Drzwi otworzyły się z impetem i stanął w nich Mortez. Wyglądał dziwnie, jakby długo nie spał. Miał na sobie mocno wymiętoszony czarny t-shirt. Stał na szeroko rozstawionych nogach, głowę miał pochyloną i patrzył na zgromadzonych spode łba. W prawej dłoni trzymał krótką pałkę, która przypominała nieco kij do baseballa. Był boso. Przeciągnął ponurym spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych w Gabinecie, aż jego wzrok natrafił na klęczącego, wciąż skutego George'a.
Mortez zrobił dwa miękkie kroki i lekko wsunął się do pomieszczenia. Przekręcił głowę w lewo i patrzył w bok.
- Biorę mojego dzieciaka - powiedział cicho, ale stanowczo.
Choć jego głos był ściszony, słowa zabrzmiały bardzo wyraźne.
Szef zrobił krok do przodu.
- Zgodnie z procedurą najpierw musimy wypracować wspólne stanowisko względem jego kary. - powiedział z pozornym spokojem.
George zauważył, że Mutsu przesunął się nieco przed niego, jakby chciał swoim ciałem odgrodzić go od Patrona.
- Kara jest tylko jedna - powiedział powoli Mortez i uniósł pałkę w górę - Sam o tym wiesz.
- Najpierw ustalmy co się zdarzyło - zaproponował sir Logan i uniósł ręce - Proszę, odłóż broń.
Mortez zaśmiał się lekko.
- Chłopak zwiał, Szefie... - powiedział zimno, po czym ryknął -Uciekł!!!
Wszyscy zgromadzeni w Gabinecie podskoczyli w miejscu. Mortez zaśmiał się jak człowiek nieco obłąkany i przyłożył lewą rękę do głowy. Ścisnął skronie w obręczy z kciuka i palca wskazującego.
- Wszyscy wiecie co mówi Prawo... - odezwał się znów - A od Prawa nie ma wyjątków.
- To nie tak, Mortez..! - zaczął Cervet, ale Szef uniósł stopująco rękę, więc zamilknął.
- "Pies, który uciekł raz będzie robił to ciągle". Czy to nie twoje słowa, Szefie?
Sir Logan milczał. Mortez znów zbliżył się o dwa kroki. Stał przy jednej z półek. Zaczął palcem lewej ręki suwać po grzbietach książek.
- Mówiłeś, że sama wiedza z książek nie wystarczy aby go ułożyć. Mam przyznać ci rację?
George uniósł nieco wzrok aby zobaczyć twarz Szefa. Zastanawiał się, co się właściwie dzieje.
- Naprawdę myślałem, że się mylisz - roześmiał się lekko jego Patron - Idealny Servant... Sługa z urodzenia... którego ciało tak cholernie reaguje na każdy mój dotyk - mężczyzna skrzywił się jakby poczuł ból i znów dotknął głowy. Po chwili znów zaczął mówić - Połączenie... pragnienie... żądza...
Zmarszczył czoło, odsłaniając drapieżnie zęby. Po chwili ściągnął wargi.
- Też to czujesz, kiedy go dotykasz...- powiedział z wyrzutem - Stąd ta obroża. I jeszcze te jego pierdolone, spłoszone, sarnie spojrzenie..!
George czuł, że Pan na niego patrzy, lekki rumieniec wślizgnął mu się na policzki. W powietrzu narastało nieokreślone napięcie.
- Chciałeś mi go zabrać. - odezwał się znów Mortez, bardzo zduszonym głosem - Zacząłeś mącić aby mi nie ufał.... Jak widać udało ci się. Osiągnąłeś cel. Zniszczyłeś całą moją pracę z ostatnich miesięcy.
W głosie Morteza zabrzmiała uraza. Wpatrywał się w Szefa zimno, wciąż trzymając pałkę. Uśmiechnął się lekko.
- Dlatego... czas skończyć to i rozstać się. - powiedział patrząc w ziemię. Jego głos nabrał ostrości - Dziś zniszczę wszystko, co trzyma mnie przy tobie. Pamiętaj, że to twoja wina... Mogłeś... się nie wtrącać!
CZYTASZ
Łowca
Ficção GeralDrugi Tom serii: Druga Droga. Pierwszy Tom znajdziesz tutaj: Srebrna Maska