Próba

1.3K 134 129
                                    

Stali na szczycie wzniesienia. Z jednej strony odgradzały ich wystające gdzieniegdzie skały, z drugiej zaś las powykręcanych sosen. Dla kogoś stojącego u podnóża skały,  byli zupełnie niewidoczni. 

Un kazał mu się rozebrać i teraz zakładał mu kamizelkę kuloodporną na podkoszulek. George pierwszy raz miał na sobie coś takiego. Wydawało mu się, że coś, co ochrania ludzi przed kulami, musi warzyć tonę, a tymczasem ta ważyła mniej niż trzy kilogramy. 

Pochylony mężczyzna regulował ją teraz za pomocą rzepów. George drżał, nie wiedział jednak czy jest to wynikiem zimna, chłodnego wiatru czy stresu... A może po części każdej z tych rzeczy. 

- Musi jak najbardziej przylegać do ciała - powiedział Un sucho - Dlatego mocno ściągam pasy. Rzepy muszą wytrzymać twój ciężar, gdybyś spadł. W środku jest stalowa linka, która zaciśnie się przy szarpnięciu, z tyłu przytroczę do niej karabińczyk i do niego przywiążę linę. 

- Myślisz, że to jest w porządku? Powinienem tak zrobić...? - zapytał cicho George - Jestem przecież Servantem... powinienem słuchać Mastera. 

Un nie odezwał się.  

- Powiesz coś...? - zaniepokoił się George 

Mężczyzna uniósł spojrzenie. Chłopak wyczytał w nim kpinę. 

- Nie jesteś Servantem, George... Niezależnie od oznaczeń, które masz na plecach. 

George zmarszczył brwi. 

- Nie rozumiem - wyznał. 

Un westchnął demonstracyjnie i pokręcił głową. 

- No właśnie - powiedział 

Skończył już montować sznur do jego pleców i teraz jego koniec obwiązał o pień dosyć grubego drzewa i zabezpieczył zapięcie karabińczykami. 

- Co masz na myśli...? - spytał znów chłopak 

- Lina jest przywiązana - mruknął Cień, jakby w ogóle nie słyszał pytania -  Teraz załóż sweter i postępuj zgodnie ze wskazówkami Morteza. Ja idę na dół. 

George powoli wciągnął na siebie wierzchnie ubranie. 

- Dlaczego...nie odpowiadasz? - zapytał jeszcze raz 

Un lekko się uśmiechnął i odwrócił się. George złapał go nagle za przedramię 

- Un? - zapytał łamiącym się głosem 

Mężczyzna odwrócił się, położył mu ręce na obydwu ramionach i przytrzymał go w miejscu. Spojrzał mu głęboko w oczy. 

- Ja schodzę, a ty tu zostajesz - powiedział stanowczo - I nie dotykaj mnie więcej.

Po kilku sekundach odepchnął od siebie chłopaka i zaczął schodzić ze wzniesienia. George patrzył za nim, aż zniknął za drzewami. 

Został sam. 

***
Mortez przystanął na krawędzi Miejsca. Powoli zbliżył się do skały, na której przed laty wyrył triskelion. Poczuł jak jego gardło się zaciska. To tu... Nie przychodził tu często. Zazwyczaj tylko ten jeden raz w roku. Teraz jednak miało być inaczej. Nie przyszedł odwiedzić miejsca tragedii, ale przemienić je w miejsce chwały, gdzie zacznie budować wspomnienia razem z George'm. 

Mimo to, zbliżył się do największej ze skał i utkwił wzrok w jej ostrej krawędzi. Zauważył, że mimo upływu lat, wciąż lekko widoczny był ciemniejszy zaciek. Miejsce, gdzie skała spłynęła krwią.  

Był pewien, że tylko on to dostrzegał. Mimowolnie dotknął tego miejsca. I poczuł znaną nostalgię. Stał na grobie swojego brata. 

- Nie musisz tego robić - odezwał się nagle ktoś z boku. 

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz