Wdzięczność

1.3K 114 65
                                    

Mortez czuł się jak ktoś, kto tonie.

Co chwilę znajdował się jakby pod taflą wody. Dźwięki były oddalone, wydłużone, zniekształcone. Z każdą chwilą było gorzej. Najbardziej męczące było nieznośne kołysanie, które sprawiało, że miał ochotę rzygać.

Kiedy po raz kolejny odzyskał świadomość, ze zdumieniem odkrył, że znajduje się w swoim pokoju.

- Geooorgeee? - powiedział

Wstał chwiejnym krokiem i ruszył w stronę sypialni. Młodego nie było w pokoju. Poczuł cholerny niepokój. Miał poczucie, że chłopak był w niebezpieczeństwie, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd brało się takie przekonanie.

Miał ochotę walnąć się na łóżko, ale spodziewał się, że kiedy się położy, może zacząć rzygać.
Nie, to zdecydowanie nie był dobry pomysł.  

Chwiejnym krokiem doszedł do łazienki, zapalił światło i oparł się o ścianę.
W zlewie dojrzał zakrwawioną koszulkę.

Więc jednak.

- Geooorge....? Geooorgi?? - zawołał

Treść żołądka niemal zalewała mu gardło. Padł na kolana i pochylił się nad muszlą. Objął rękami zimną porcelanę.

Kiedy Stanford robił te cholerne sesje z wodą, zawsze chciało mu się rzygać.
A może dzisiaj użył prądu...? Chuj wie, czemu był w takim stanie.

Przez kilka chwil zastanawiał się czemu myśli o jakimś cholernym lesie.

Czy Stanford wziął go do lasu...? Może. Aby mógł drzeć się aż do utraty głosu.
I gdzie do cholery był Timmy? Już powinien wrócić.

Fala wymiotów otworzyła mu gardło i rzygał...rzygał...rzygał...jakby jego żołądek nie miał końca.

Timmy nie żyje - uświadomił sobie - Zabiłeś go, kutasie. Teraz nie ma już Timmy'ego tylko jest Georgi.

Otarł dłonią usta i oparł głowę na desce.

Zaraz Stanford powie, że czas na kontynuację. Skurwiel. Ciekawe co wybierze dzisiaj. Wodę...? A może prąd...? A może da mu porcję cholernej, ciągnącej się godzinami chłosty...?

- Tim! - krzyknął - Przynieś mi wody!

Ale Timmy nie nadchodził.

Nigdy go nie było jak był potrzebny. Może nadal siedział w karcerze? Stanford złapał go na paleniu papierosów. Dał mu w pysk. I dobrze, bo Mortez sam miał na to ochotę. Młody ma dopiero szesnaście lat. Nie powinien palić. 

Mortez dźwignął się powoli i odkręcił kran w zlewie. Zauważył okrwawioną koszulkę.

CO TO KURWA? - zapytał sam siebie

Zlał mnie ...? - sięgnął ręką, próbując wyczuć rany na plecach.

Miał na sobie suchą koszulę. Skóra pleców nie wydawała się przerwana. Zerknął w lustro i zdziwił się. Wyglądał...inaczej.

KURWA...CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE..?!

- TIM!!! - ryknął i wyszedł z łazienki

Znajdował się w zupełnie innym pomieszczeniu. Pokręcił głową. Znał ten pokój, ale to nie był...

- KURWA! - wycedził - Przez moment wydawało mi się... - urwał - Czyli Timmy nie żyje - powiedział drżącym głosem - Czyli już go nie ma...

Oparł się o ścianę i zsunął po niej na podłogę. Z trudem podwinął rękaw koszuli.

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz