Moment

1.1K 121 19
                                    

Czas mijał, a George miał poczucie, że w żaden sposób nie przybliża się do celu, jakim było wieczorne zwabienie Morteza do Gabinetu Szefa. Wiedział już, że musi uciec, nie wiedział jednak jak miałby tego dokonać. Była tylko jedna osoba, która mogła by mu pomóc - Un. Zastanawiał się pod jakim pretekstem mógłby się z nim skontaktować. Czasami zdarzało się, że ochroniarz Szefa pojawiał się w Gabinecie, ale tego dnia po obiedzie nie został wezwany nawet na chwilę. A nawet gdyby to się zdarzyło - jak miałby przekazać mu informację w taki sposób, aby Szef nie zorientował się co się dzieje? 

Zanurzony w swoich myślach George nie zauważył, że siedzącego przy biurku Szefa zainteresowało czemu jego Asystent podskakuje na krześle jak uczniak, który boi się wyrwania do odpowiedzi. 

- Masz owsiki czy hemoroidy?! - wypalił w końcu mężczyzna

Pierwszy zamarł. Nie był świadomy, że tak bardzo widać jego poddenerwowanie. 

- Ja... chyba potrzebuję na chwilę wyjść - wybąkał pierwszą odpowiedź jaka przyszła mu do głowy, czerwieniąc się ze wstydu. 

Szef uniósł pytająco brwi. 

- Chyba coś mi zaszkodziło - wyjaśnił jeszcze chłopak

- Idź - Szef wskazał dłonią drzwi. 

- Tak, Panie, przepraszam Panie - wybąkał George, wstając 

Niemal pobiegł w stronę Apartamentu. Sam był zaskoczony rozwojem sytuacji. Czasami proste wyjaśnienia są najbardziej skuteczne - pomyślał. Musiał znaleźć Una. Ten prawdopodobnie był teraz w jednym z trzech miejsc: swoim pokoju, mieszkaniu Szefa lub w pralni. George znalazł go w tym ostatnim pomieszczeniu. Wślizgnął się do środka i zadrżał z napięcia. 

- Wiem już jak to zrobić, ale musisz mi pomóc! - wypalił 

Un powoli odkręcił się i odłożył na pralkę trzymany w ręku stos ubrań. Uniósł brwi. 

- Więc mów - mruknął cynicznie.  

***

 Przedzierał się przez zarośla. Co jakiś czas okręcał głowę do tyłu i nasłuchiwał. Miał nadzieję, ze w gasnącym dniu nie pomyli kierunku. Jego oddech był krótki i urwany. Trząsł się, choć miał na sobie ciepłą kurtkę i czapkę, które kupił mu Patron. 

- Mortez mnie zabije - mamrotał - Zginę...! Dostanę batem za wyjście bez pozwolenia! Co ja w ogóle robię?!

Zatrzymał się gwałtownie. Jeszcze mógł zawrócić! Prawdopodobnie nikt jeszcze nie odkrył, że opuścił budynek. 

- Przecież tu chodzi o Mastera! - wytłumaczył sobie - Kurwa...!

Jeżeli złapią jego samego poza Ośrodkiem, jego Patron będzie zmuszony zobaczyć się z Masterem, a wtedy może uda się go jakoś go przekonać do udziału z sesji. 

George westchnął. Ten plan miał wyraźne słabe punkty.
Na przykład takie, że jakoś będzie musiał się wspiąć na trzymetrowe ogrodzenie. 

Un pomógł mu wydostać się z budynku przez piwnice i wskazał kierunek, w którym powinien iść by jak najszybciej dotrzeć do ogrodzenia. Zastanawiał się czy ktokolwiek zorientuje się, że opuścił Centrum. 

Wyobraził sobie jak przechodzi na drugą stronę płotu i stoi tam, marznąc do następnego ranka, a Szef dopiero koło dziewiątej rano odkrywa jego nieobecność. 

Chyba zdążyłby zamienić się w sopel lodu do tej godziny...

Ogrodzenie zamajaczyło się w oddali. Znów obejrzał się przez ramię. W znacznej odległości wznosiła się monumentalna bryła budynku - teraz nieco ukryta za konarami drzew. 

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz