Kolejka

1.1K 121 76
                                    

Cervet podążał za Stanfordem i Yortifem Korytarzem łączącym Gabinet i dyżurkę. Sir Logan otworzył drzwi od wewnątrz, kluczem wyjętym z kieszeni.

Nie żartował z tym obchodem.

Koordynator westchnął. Miał nadzieję, że inspekcja oznaczała tym razem tylko niewielką kontrolę. Chorzy w izolatkach, Adepci i koniec, a nie wchodzenie do każdego pomieszczenia, zwłaszcza do prywatnych pokoi Starszych.

Pierwszym miejscem, przy którym się zatrzymali była dyżurka. Powiadomiony przez Yortifa Ozzy siedział na miejscu mimo późnej pory. Na widok Stanforda, wstał nieco zestresowany.

- Dlaczego nie było prawidłowej weryfikacji przy bramie rano? - spytał ostro Master

Nawet się nie przywitał - pomyślał ponuro Cervet

- Myślałem, że to Grave - odparł recepcjonista

- Myślałeś? - wycedził Stanford

- Tak, bo... byłem potrzebny w Gabinecie Zabiegowym i tylko przybiegłem otworzyć. Tak rano to mógł być tylko Grave albo któryś ze Starszych - wytłumaczył chłopak

- A okazało się, że tak rano to byłem ja! - syknął Stanford - Pomyliłeś się! Byłeś potrzebny na dyżurce. - wycedził - To jest twoje podstawowe miejsce pracy!

- Yyyy...tak, sir - wyjąkał chłopak i nerwowo poprawił okulary

- Zanotuj zaniedbanie - rzucił Stanford Yortifowi

Ten bez słowa zapisał coś w notesie. Sir Logan ruszył w stronę Gabinetu Zabiegowego.

Ozzy spojrzał na Cerevta z niepokojem.

O tak, stary. "Zaniedbanie" oznacza mocno obite plecki - pomyślał Koordynator.

W Gabinecie Lekarskim Grand leżał na leżance i oglądał coś na telefonie. Na widok Stanforda, powoli wstał. Ten obrzucił go nieprzychylnym spojrzeniem.

- Kto jest w Izolatce? - spytał ostro

- Neil, sir - rzekł Grand - Adept Hota. Poparzył się dzisiaj w kuchni, sir.

Stanford stanął tylko w drzwiach. Chłopak pogrążony był w śnie.

- Słyszałem, że mamy jakieś nowe przyjęcie? - spytał Master odwracając się powoli

- Tak, sir. Chłopak jest w górnej izolatce, sir. Pilnuje go Freeq.

Stanford tylko skinął głową. Ruszyli szybkim krokiem w stronę schodów.

Ja pierdolę... ile on ma energii - pomyślał Cervet ze znużeniem, niemal truchtając za Masterem.

Na pierwszym piętrze skręcili w prawo. Na Końcu korytarza była Izolatka. Stanford zajrzał zajrzał przez szybę w drzwiach. W pokoju na łóżku siedział ciemnowłosy szczupły chłopak, a obok niego na krześle siedział chłopak z głową całą w dredach, który w ręku miał mały bęben. Coś tłumaczył nastolatkowi, co jakiś czas uderzając w instrument.

Yortif kartą otworzył drzwi.

Stanford wszedł do środka. Freeq na jego widok wstał.

- Dobry wieczór - powiedział nieco zaskoczony 

- Zostawisz nas na chwilę? - spytał Master sucho

Chłopak z dredami kiwnął głową, postawił bęben na krześle i ruszył do drzwi.

- Rob - Yortif przedstawił siedzącego na łóżku, nieco zestresowanego chłopaka - Piętnaście lat. W Centrum od dwóch dni. Sir Havrick zdecydował o przyjęciu go na Drogę, wczoraj przeprowadził rytuał.

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz