Epilog: Sens istnienia

3K 113 24
                                    

Hejka, 

z lekkim smutkiem publikuję ostatnią część tego opowiadania. W porównaniu z ostatnimi rozdziałami to jest on dość krótki. 

Miłego czytania, kochani ♥ 

_______ 

Dziesięć lat później...

- Słowo daję, jak go złapię to te wszystkie włosy powyrywam! – warknął po raz kolejny Blaise wbiegając po schodach, na których zniknął siedmioletni chłopczyk.

- Blaise! – krzyknęła. Mężczyzna zatrzymał się w połowie schodów i spojrzał na żonę. Za kobietą chowała się sześcioletnia dziewczynka o długich promienistych włosach. Z lekkim strachem obserwowała swojego wściekłego ojca.

- Oh, ty moje słoneczko – głos mu od razu złagodniał na widok swojej małej księżniczki. Usiadł na schodach i zaprosił córkę do siebie. Od razu na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Kilka sekund później siedziała zadowolona na jego kolanach.

- To nie na Ciebie krzyczałem, Rosie – powiedział pieszczotliwie. – To Twój kuzyn przyprawia mnie o białą gorączkę. Bardzo Cię proszę. W Hogwarcie masz go nie podrywać! Nawet z nim nie gadaj...

- Blaise! – usłyszał nad sobą ostrzegawczy głos żony.

W odpowiedzi wzruszył ramionami.

- Jest dokładnie taki sam jak ojciec...

- Ale wujek jest dobry! – zaprzeczyła szybko dziewczynka.

Ciemnoskóry westchnął żałośnie.

- Nawet moją księżniczkę omamił.

- To źle, że lubię wujka, tatusiu? – zapytała niepewnie obserwując zmartwioną twarz swojego ojca.

- Wujek nie jest najlepszym autorytetem, wiesz kochanie?

- Tak, Blaise. Bo ty na pewno nim jesteś – westchnęła Ginny wracając ponownie do kuchni. Musiała zająć się kolacją. Wiedziała, że Harry z Luną się spóźnią, ale rodzice dwójki rozrabiaków byli zawsze punktualni, aż za bardzo. Ciekawa była czy Archie będzie... Luna ostatnio opowiadała jak to ich adoptowany syn szwenda się po mieście z nowymi przyjaciółmi z mugolskiej szkoły.

Ponownie westchnęła. Przyjaciele mieli przyjść o osiemnastej. Miała jeszcze dwie godziny. Zacisnęła mocno dłonie na szmatce kiedy usłyszała trzask szkła na piętrze.

- NA SALAZARA! Czy oni go w jakimś zoo wychowali?! – usłyszała za drzwiami głos męża. Mimowolnie się uśmiechnęła. Może i miał charakter po ojcu, ale jego ojciec chrzestny też do spokojnych i grzecznych nie należy, przeszło jej przez myśl. Nadal ubolewał nad tym że chłopczyk nie dostał imienia na cześć najlepszego przyjaciela na świecie... Pomimo tego będzie musiała porozmawiać z przyjaciółką. Niech lepiej pilnuje swojego męża. Inaczej już więcej się nie zgodzi na chwilową opiekę nad dziećmi, bo oni są zajęci. Tak, zajęci. Na blacie w kuchni...

- Ciociu...

Ginny schyliła się kiedy poczuła jak mała rączka ciągnie ją za dół bluzki. Pięcioletnia dziewczynka o pięknych jasnobrązowych lokach spoglądała na rudowłosą kobietę. A w jej oczach widziała niepewność. Może jakąś nutkę nieśmiałości? A może po prostu jej się wydawało. Mając takich rodziców, nie można być nieśmiałym. Na pewno nie przy takim ojcu, którego wszędzie było pełno...

- Tak, kochanie?

- Czemu wujek krzyczy na Scorpiusa?

- Bo wiesz, Victorio... Twój starszy brat nie jest dość grzeczny, a wujek Blaise ma już swoje lata i potrzebuje trochę spokoju – zaśmiała się na swoje słowa. Dobrze, że mężczyzna tego nie słyszał.

Nie uciekaj | Dramione | ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz