26. Nie umieraj, Draco...

2.2K 89 3
                                    

Hermiona wybiegła z Wieży Gryffindoru i zatrzymała się na środku korytarza. Co ona miała zrobić? Nie miała różdżki. Nie mogła używać jakiejkolwiek magii. Nigdy nie czuła się tak bezbronna jak teraz. Żadna wiedza teoretyczna jej teraz nie pomoże. Musiała znaleźć Harry'ego... Musiała go ściągnąć na Grimmuald Place 12 najszybciej jak to możliwe. To jeszcze za wcześnie, żeby walczył z Lordem Voldemortem.

Ruszyła biegiem w kierunku klatki schodowej w stronę odgłosów walki. Jej priorytetem był Harry. Nikt więcej. On był numerem jeden. Miała ochotę rzucić się na niego i zacząć bić oskarżając o największą głupotę w życiu.

- Depulso! – usłyszała jedynie. Nie zdążyła się nawet odwrócić, a zaklęcie ją trafiło. Siła zaklęcia odrzuciła ją na przeciwległą ścianą, po której się osunęła z grymasem na twarzy. Łzy spłynęły jej po policzku kiedy obserwowała zbliżającego się Śmierciożercę. Spróbowała się podnieść, ale jej osłabione ciało nie dało rady. Przeklęła w myślach. Mogła nie odmawiać posiłków. Wiedziała, że ich potrzebuje.

- Mówiłem, nie daj się zabić. Czemu mnie nie słuchasz, durna gryfonko? – usłyszała znajomy głos. Draco uklęknął przed nią i dopiero wtedy była pewna, że to on. Te jego stalowe oczy rozpoznałaby wszędzie, nawet w pełnym rynsztunku Śmierciożercy.

- Draco? – zapytała lekko oszołomiona. – Czemu to zrobiłeś? – dodała z wyrzutem. Była już tak blisko Harry'ego. Gdyby jej nie zaatakował to możliwe, że już byłaby w jego ramionach.

- Bo nie dotrzymałaś obietnicy. Miałaś nie dać się zabić, a wpychasz się w wir walki bez jakiejkolwiek broni...

- Tam jest Harry! – przerwała mu zrozpaczona. – Ja muszę do niego iść.

- Nie, głupia. Miałaś znaleźć kogoś ze Zakonu, a nie numer jeden Śmierciożerców. Myśl trochę. Miałaś nie dać się zabić...

- Niczego Ci nie obiecywałam, Draco. Może ja chcę umrzeć?

- Czemu musisz wszystko psuć, Granger?! Czemu?! – krzyknął na nią zdenerwowany. Znów psuła jego idealny plan. Sięgnął do kieszeni wyciągając czarną monetę. Miał nadzieję, że Zabini nie był zbyt zajęty i razem z nim coś wymyśli.

- Sectusempra!

Zdążył się odwrócić, ale już nie uniknął lecącego zaklęcia. Z przerażeniem poczuł jak biały strumień wnika w jego ciała, a on czuje jakby jakieś ostrze cięło jego ciało. Nim opadł na podłogę, spojrzał jeszcze raz na Śmierciożercę w czarnej masce. Z trudem utrzymał monetę w dłoni, którą teraz mocno zaciskał. Nie był w stanie o niczym myśleć niż o bólu jakie przenikało jego ciało. Jęknął z bólu gdy na klatce piersiowej niewidzialny nóż stworzył kolejną głęboką ranę.

- Draco! Boże, Draco... - odezwała się płaczliwym głosem z trudem podchodząc do leżącego chłopaka. Na podłodze pojawiało się coraz więcej jego krwi, a ona nie była w stanie w żaden sposób mu pomóc. Przyłożyła dłoń do rany pod obojczykiem chcąc jakoś zatamować krwawieniu. Rozpłakała się wiedząc, że to nic nie da.

- Wiedziałem, że zdradzi Czarnego Pana. Malfoyowie mają to we krwi – usłyszała za sobą głos Dołohowa. Zamknęła oczy chcąc zapanować nad swoim przerażeniem. Teraz liczy się tylko Draco... Tylko i wyłącznie Draco... powtórzyła sobie w myślach otwierając oczy i przysunęła się jeszcze bliżej chłopaka. Miał przymknięte oczy, a spod powiek wypływały łzy. Drugą dłonią pogłaskała go po policzku, ocierając łzy. Tak samo jak on to zrobił w Pokoju Wspólnym.

- Ulecz go, Dołohow. Błagam Cię...

- Szlamy jednak nie potrafią być wierne jednemu panu – wysyczał, a ona poczuła jego dłoń na swoich włosach. Zaszlochała głośniej nachylając się niżej nad Draco. Wtuliła swoją twarz w zagłębienie szyi nie zwracając uwagi, że jego krew brudziła jej ciało. Jego klatka piersiowa lekko się unosiła i opadała.

- Nie umieraj, Draco...

***

Harry wybiegł z Wielkiej Sali unikając kolejnych zaklęć. Nie widział nigdzie Hermiony. Zaczął się stresować. W Hogwarcie była coraz większa ilość Śmierciożerców, a ich była jedynie garstka... Jeszcze rozproszona. To był błąd. Moody miał rację. Nie mieli szans na uratowanie Hermiony. Nie mieli nawet szansy na uratowanie własnego życia. Miał ochotę usiąść i płakać. Skierował przyjaciół na pewną śmierć.

Ocknął się. Nawet jeśli czekała ich śmierć to zrobi wszystko, żeby znaleźć Hermionę. Szybciej niż to zrobi Dołohow. Wiedział jakie zadanie miał ten Śmierciożerca... Przekroczył próg Hogwartu, Hermiona już nie była im potrzebna.

Ledwo się poruszył, a już się zatrzymał widząc przed sobą przyjaciela. Zielony płomień zaklęcia trafił go w klatkę piersiową z taką siłą, że jego bezwładne ciało poleciało na ścianę. Harry przez chwilę obserwował mężczyznę, który umarł tak naprawdę przez niego. To on go tu sprowadził. Widział śmierć jednego, o ilu dowie się później?

Odwrócił wzrok w stronę Śmierciożercy, który nadal stał w tym samym miejscu. Był odwrócony do niego plecami. Pewnie nawet nie zauważył jego obecności.

- EXPELLIARMUS!

Śmierciożerca drgnął na dźwięk jego krzyku, ale nie odwrócił głowy. Zdążył uciec w bok, a następnie się aportować. Harry krzyknął z rozpaczy. Wcześniej nie przewidział nawet takiej opcji, że któryś z przyjaciół może zginąć. Liczyła się tylko Hermiona. Plan był wręcz idealny. Zakraść się do zamku. Znaleźć Hermionę. Zniknąć. Nic nie szło zgodnie z planem. Hermiony nigdzie nie było, był właśnie świadkiem śmierci przyjaciela...

- Dość tego, Potter – usłyszał obok siebie wściekły głos Moody'ego. Nim zdążył się odezwać ten go złapał i aportował go do Kwatery Głównej. Harry przez chwilę nic nie mówił, aż w końcu zorientował się co właśnie zrobił Moody.

- Jak mogłeś się wtrącić! Tam jest Hermiona!

- To właśnie miałem na myśli, Potter. Przez pannę Granger tracimy ludzi. Jesteś odpowiedzialny za śmierć przyjaciela, bo nie chciałeś mnie posłuchać. To, że jesteś Wybrańcem nie znaczy, że wszystko Ci wolno. Zrozumiano?!

Harry nic nie odpowiedział. Nie wiedział co ma nawet myśleć o jego słowach...

- Jego ciało... tam nie może zostać.

- Lupin się tym zajmie – i pokuśtykał w stronę kuchni czekać na resztę. 

Harry schował twarz w dłonie nie mogąc dalej powstrzymywać płaczu. O ilu śmierciach się jeszcze dziś dowie? Moody miał rację... Od samego początku miał tą cholerną rację! Zawalił wszystko. Naraził na niebezpieczeństwo swoich przyjaciół, którzy tak ślepo w niego wierzyli. Nie zasługiwał na ich przyjaźń i lojalność... Od dzisiaj będzie słuchał starszych i bardziej doświadczonych w walce niż on. Czas schować dumę do kieszeni i pogodzić się z tym, że nie pokona Lorda Voldemorta w pojedynkę.

- Nie udało się? – usłyszał obok siebie melodyjny głos Luny.

- Co z Ginny? – zapytał Harry nie chcąc odpowiadać na to oczywiste pytanie. Widać, że się nie udało... Czy widziała tu gdzieś Hermionę?

- Jeszcze śpi. Ten Eliksir Słodkiego Snu był dobrym posunięciem. Ginny na pewno poszłaby z wami. Chciałaby pomóc w ratowaniu najlepszej przyjaciółki...

Harry nie słuchał dalej. Ginny pogodziła się z faktem, że nie uczestniczy w bitwach, tylko siedzi w Kwaterze Głównej i pomaga Uzdrowicielom. Nie poszła z nimi do tej wioski, gdzie porwali Hermionę. Nie chciała, bała się. Wolała pomagać po bitwie. Więc czemu chciała iść do Hogwartu? Wpaść w wir walki z doświadczonymi Śmierciożercami? Co ją ciągnęło do Hogwartu? Nie Hermiona... Wierzyła im, że również bez jej pomocy ją wyciągną. Więc co ją ciągnęło? Lub kto...

_____

Hejka,

jak się podobał rozdział? Widzę, że niektórzy myślą, że to jest ta ostateczna bitwa o Hogwart, ale nie, kochani.... Mam jeszcze zaplanowane około 10-15 rozdziałów do epilogu. Wytrzymacie ze mną tak długo? :))

Tytuł następnego rozdziału to ,,Zrobisz wszystko, żeby go uratować?". Rozmowa Harrego i Ginny dopiero w rozdziale 28. Rozdział 27 jest poświęcony głównym bohaterom.

Miłej niedzieli wszystkim życzę. Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze ♥

(Poprawione, 06/11/2021)

Nie uciekaj | Dramione | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz