Śmigła

1K 104 9
                                    

Duren nigdy nie czuł się pewnie wchodząc do takich miejsc. Może dlatego, że sam miał z nimi związane wspomnienia, których wolałby nie pamietać. Zerknął badawczo na Mastera.  

Sir Havrick wyraźnie nie podzielał jego niepokoju. Stał wyprostowany jak struna, czekając aż winda zjedzie piętro niżej. Majordomus pomyślał, że może Pan często tu bywał. 

Nie... Nie Pan. On taki nie jest - skarcił się w myślach. 

Spojrzał w bok na chłopaka, przez którego się tu znaleźli. 

Jak zwykle George, któżby inny - pomyślał i westchnął. 

Z pewnym niepokojem myślał o skutkach, które mogą być wynikiem tej decyzji. Servant miał skrzyżowane za plecami ręce. Ramiona ustawione były równolegle do siebie , spięte szeroką, skórzaną kajdaną. Od metalowej obejmy odchodziły pasy, których końce przytroczone były do  kółka z tyłu obroży chłopaka. Ustawienie, mimo że niewygodne, pozwalało na wielogodzinne krępowanie służącego bez szkody dla jego zdrowia. No i zapobiegało ucieczce, choć sir Havrick i tak dodatkowo prowadził chłopaka na krótkiej smyczy, której koniec trzymał w dłoni. 

Duren nie uważał aby takie środki ostrożności były potrzebne. Nie podejrzewał George'a o chęć ucieczki. Kto jak kto, ale chłopak dobrze wiedział czym to się kończy.  

George wydawał się nieco przygnębiony. Patrzył w ziemię, stojąc bez ruchu. Widać jednak było, że jest napięty. Ubrany był w wyjściowy, czarny uniform. Materiał mienił się w sztucznym świetle. Duren miał na sobie podobny strój, może nieco bardziej elegancki, stosownie do funkcji jaką sprawował w Domu. Oblizał wargi.  Muzyka, którą słyszał na górze, teraz, w windzie, wyraźnie się nasiliła. Platforma zjeżdżała bardzo wolno, jakby napędzała ją korbka ręczna a nie prąd.
Duren pomyślał, że może to celowy zabieg. Testowanie cierpliwości odwiedzających. 

W końcu dojechali.
Winda kliknęła i umilkła. 

Po chwili przedłużającego się bezruchu, otworzyła się żelazna krata. Stało za nią dwóch barczystych ochroniarzy, którzy obrzucili przybyłych lustrującym spojrzeniem. Potem odsunęli się na boki, czyniąc przejscie. 

Sir Havrick skinął im głową i odważnie wkroczył do ciemnego pomieszczenia, rozświetlonego tylko czerwonymi i niebieskimi, przyciemnionymi lampami. Za nim na smyczy podreptał George, a na końcu Duren, ze wzrokiem wbitym w ziemię. 

Mimo służalczej postawy, zachowywał czujność. Kto wie czy nie będzie trzeba zasłonić Pana przed jakimś zagrożeniem.    

Dudniaca muzyka zdawała się wypełniać pomieszczenie. Drżało od niej powietrze i podłogi. Łupiąc i rezonując, rozgościła się w głowie Durena. Ten skrzywił się mimowolnie. Było tu tak głosno, że ledwo mógł zebrać myśli. Któryś z ochroniarzy nachylił się w stronę Pana i coś mu tłumaczył. Ten skinął głową. Duren nie mógł zrozumieć jak Pan słyszy cokolwiek w tym hałasie. Przeszli w głąb sali, skręcając najpierw w prawo, a potem w lewo. Majordomus zauważył bar i stłoczonych przy nim gości. Zeszli po kilku stopniach do kolejnego pomieszczenia, o ostro zarysowanym, łukowatym sklepieniu. Ściany pomalowane były w czerwone, czarne i granatowe pasy, a ich kontury rozmywały się w kątach. 

Duren rozglądał się nieznacznie. Zastanawiał sie czemu takie miejsca są zawsze w piwnicy. Może chodziło o brak okien?  Brak oczu, które mogły obserwować co się dzieje? Brak wyjścia, co pozwalało na dokładną kontrolę kto wchodzi, a kto wychodzi?

Pewnie niektórzy nigdy nie wychodzili - pomyślał - Bilans takich miejsc zawsze się nie zgadzał. 

Zauważył, że przed Panem idzie jeden z ochroniarzy. Zmarszczył brwi, zastanawiając się czemu wcześniej go nie zobaczył. Skręcili w prawo, przechodząc przez niewielką salę ze stołem po środku. Na nim, po środku umiejscowiony był posąg. 

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz