Zabawa

1.2K 128 36
                                    


Kilka chwil nic się nie działo. George z zaskoczeniem patrzył na drzwi, za którymi zniknął jego Master. Czy on...? Przecież to niemożliwe! Czy on go zostawił...?! 

Nagle usłyszał szelest. Przeniósł spłoszony wzrok w stronę kanapy. Wstał z niej Brad. 

- No no... - powiedział, zbliżając się powoli w stronę stolika, na którym leżały przedmioty położone przez Morteza. Obrzucił George'a taksującym spojrzeniem i mruknął ironicznie - Mortez zostawił swojego Servanta? Co zrobiłeś? 

George milczał, wpatrując się w ziemię przed sobą. Usłyszał jak mężczyzna sięga po szpicrutę i macha nią w powietrzu. Usłyszał cichy świst, od którego zjeżyły się włoski na jego rękach. 

Brad powoli obszedł go dookoła. Chłopak miał wrażenie, że przygląda mu się z pogardą. Koniec szpicruty dotknął jego twarzy, a potem po szyi i zjechał na klatkę piersiową. George starał się patrzeć przed siebie. 

To taki test. On zaraz przyjdzie. Nie zostawiłby mnie!

- Jest u nas taka tradycja... - zaczął Brad powoli - Nie wiem, czy o niej wiesz. Jak ktoś ma problem ze swoim Wychowankiem, przyprowadza go do naszego Salonu i rozbiera obnażając te sfery, w które można uderzać. Potem  kładzie na blacie narzędzia, których można użyć. To taka zabawa... Nie widzę aby na blacie stała klepsydra...? Czyli zatem nie mamy ograniczenia czasowego... - mężczyzna uśmiechnął się złośliwie - Nie skorzystacie, panowie? - zawołał  w stronę pozostałych Starszych siedzących na kanapach i przy stolikach - Mortez przygotował nam niespodziankę. To mocno nie w jego stylu.

- Ja po tobie - Stan uniósł rękę 

George poczuł jak się zapada w sobie. 

- Normalnie kazałbym ci wstać, ale jesteś Servantem - wymruczał Brad - Oprzyj ręce o podłogę i pochyl się do przodu. 

George pochylił się powoli. Schował głowę między ramiona. Szpicruta przecięła powietrze, trafiając go w ramię. Zdusił jęknięcie. Brad stanął za nim. Zaczął uderzać go rytmicznie na przemian - w prawe i lewe ramię. George zaciskał usta. Uderzenia robiły się coraz silniejsze. Ręce George'a zaczęły drżeć. Któreś z kolei uderzenie sprawiło, że ramię się pod nim wygięło i stracił równowagę, lecąc do przodu. 

-  Co to było?! - warknął Stan - U Servanta takie coś jest niedopuszczalne. Masz się kontrolować! 

Uderzył go mocno w lewe ramię.

George przypomniał sobie słowa Cerveta, który kiedyś mu powiedział, że Masterowie często wyobrażają sobie, co Servanci niby powinni, bo brakuje im wiedzy o tym, co realnie muszą umieć. Poprawił ciało. Purpurowe policzki wciąż ukrywał między ramionami. Czuł się... zdradzony. Mortez go zostawił. Zacisnął powieki. Brad znów wznowił uderzenia. Spadały rytmicznie, znacząc jego ramiona poziomymi kreskami. 

- Dobra, teraz ja. Czemu nie uderzałeś w plecy? - usłyszał drugi głos. 

- A, tak jakoś. Chciałem żeby jutro dobrze pamiętał - w drugiej serii zajmę się plecami. 

- O, jest trzcinka. Jak dobrze. 

- Trzcinką raczej w pośladki. - skrzywił się Brad 

- Wysoka pozycja klęcząca, odsłoń pośladki i uda - polecił mu surowy głos 

- Nie powinien mieć osłoniętych przez Morteza? - dopytał Brad

Stan tylko wzruszył ramionami. 

- Jak w plecy można, to pośladki na pewno też - powiedział - Zgodne z Prawem. 

George dźwignął się do klęku. Zsunął dresy i bokserki do kolan. Dłońmi przed sobą zasłonił genitalia. Wpatrywał się w punkt w ścianie przed sobą.  

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz