Robaki

1.6K 136 107
                                    

Mortez siedział na ganku z kubkiem kawy w dłoni. Posępnie wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Drzwi "Nory" otworzyły się i wyszedł stamtąd Mutsu. 

- Mogę? - zapytał, wskazując miejsce koło niego 

Zapytany nic nie odpowiedział. 

- Wciąż to przeżywasz, co? - spytał mężczyzna o skośnych oczach 

- Zawsze będę to przeżywał - powiedział ponuro Mortez - Nie rozumiem czemu to zdarzyło się drugi raz. Byłem dobrze przygotowany. Sumiennie ćwiczyłem przez ostatnie lata...

Drugi z mężczyzn przytaknął. 

 - A on nie zszedł z trajektorii rzutu. Pozwolił się trafić... Stał tak spokojnie... - Mortez westchnął -  Obiecałem mu, że nie spudłuję i zawiodłem go. 

Starszy spojrzał w bok na siedzącego obok mężczyznę. 

- To był jego wybór - powiedział ten - wiedział na co się decyduje i jakie mogą być konsekwencje. Sam zdecydował, że zdejmie kamizelkę. Ufał ci i chciał to udowodnić. Tego go uczyłeś. - skośnooki przerwał - Zadzwoniłeś do Szefa? Już wie? 

  Mortez kilka chwil milczał. 

- Pojechałem do Miasta. Tylko tam mam zasięg. Powiedziałem mu, że na razie nie wracam. Z resztą... nie wiem co Yortif i Cervet mu powiedzą... 

Mortez pokręcił głową. 

- Nie wiem czy w ogóle tu nie zostanę - odezwał się znów - Kupię psa. Zawsze chciałem mieć psa. Nie wiem czy mój czas w Centrum nie dobiegł końca. 

Mutsu rozejrzał się. 

- Tu jest ładnie - powiedział - I spokojnie. Jest gdzie ćwiczyć i można sobie różne rzeczy poukładać... 

- Można - zgodził Mortez i upił łyk kawy - Ile czasu zostaniesz? 

- Ile będzie trzeba - powiedział Mutsu 

Mortez pokiwał głową. Znów zapadła cisza, ale obydwaj mężczyźni czuli się w niej dobrze. 

- Oglądałeś ranę? 

Mutsu nie odpowiedział od razu. 

- Jest zakażona. Gorączka nieco spadła, ale to niekoniecznie oznacza, że jest lepiej. Nasze maści trochę pomagają, ale wciąż majaczy. Według mnie jest gorzej.

- Też mam takie wrażenie - powiedział posępnie - Mija trzecia doba. Powinno już nastąpić przesilenie - wstał i powiedział - Teraz ja przy nim posiedzę.

- Będę za domem - powiedział Mutsu - wołaj jakbyś mnie potrzebował.  


***

Mortez wszedł do sypialni. Zasłony były zaciągnięte i panował półmrok. Chłopak leżał na łóżku nieruchomo. Twarz miał zwilgotniałą a usta uchylone. Oddychał ciężko. 

Mężczyzna usiadł na brzegu posłania i delikatnie dotknął jego czoła. Nie było już tak rozpalone jak w nocy, ale dalej niepokojąco ciepłe. Sięgnął do stojącej w pobliżu miski, wyjął z niej ściereczkę i przetarł chłopakowi twarz. 

- Mamo? - odezwał się George - Wrócił już? 

Mortez nie odpowiedział. Chłopak złapał go za przegub. 

- Mamo... On jest groźny... Musimy uciekać... Ukryć się gdzieś. Mam czterdzieści siedem dolarów... To starczy na bilety... 

- Wszystko w porządku, George - powiedział spokojnie Mortez - Jeszcze go nie ma. 

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz