Test

1.1K 117 32
                                    

Kiedy przyszedł do Sali Treningowej i odkrył, że oprócz Morteza znajduje się tam jeszcze Stanford, wiedział, że ta sesja nie będzie standardowa.
Wyglądało na to, że Pan miał ją przeprowadzić pod okiem starszego Logana.

Mortez był, delikatnie mówiąc, zirytowany.  Od samego rana, kiedy odesłał George'a do jego pokoju i kazał przyjść na osiemnastą do Pokoju Treningowego. O jego napięciu świadczyły mocno ściągnięte brwi, wyblakłe oczy rzucające gromy, mocno zaciśnięte usta i szczęki, oraz drażliwość zauważalna w chodzie, który pozbawiony był zwykłej miękkości. 

Tak, obecny tu Master zdecydowanie działał na jego Pana niekorzystnie.  

George, który na polecenie Morteza obnażył tors i klęknął, zatrząsł się z napięcia, bo w ręku meżczyzny pojawiła się szpicruta. To nie wróżyło nic dobrego. 

Tylko stojący pod ścianą Stanfrod, był dziwnie rozluźniony. Głowę przechylał nieco w bok, jakby był zaciekawiony. Jego ciemne oczy były zmrużone, a na ustach błąkał się lekki uśmiech. W dłoni miał papierosa, którego jednak nie podpalił, tylko rolował w palcach.

- Popraw pozycję! - wycedził Mortez

George wyprostował się posłusznie i rozszerzył nieco kolana, aby złapać równowagę. Patrzył prosto w podłogę. 

Mortez tymczasem przeniósł wzrok na Stanforda.

- Co mam z nim zrobić? - zapytał

- Ty mnie pytasz..? - odpowiedział pytaniem szpakowaty mężczyzna

- Ty chciałeś abym zrobił sesję! - odparował Pan

- Chciałem przyjrzeć się jak pracujesz.

- Dobra - syknął krótko Pan - Wstajesz, nogi szeroko, oprzyj się o ścianę.  

Acha... więc po prostu będzie bił. - uświadomił sobie George.

Wstał i wykonał polecenie, stając we wskazanym miejscu. Oparł się przedramionami o ścianę.

- Trzydzieści - syknął Mortez - Bezgłośnie. Jak wydasz z siebie choć jęknięcie, będzie następna seria.

George przymknął oczy i nabrał powietrza. Mortez uniósł rękę. Już po chwili chłopak zrozumiał, że jego Pan nie zamierza celebrować uderzeń. Chciał mieć je za sobą. Brakowało w nich zwykłej gracji i przerw na pogadanki. 

Zacisnął zęby i czekał, licząc uderzenia w myślach. Starał się tylko nie zgubić rytmu prawidłowego oddechu. 

Po trzydziestu uderzeniach Pan się cofnął.

- Pozycja wysoka - powiedział i George znów klęczał po środku pomieszczenia - Ręce do przodu, wnętrze dłoni w stronę sufitu. Ręce mają być nieruchomo. Za opadanie, dodatkowe uderzenia. Trzydzieści.

Przeszedł kilka kroków, stając po jego lewej stronie chłopaka. Ten wbił wzrok w ścianę przed sobą. Szpicruta przecięła powietrze. Wzdrygnął się i jęknął w duchu. Zapomniał jak to skurwysyńsko boli. Przedramiona opadły.

- Ręce w górze! - syknął Mortez

Przyjął kilka uderzeń z zamkniętymi ustami i oczami, a potem się zachwiał.

- Trzymaj pozycję! - warknął Pan

Kolejne uderzenie było mocniejsze.

- Auu...! - syknął 

- Plus trzy! - wycedził Mortez 

George otworzył oczy i zauważył, że Stanford się przemieścił. Nie stał już pod ścianą, ale podszedł bliżej. To wytraciło go z równowagi. Znów jęknął.

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz