć tak jak on to teraz robił. Od początku i wiedziała, że nie poprzestanie na tym. Nawet lekko podniosła dłoń chcąc mu wymierzyć w policzek, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Mogła skończyć w gorszej sytuacji niż teraz. Miała podstawy by wierzyć słowom Dołohowa. Przez pięć lat Zakon Feniksa zdążył bardzo dobrze poznać metody działania najwierniejszych sług Voldemorta. A on niestety należał do tego ścisłego grona u boku wariatki Lestrange i jej męża.

- Proszę... Nie... Błagam... - zaszlochała głośno kiedy złapał jej lewą dłoń i mocno przygwoździł do ściany. Wiedziała, że prośby nic nie dadzą, ale nie mogła się powstrzymać. Rozpaczliwie łapała się wszystkiego czego mogła. Nic to nie dało. Krzyknęła najgłośniej jak potrafiła kiedy sztylet przebił jej delikatną skórę. Po kilku minutach pociemniało jej przed oczami. Podziękowała Bogu w myślach. Mogła odpłynąć nie czując cierpienia.

Ocknęła się kilka godzin później leżąc na zimnej posadzce. Pomieszczenie oświetlał blady blask świecy położonej na stoliczku niedaleko drzwi. A więc dotąd prowadziły te drugie drzwi. Do jej celi... Podniosła delikatnie głowę rozglądając się po małym pomieszczeniu. Było ono trochę większe niż poprzednie, ale za to przypominała istnie mugolskie więzienie. Nawet wyczarowali jej toaletę. Zaśmiałaby się, gdyby mogła.

Syknęła z bólu kiedy oparła się na lewej ręce. Spojrzała na nią. Całe przedramię było zakrwawione. Otarła dłonią krew ze skóry i rozpłakała się głośniej kiedy zobaczyła wyryte drukowanymi literami jedno słowo: SZLAMA.

- Zapłacisz mi za to, Dołohow! – wrzasnęła mając nadzieję, że kręci się gdzieś za zamkniętymi drzwiami i ją usłyszy. – Zabiję Cię osobiście! Bez wahania. Zgnijesz w piekle, Dołohow!

Antonin Dołohow stał jej wrogiem numer jeden. Nie żaden Voldemort, tylko Dołohow. Choćby miała wrócić z zaświatów to nie odpuści dopóki go nie zabije. Choćby miała żyć w wiecznym potępieniu... Zrobi to. Zniszczy go.

_______

Wiem, że krótki rozdział, ale z rozdziału na rozdział będą coraz dłuższe.

Miłego dnia!

(Poprawione, 01/11/2021)

Nie uciekaj | Dramione | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz