Strażnik Kluczy

1.4K 118 33
                                    

Był naburmuszony. Uważał, że przypinanie kogokolwiek do łóżka jest poniżej godności, nawet jeżeli ten ktoś podjął wcześniej próbę samobójczą.

Do jasnej cholery! Co ich obchodziło to, co zamierzał zrobić ze swoim życiem!!!

W ramach buntu postanowił więc, że nie będzie jeść. Wiedział co prawda, że na to też mają metody, ale na razie mógł chociaż w ten sposób wyrażać złość. I gniew. I rozpacz. I nawet ogólne poczucie bezsensu. 

Zostawili go w spokoju dopiero wtedy, gdy zbliżał się już czas rozpoczęcia świątecznego śniadania. Nagle wszyscy naraz zniknęli z izolatki. Rozumiał ich tok myślenia. Może i synalek Szefa postanowił się powiesić, ale jakie to miało znaczenie dla reszty mieszkańców Centrum? W końcu było przecież Boże Narodzenie. I chociaż cieszył się, że uniknął bzdurnych uroczystości, sama myśl o tym, że ktoś teraz doświadcza magii Świąt, napawała go wściekłością. W dodatku sala apelowa była blisko, bo po drugiej stronie korytarza. Słyszał gwar, śmiechy i nawet jakieś żałosne próby zbiorowego wycia kolęd i piosenek świątecznych - bo śpiewaniem nie mógł tego nazwać.

Najbardziej był jednak wściekły na to, że mógł teraz już nie żyć, gdyby ta pieprzona linka się nie zerwała.

Jak zwykle nic mu się nie udało!

Mimo wszystko był w nieco lepszym nastroju niż poprzedniego dnia. Żałował tylko, że podjął działanie tak spontanicznie - wczorajszą próbę podsycił lęk przed konfrontacją. Teraz też narastało w nim napięcie z uwagi na zbliżające się rozmowy. No i czuł wstyd. Ale mimo wszystko teraz myślał, że próba samobójcza wymaga jednak pewnych przygotowań.

"Wkrótce porozmawiasz z Ojcem" - oznajmił mu Cervet rano. Widać było, że jest w podłym nastroju. No i solidnie dostał w nocy, sądząc po jego sztywnym chodzie i obrzękniętej twarzy.

Jaston podejrzewał, że cała rozmowa z Ojcem sprowadzi się do informacji, że wraca do swojego starego pokoju, bo Cervet nie chce już dłużej się nim zajmować. Wcale się temu nie dziwił.

Czuł jednak smutek, bo w gruncie rzeczy lubił mieszkać z Cervetem i Hole'm. Lubił swój kącik za zasłoną, lubił w nocy słuchać jak Cervet stuka w klawiaturę, lubił dźwięk ekspresu mielącego ziarno, który budził go rano.

No i na pewno było mu tam milion razy lepiej niż pod opieką Una. 

Starał się zdusić w sobie wyrzuty sumienia, ale to było trudne. Świadomość, że zawiódł Cerveta sprawiała, że czuł się jak dupek.

Bo zachował się jak dupek.

Raden rano uniósł wezgłowie łóżka, a na czas, kiedy miał zostać sam w pokoju, przypięli go do niego ciasno za pomocą pasów z magnetycznymi zaciskami. Said pękał z dumy, chwaląc się wszystkim, że już wcześniej przewidział podobną sytuację i zamówił komplet dziecięcych pasów, produkt roku według komisji dziecięcej psychiatrii. Kiedy wyciągał je z pudełka, jego oczy błyszczały niemal jakby dostał jakiś wymarzony prezent.

Pieprzony psychopata.

Kiedy go zapieli, musiał przyznać, że zmądrzeli. Pasy może nie były ze skóry, a z białej dzianiny, ale zaciskały się cholernie mocno, a do ich odpięcia potrzebny był specjalny przycisk. Nie był w stanie się z nich wyswobodzić i czuł jak drętwieją mu nogi i dłonie. 

I tak oto siedział nieruchomo na łóżku, słuchając gwaru płynącego z sali, i zastanawiając się jak ktokolwiek może cieszyć się Świętami. Marzył o tym by móc się ukryć, ale jedyną możliwością odgrodzenia się od świata jaką miał, było chyba zamknięcie oczu. Albo przykrycie twarzy poduszką. Postanowił spróbować.

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz