Niedopowiedzenia

1.4K 117 53
                                    

Ze snu wybudził go dzwonek telefonu. Spojrzał na wyświetlacz. Serce mocniej zabiło. 

UN!

- Halo? - odebrał, wkurzony sam na siebie, że znów zasnął.  

- Namierzyliśmy obiekt. Posuwa się do wytypowanej lokalizacji. Zmienił tablice, ale samochód tak samo zdezelowany jak był - powiedział Un z rozbawieniem - Jak się zatrzyma, wyślę ci namiar i wracamy do Pana. Dalej działaj sam. 

- Dzięki ci! - Mortez wzniósł oczy do nieba i natychmiast odpalił samochód. 

Dojechał na wskazane miejsce na zgaszonych światłach. Była prawie siódma rano. Zostawił samochód za linią drzew i przekradł się do niewielkiej zatoczki, gdzie stała czerwona ciężarówka. Namierzył Stanforda przez tlącego się papierosa. Master stał kilkanaście metrów dalej, na leśnej ścieżce. Podkradł się nieco bliżej, ale wtedy pies węszący w ściółce obok sir Logana wyciągnął głowę, nastroszył uszy i wydał z siebie cichy warkot. 

- Morda! - rzucił cicho Stanford

Pies natychmiast przestał się jeżyć i zaczął na nowo węszyć. Nie było potrzeby już się kryć. Mortez wyszedł na ścieżkę i zbliżył się kilka metrów. Sylwetka Stanforda tonęła w półmroku, a tymczasem za nim widać było światła z ulicy. 

- Mortez... któż by inny - powiedział zimno Stanford, nie wyjmując papierosa z ust.     

Zapadła chwila ciszy. 

- Dzień dobry, sir  - powiedział Starszy

- Ach...teraz nagle jestem "Panem"? - spytał kpiąco sir Logan i wyjął papierosa z ust - jak mnie znalazłeś, skurwysynie? - spytał ponuro

- Jakiś czas czekałem na ciebie przy lesie - odparł młodszy Master zgodnie z prawdą - Zakładałem, że możesz tu wyprowadzać psa. 

- Nie pomyliłeś się... - mruknął Stanford i westchnął - Czego chcesz? - spytał zimno

 Mortez oblizał wargi. Wbił wzrok w ziemię. 

- Przyszedłem prosić abyś wrócił do Centrum - powiedział nieco nerwowo

Stanford uśmiechnął się kpiąco.

- Wciąż robisz to, co ci każą, co..? 

Mortez westchnął. 

- To nie tak, sir. Nie wysłał mnie tu Szef . 

 - A kto...? - spytał Stanford 

Starszy westchnął. Należało mówić jak najbardziej konkretnie.  

- Szef podjął kroki aby zlikwidować Ośrodek i Rada Starszych postanowiła Pana odszukać - rzekł  - Prosić aby Pan wrócił, sir.   

Stanford przekrzywił głowę. Znów zaciągnął się dymem.

- Ktoś musi reprezentować Dom wobec... - kontynuował Mortez, ale szpakowaty Master mu przerwał: 

- Jimmy znów nawalił, co...? - wymruczał - Wtedy magicznie przypominacie sobie o mnie... - dodał kpiąco 

Mortez potarł dłonią tył głowy. Nic nie odpowiedział, ale był wyraźnie skrępowany. 

- Spierdalaj stąd, Mortez. I nie szukaj mnie więcej - rzekł Stanford lodowatym tonem i gwizdnął na psa. 

Obrócił się na pięcie i ruszył w drugą stronę, w głąb lasu.  

Mortez pobiegł za nim.    

- Sir! Jaki my mamy wpływ na wasze potyczki! - zawołał głośno 

Master zatrzymał się i obrócił w miejscu. 

ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz