6. Brat

160 16 21
                                    

   Byłem w swoim świecie wpatrując się w spokojną twarz synka. Maluch spał w za dużych ciuszkach, które założył mu Doheo. Byłem mu okropnie wdzięczny, gdy ogarnął całą sytuację i dawał proste instrukcje. Zapewnił, że chociaż mały jest wcześniakiem, to nic nie powinno zagrażać jego życiu. Najważniejsze, aby czuł moją bliskość i żeby było mu ciepło, a szybko nabierze odpowiednią masę ciała. Nie pytał ani nie oceniał, dlaczego nie na oznak rogów, ani ogona. Mógł po prostu stwierdzić, że tak chciał los. Malutkie skrzydełka były pokryte czarnym puchem, co mnie uspokajało. Mogłem obiektywnie stwierdzić, że górowały tutaj moje geny, bo nie było widać żadnego niepokojącego sygnału, że jego drugim ojcem jest anioł.    
   Mój alarm w głowie włączył się, gdy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Nie musiałem wcale na nie spojrzeć, aby wiedzieć, że Hoseok. Poczułem się zagrożony, gdy wolnym krokiem, jakby badając teren zaczął się do nas zbliżać. Przeniosłem na niego zmęczony wzrok, a syna przycisnąłem bardziej do siebie, chcąc go ukryć przed jego wzrokiem. Nie wiedziałem czego się spodziewać i jak zareaguje. Bałem się, że będzie chciał go zabrać. Chociaż czułem się wykończony do granic możliwości, nie pozwolę na to, żeby go skrzywdził.
   — Już po wszystkim? — spytał normalnym głosem, patrząc tylko na mnie.
   Przytaknąłem ruchem głowy. Wystraszyłem się, gdy podszedł bliżej i usiadł na skraju łóżka. Doheo wciąż tutaj był, ale ulotnił się do kuchni, dając prywatność.
   — Jiae strasznie to przeżył. Bał się, że coś ci się dzieje i nie rozumiał, dlaczego nie może tutaj przyjść. Dostawał ataków paniki, płakał, krzyczał, a my nie mogliśmy go uspokoić. W końcu zasnął wyczerpany, buntując się bez kolacji i picia.
   Jego słowa mnie przeraziły. Oczywiście, że chciałem aby Jiae jak najszybciej się tutaj znalazł, ale byłem wciąż wyczerpany. W życiu nie sądziłem, że stać go na tak wiele.
   — Idź po niego. — szepnąłem.
   — Niech śpi. Gdy się obudzi to jest pewne, że pierwsze co, to przybiegnie tutaj.
   Westchnąłem na myśl o zdenerwowanym i smutnym Jiae. Kochany musiał zasnąć z wyczerpania i smutku w ogromnym stresie. Hoseok zapytał po chwili jak się czuję, a ja wzruszyłem ramionami mówiąc, że tak jak widać. Cięcie znaczyło pomału doskwierać, gdy znieczulenie przestawało działać.
   Wstrzymałem oddech, gdy przeniósł wzrok na opatuloną kocykiem małą główkę. Nie mógł zbyt wiele dostrzec, więc palcem odsunął delikatnie okrycie, a ja wstrzymałem oddech przerażony.
   — Nie ma rogów. — powiedział, co już wiedziałem. — Ogon?
   Zaprzeczyłem ruchem głowy.
   — Powiesz mu?
   Spojrzałem na niego z zbolałą miną. Wiedziałem, że chodzi mu o to, czy kiedykolwiek powiem Jungkookowi, że to jego dziecko. Byłem pomiędzy młotem, a kowadłem. Liczyło się bezpieczeństwo malca, jak i jego przyszłość. Nie musiałem się zastanawiać, żeby odpowiedzieć.
   — Nie. Nie wierzę nawet w to, że kiedykolwiek go zobaczy.
   — On? — spytał unosząc jedną brew, jakby sam zaczął przyzwyczajać się do tego, że rzeczywiście miał być dziewczynka.
   Nie zdążyłem mu odpowiedzieć, kiedy drzwi frontowe otworzyły się, a w nich stanął Jiae. Chociaż światło w pomieszczeniu dawał tylko palący się kominek, to doskonałe zdążyłem wybadać z jego twarzy ogromny ból. Ostrożnie uniosłem się na łokciu, co niezbyt dobrze zniosłem. W dłoniach gniótł Pucka, a przyszedł tylko w samej piżamie. Jednoznacznie mogłem stwierdzić, że musiał zwiać dziadkom.
   — Jiae nie możesz tak wychodzić! — powiedział ostro Hoseok, ale on wcale się nie przejął.
   Byłem ciekawy reakcji Jiae. Nie odrywał ode mnie wzroku, patrząc w taki sam sposób, jak Hoseok. Do łóżka podszedł okrężną drogą, jednak trzymając się na dystans. Poprosiłem go, żeby się zbliżył co zrobił natychmiast. Bolalo mnie serce na widok jego spuchniętych oczu i mokrych od kataru i łez rękawów.
   — Bałem się, że jesteś choly. — wydusił z siebie ledwo zrozumiale zaczynając płakać.
   — Nic mi nie jest. — szepnąłem wymuszając uśmiech. — Chcesz dzisiaj spać z nami?
   Jiae nie zwrócił wcześniej uwagi na to, że kogoś trzymam. Natychmiast przetarł oczy i wdrapał się na łóżko niezbyt ostrożnie. Dostrzegając małą główkę zapowietrzył się i szybko cofnął nie mogąc pewnie wszystkiego pojąć.
   — Nie bój się. — szepnąłem chcąc dodać mu jakoś odwagi.
   Bałem się jego reakcji. Ostatnie czego bym chciał to właśnie, żeby był zazdrosny.
   — Tatuś, to moja...
   — To twój brat. — wtrąciłem szybko. — Możesz bronić go tak samo, jak chciałeś bardzo bronić siostrę, wiesz?
   Jiae nie odpowiedział. Przysunął się bardziej na czworakach i niczym szpieg zajrzał ponownie na śpiącego malca. Nie chciałem go bardziej odkrywać, żeby nie narażać na niepotrzebne wyziębienie. Wystarczy, że konieczne będzie to przy przebieraniu.
   — Jest za mały.
   Hoseok, który właśnie dokładał do ognia zaśmiał się, jednak niczego nie skomentował.
   Chociaż oczy same zaczęły mi się zamykać, to próbowałem wytłumaczyć mu, że potrzeba czasu, zanim zacznie się z nim bawić, że on też był kiedyś tak samo malutki.
   — Też mnie tak trzymałeś? — spytał podejrzliwie.
   — Cały czas byłeś blisko.
   — Jak ma na imię?
   Jego pytanie mnie zszokowało. Przecież to była podstawa, a malec wciąż nie miał imienia.
   — Jioh. — powiedział Jiae, gdy zbyt długo nie odpowiadałem.
   Spytałem dlaczego, to odpowiedział, bo jest jego bratem.

Nie zapomnij o Nas (II) / YoonKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz