4. Archie

3.1K 124 5
                                    

- Harry... Nie powinieneś się tak mocno przywiązywać do tego dziecka...

Odezwała się Ginny wchodząc do ich pokoju i po raz kolejny widząc scenę jak Harry krąży po pomieszczeniu trzymając na rękach chłopczyka przytulonego do niego. Rudowłosa podeszła do nich i pogłaskała chłopca po włosach. Zasnął. Musiała przyznać, że był uroczym dzieciakiem, ale nie mogli sobie pozwolić na zakładanie sierocińca w głównej kwaterze Zakonu Feniksa.

- Hermiona chciała go ochronić, Ginny. Teraz ja będę go chronił...

- Nie zachowuj się tak jakby Hermiona umarła. Wciąż żyje...

- Skąd wiesz?! – nie powstrzymał się i krzyknął na narzeczoną. W porę się opamiętał i spojrzał ponownie na chłopca. Poruszył się, ale na szczęście się nie obudził. Ponownie zaczął krążyć po sypialni kołysząc się.

- Harry... Nie obwiniaj się za to co zaszło...

- Ron jest na mnie wściekły. Nie odezwał się do mnie ani razu odkąd powiedziałem mu o Mionie – głos mu się lekko załamał. – Ma rację. Dałem dupy. Mogłem jej zabronić pójść. Wiedzieliśmy, że polują na mugoli, a ona jest mugolskiego pochodzenia... Jaki ja byłem głupi!

- Ron jest po prostu zmęczony. Dopiero dochodzi do siebie po tej klątwie – stanęła w obronie brata. Westchnęła kiedy Harry nie zareagował na jej słowa. – Członkowie Zakonu Feniksa przybyli. Chcą porozmawiać z chłopcem jeszcze przed spotkaniem z naszym szpiegiem.

- On śpi....

- To go obudź, Harry! Trwa wojna. Nie ma czasu na niańczenie dzieci.

Potter zatrzymał się na środku sypialni spoglądając zszokowany na kobietę. Ta jedynie westchnęła z frustracją i wyszła. Zaczął się zastanawiać czy zauroczenie z dzieciństwa było dobrym oparciem na tworzenie stałego związku. Co innego szkolna miłość, a co innego dorosłość.

Spojrzał na chłopca i pocałował go w czoło. Jednak pomimo wszystko Ginny miała w jednym rację. Trwała wojna, chłopczyk mógł coś widzieć. Mógł im pomóc. Musiał go obudzić...

Po około dziesięciu minutach zszedł ze schodów do kuchni, gdzie zebrali się członkowie Zakonu Feniksa. Chłopczyk na ich widok odwrócił wzrok i mocniej wtulił się w chłopaka, który nadal trzymał go w ramionach. Harry westchnął kierując się w stronę wolnego krzesła obok Rona i Luny, Usiadł na nim sadzając sobie chłopczyka na kolanach.

- Powiesz nam jak masz na imię? 

- Mama mówi na mnie Archie.

Blondynek podniósł głowę i spojrzał na blondynkę, która spoglądała na niego z pogodnym uśmiechem. Trochę się rozchmurzył widząc jej serdeczną twarz.

- Piękne imię, Archie. Pamiętasz może co się stało kiedy wybuchnął pożar?

- Zły pan wszedł do domu. Tata kazał mi uciekać... Schowałem się za domem i wtedy mnie znalazł.

- Jak wyglądał?

Chłopczyk oparł głowę ponownie o klatkę piersiową Harrego nie spuszczając wzroku z Luny. Pokręcił przecząco głową.

- Bawiłem się z kolegą w super bohaterów. Ja byłem Supermanem i mama zrobiła mi taką długą, czerwoną pelerynę. Kolega był Batmanem. Zły pan miał jego pelerynę.

- Nie za bardzo rozumiem – z drugiej strony Harry usłyszał szczerze zdziwiony szept Rona.

- To mugolskie bajki. Batman ma długą, czarną pelerynę... Byli ubrani w peleryny.

Rudowłosy kiwnął głową ze zrozumieniem.

- A czy miał na sobie maskę? – dopytywała Luna. Archie kiwnął głową. – Jaki miała kolor?

Archie się zamyślił.

- Biała. I kaptur na głowie! – dodał głośno.

Luna zaśmiała się cicho głaszcząc chłopca po włosach. Dowiedzieli się jednego. Hermionę zaatakował Śmierciożerca, który dopiero się uczył. Istniało prawdopodobieństwo, że mógł to być ich szpieg. Śmierciożercy w czarnych maskach byli doświadczonymi i wieloletnimi sługami Lorda Voldemorta.

- A pamiętasz kto Cię uratował?

- Tak! – krzyknął rozpromieniony podnosząc głowę i spoglądając na Harrego. – Taka miła pani. Przytuliła mnie. Zły pan sprawił jej ból. Krzyczała – momentalnie posmutniał. Ponownie przytulając się do szatyna.

- Ma na imię Hermiona i jest naszą przyjaciółką.

- Her-mio-na... Miona – dodał po chwili na co kilka osób zareagowało ze szczerym uśmiechem.

Nastała chwila ciszy, a Harry z niej skorzystał. Poczuł ulgę kiedy go nie zatrzymali. Powolnym krokiem dotarł do tymczasowego punktu medycznego pozwalając Archiemu po drodze oglądać ruszające się portrety co dla niego mogło być niemałym zdziwieniem. Obserwował je z fascynacją, a one nie pozostawały mu dłużne. Widok pięcioletniego chłopca w rodzinnym domu Blacków był niemałym zaskoczeniem.

- To długa historia. Kiedyś Ci o tym opowiemy – odpowiedział na pytanie chłopca dotyczące dziwnych obrazów.

Otworzył drzwi do pomieszczenia i wszedł. Uzdrowicielka uśmiechnęła się na widok chłopca i przejęła nad nim opiekę. Archie usiadł na jednym z łóżek i wypił szklankę płynu podaną przez kobietę.

- Gdzie jest Miona? – zdążył zapytać kiedy Harry chciał już wyjść. Spojrzał na czarnowłosego, który cofnął dłoń z klamki i teraz na niego patrzył.

- Musiała wyjechać, ale niedługo wróci – odpowiedział po chwili zastanowienia.

- Czemu wyjechała z tym złym panem? – dopytywał dalej. Harry westchnął kierując się w stronę jego łóżka. Usiadł na skraju. Błękitne oczy chłopczyka bacznie go obserwowały.

- Musiała. Też nie była zbytnio tym zachwycona.

- Wiecie gdzie jest mama i tata?

Harry westchnął załamany. Bał się tego pytania. Bał się odpowiedzieć. Wiedział co się z nimi stało. Archie był jedyną osobą, która przeżyła ten atak na wioskę.

- Nie wiemy, ale się dowiemy – uśmiechnął się w stronę chłopca nie zwracając uwagi na karcący wzrok Uzdrowicielki, która jedynie westchnęła i odeszła w kierunku innego łóżka. – Muszę iść. Przyjdę później. Pani Anna się Tobą zajmie.

I wyszedł nim Archie zdążył zadać kolejne pytanie.

- Szybciej, Potter – warknął Moody kiedy zobaczył Wybrańca na szczycie schodów.

- Wiecie co myślę o naszym szpiegu. Ja mu nie ufam.

- Wzajemnością, Potter. Obiecaliśmy mu oczyszczenie z zarzutów, jeśli wygramy tę wojnę. Na chwilę obecną jego informacje są wiarygodne.

- To nie zmienia faktu, że może być podwójnym agentem...

- Potter, idziesz czy nie? Nie zamierzamy się spóźnić na spotkanie, bo ty znowu masz swoje widzimisię...

- Jeszcze wspomnicie moje słowa... - stwierdził cicho Harry zbiegając ze schodów i dołączając do grupy Aurorów. Przewrócił oczami nim złapał za ramię Alastora. Jako jedyny nie znał miejsca spotkań ze szpiegiem. Ciekawy był czemu... Zdążył się jeszcze uśmiechnąć do Ginny nim się aportowali.

______

Łączyć dwa rozdziały w jeden czy pisać nadal podobnej długości?

(Poprawione, 01/11/2021)

Nie uciekaj | Dramione | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz