Koszmar

1.7K 130 99
                                    

W ciszy jechali do miasta. George posępnie wpatrywał się w okno. Trudno mu było określić skąd bierze się jego zły nastrój. Okolica był piękna. Mgła wisiała nad poszarzałymi pagórkami ale jeszcze nie było śniegu, tylko zieleń zimozielonych drzew, brąz nagich konarów, żółć zwiędniętej trawy... Drogi były brązowe, powybrzuszane. Wszędzie sterczały przemarznięte koleiny, a jeżdżenie samochodem o niższym zawieszeniu i bez napędu na cztery koła z pewnością nie skończyło by się dobrze. Samochód Morteza był jednak praktyczny i dostosowany do trudnych warunków. 

George w kieszeni miał listę zakupów, obejmującą rozmaite kasze i ryże, mięso, warzywa, jajka, mleko, suche ziarna fasoli. Zastanawiał się czy Mortezowi o to chodziło. Milczał. Co jakiś czas czuł na sobie badawczy wzrok Patrona, ale żaden z nich nic nie mówił. 

Miasteczko nie było duże. W centrum miasta był jeden sklep z artykułami przemysłowymi i ubraniami i jeden duży sklep spożywczy. Poza tym poczta, stacja benzynowa, punkt ładowania butli gazowych i pub. Nic specjalnego. 

Obydwaj wysiedli z samochodu. Najpierw skierowali się do sklepu z odzieżą. George chodził jak cień za swoim Patronem, obce miejsca "ze świata" go onieśmielały. Mortez skierował się do działu z butami. Stały tam głównie ciężkie trapery i kalosze. Mężczyzna chwilę oglądał rozmaite obuwie.  

- Przymierzysz ten model - wskazał buty w kolorze ciemnobrązowym - Jaki masz rozmiar? 

- 42 - mruknął George 

Mortez uśmiechnął się lekko. Chłopak nie miał pojęcia co to znaczyło. Po chwili sprzedawca podał mu buty. Były ciężkie i solidnie wykonane, zrobione ze skóry i wiązane. George wsunął je na nogi. Były wygodne, ale nieco luźne. 

- Rozmiar różni się od zwykłej numeracji o pół centymetra, uwzględnia potrzebę założenia ciepłych skarpet. Zasznuruj je i przejdź się - polecił mu Mortez. 

Chłopak wykonał polecenie. Buty, choć ciężkie, w środku były miękkie i wygodne, a przy tym doskonale trzymały stopę. 

Jego Patron skinął głową. 

- Są okey, jak nie zgłaszasz uwag, to je bierzemy. 

Pierwszy rozsznurował je. Spojrzał na cenę i uniósł brwi. Buty kosztowały tyle co pięć standardowych par. Spojrzał z obawą na Patrona. Czy on o tym wiedział?

- To moja kwestia - mruknął Mortez - Teraz skarpety, ciepły sweter, kalesony i kurtka. 

George podreptał za nim. Mortez wrzucił do koszyka skarpety z dodatkiem wełny i kalesony termiczne. Potem postawił go w przymierzalni i przyniósł mu trzy swetry do wyboru. George odniósł wrażenie, że coś takiego jak elegancja czy ładny wygląd nie miały dla niego znaczenia. Liczyła się tylko praktyczność. Sweter musiał być gruby i drapiący, a to, że chłopak wyglądał w nim jak Bałwanek Buli, było najmniej ważnym kryterium. Przymierzył też spodnie bojówki, a Mortez wybrał te w kolorze khaki. 

George nagle poczuł się zmęczony. Po kolei mierzył kilka kurtek i Mortez w końcu uznał, że najlepsza jest taka w kolorze zgniłozielonym, z ciepłym kapturem i kieszeniami. Jeszcze tylko komin termiczny, ciepła czapka i rękawiczki i zakupy były skończone. 

Cena jaką zapłacił Mortez, była powalająca.     

- Te ubrania starczą ci na kilka lat - mruknął, widząc zszokowany wyraz twarzy George'a - Lepiej kupić raz coś dobrej jakości niż co roku wydawać pieniądze na badziewie.  

Poszli jeszcze po zakupy spożywcze. George wkładał do koszyka rzeczy według listy, a Mortez dorzucał inne produkty: batony proteinowe, mięso wołowe w paskach, tubkę pasty z łososia, puszki sardynek, suchary wojskowe. George pomyślał, że pewnie przygotowuje prowiant na wyprawę w góry. W koszyku nie zabrakło świeżej kawy, ulubionej herbaty Morteza i miodu. 

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz