28. Przeprosiny

164 17 2
                                    

   — Jungkook! — pisnął Jiae na widok anioła szczęśliwy, że nawet rzucił mokrego węża gdzieś w kąt.
   Jego pozytywne nastawienie nie trwało długo, bo szybko nadmuchał swoje policzki i przybrał minę obrażonego Hoseoka. Zbyt normalnie odszukał pluszaka i nie patrząc na swojego ulubieńca wrócił do łóżka. Mój brat zmrużył oczy analizując pewnie to, czy Kook coś mu zrobił, a ja wiedziałem że to była dziecięca zazdrość.
   — Daj węża trzeba go odsączyć od wody. — zaproponował Kook, który siedział na jego łóżku, niby blisko, a tak daleko.
   Mały zaprzeczył głową i obrócił się do niego zadem. Mokrego Pucka położył w łóżku i jeszcze się do niego przytulił. Anioł wysłał mi pytające spojrzenie.
   — Jest zazdrosny. — powiedziałem krótko.
   — Wcale nie! — krzyknął w ścianę.
   — Pytałeś przed chwilą o Jungkooka, a teraz nie chcesz nawet z nim porozmawiać? — spytałem badając jego reakcję.
   Nie odezwał się, więc powiedziałem czym jest spowodowana jego zazdrość. Jiae na te słowa się rozpłakał i stwierdził, że miała to być tajemnica.
   — Jaka tajemnica, że mnie nie lubisz? — przejął pałeczkę anioł.
   Leerim nie odezwał się nawet słowem. Gdyby chciał to by już wylazł zostawiając nas samych, czego bardzo chciałem. Jednak on najwidoczniej stwierdził, że sobie posłucha naszej rozmowy z dzieckiem.
   — To ty mnie nie lubisz! — wydyszał ciężko Jiae.
   — Poczytać coś tobie?
   Jiae potrzebował chwili, aż w końcu odwrócił głowę w jego kierunku i pokiwał głową. Widziałem jak zagryza zęby ze zdenerwowania, ale zrobił mu miejsce obok siebie, żeby położył się obok tak jak kiedyś. Natychmiast wcisnąłem w ręce Kooka byle jaką książkę, żeby mu zaczął czytać tak jak powiedział.
   — Porozmawiamy rano? — zapytał Leerim.
   Zgodziłem się. Rim wiedział, że przy Jiae nie obgadamy niczego szczególnego, tym bardziej jak miał wahania nastroju.
   Gdy wyszedł ja usiadłem obok łóżka, a w sercu poczułem okropny ucisk z powodu Jioh'a, którego tylko brakowało. Starałem wziąć się w garść, bo chciałem wierzyć w to, że to kwestia chwili, a będziemy razem.
   Razem... Jak to brzmi?
   Głos anioła był tak kojący. Byłem strasznie szczęśliwy, że nie odtrącił w tym momencie Jiae, gdy on tak bardzo potrzebował jego towarzystwa na swój sposób.
   — Jiae... — zaczął anioł, po czym odłożył sobie książkę na brzuch. — Wiesz już, że Jioh jest twoim bratem i...
   — Jesteś jego tatą. — dokończył zbyt oschle.
   — A ty jesteś jego bratem, a skoro jesteś jego bratem to kocham ciebie tak samo jak kocham Jioh'a, rozumiesz?
   Dostałem wstrząsu. To nie było negatywne uczucie, tylko zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Musiałem odwrócić się do nich plecami, aby Jiae nie dostrzegł mojej reakcji, gdzie niemal nie mogłem złapać powietrza, a z oczu poszły mi łzy. Musiałem jak najszybciej dojść do siebie.
   Jiae właśnie się tego bał, że to Jioh będzie ważniejszy od niego.
   — Ale jesteś jego tatą, a nie moim.

   ***

   — Nie musiałeś tego robić. — szepnąłem.
   Temat podjąłem, gdy byliśmy już w łazience. Kook uśpił Jiae bez najmniejszego problemu i chociaż żeby spokojnie porozmawiać, poszliśmy właśnie tam.
   — Czego? — zapytał.
   — Nie musisz wkupiać się w jego łaski, tylko dlatego, że jest zazdrosny. Wiesz, że nigdy nie chciałem ciebie nim obarczać, bo...
   Anioł odetchnął i odwrócił się w moim kierunku. Podszedł a z racji, że stałem przy ścianie, to oparł się o nią dłońmi i w jakiś sposób zablokował mi drogę ucieczki. Wcale mi to nie przeszkadzało.
   — Pozwól, że to ja będę decydować i odpowiadać za własne czyny i słowa. — szepnął.
   Na bank spaliłem buraka, bo odwróciłem wzrok. Był tak cholernie blisko, a mi tak strasznie go brakowało.
   — Nie jestem toksyczny, żeby nie tolerować go tylko przez to, że jest Hoseoka.
   — Przepraszam.
   — Jestem świadomy tego co biorę na swoje barki Yoongi. Wiem, że będzie ciężko, że masz Jiae i nie chcę wykluczać go spoza naszej czwórki. Jesteśmy czwórką, ty, Jioh, Jiae i ja. Rozumiesz? Doskonale wiem, że również to oznacza wybryki tego wariata Hoseoka, ale to kwestia czasu, aż mu...
   Rozpłakałem się. Zbyt szybko emocje zaczęły władać moim umysłem, bo bałem się, że lada chwila obudzę się z potwornego snu i znowu będę w tamtym domku. Ścisnąłem oczy do granic możliwości i chociaż słyszałem głos Jeongguka, który prosił abym na niego spojrzał, ja po prostu nie mogłem. W końcu złapał za mój podbródek i podniósł ton powtarzając te same słowa.
   Uniosłem mokre powieki, a obraz Kooka stojącego przede mną był rozmazany. Mój ukochany nie pozwolił mi nawet złapać oddechu, kiedy przybliżył swoje usta do tych moich, po czym zassał się na mojej dolnej wardze. To wytrąciło mnie z równowagi i sprawiło, że moje ciało w ułamku sekundy zaczęło płonąć, a była to tak prosta zwykła niby czynność. Robiona przez odpowiednią osobę miała wszystko co było mi w obecnej chwili potrzebne. Świat zniknął. Nie liczyło się nic, tym bardziej że to on wykazał inicjatywę. To on zbliżył się do mnie. To nie on odwracał mnie do siebie plecami, żeby mnie nie oglądać. Miałem świadomość tego, że mógł się tylko ze mną bawić. Nie obchodziło mnie to, bo chciałem być blisko niego nawet jakby miałby to być nasz ostatni dzień.
   Gdy przygryzł moje usta stęknąłem. Mój ogon zaczął z ekscytacji poruszać się na boki, niczym zadowolony piesek, który dostał swoją zabawkę. Rozchyliłem nieco wargi i nie zdążyłem tego dobrze zrobić, a on już w doczytał to jako zaproszenie. Złączył nasze języki razem, a mi zrobiło się tak błogo, że uderzyłem tyłem głowy w ścianę, bo musiałem na czymś się oprzeć. Pocałunki były chaotyczne, ciężko było nam dobrać wspólny rytm i  zaczynały być tak niebezpieczne... Moje dłonie powędrowały w okolice jego włosów i już po chwili poczułem ich nieskazitelną miękkość. Teraz był mój i pozwalał mi na dotyk. Nie odtrącił mnie, ani nie uderzył.
   W końcu oderwał się na chwilę, żeby spojrzeć w przyćmiome ekscytacją oczy. Wrócił do dolnej wargi, którą zassał na tyle mocno, że na pewno zostawił na niej ślad. Zakręciło mi się w głowie na tyle, że gdybym nie chwycił się jego ramion, to możliwe że znalazłbym się na podłodze.
   — Wszystko w porządku Yoongi? — zapytał chwytając mnie w okolicach bioder.
   Głowa zaczęła mnie boleć, bo nie spodziewałem się tego, że tak szybko przejdziemy chociażby do etapu pocałunków. Byłem szczęśliwy, że nie mogłem uwierzyć w to, że jest tak blisko mnie i mogę pochłaniać jego cudowny anielski zapach.
   Jego lewa ręka poszła nieco bardziej do tyłu i chwyciła za mój ogon, a końcówka automatycznie oplotła się wokół jego nadgarstka i wcale nie miałem na to wpływu. Zawstydzony schowałem twarz w jego ramieniu i wtedy mnie pociągnął, aż się zapowietrzyłem bo oczywiście, że to bolało, tyle że to był ten inny rodzaj bólu.
   — Kookie...
   — Tęskniłem za tobą. — wyszeptał słowa, których bym nigdy nie spodziewał się usłyszeć.
   — Ja... — zacząłem niepewnie, bo zabrakło mi języka w gębie.
   — Wiem, że potrzebujesz czasu.
   — Jakiego czasu?
   Wziąłem go za rękę i w końcu wyprowadziłem z tej łazienki. Jiae miał zazwyczaj ciężki sen, więc wątpiłem w to, że nasze szepty go zbudzą. Pokierowałem go w kierunku mojego łóżka, a gdy chciałem usiąść obok, on pociągnął mnie tak, że wylądowałem na jego kolanach.
   — Czasu, aby zdecydować jak to wszystko ma wyglądać.
   Jeżeli nas chcesz, to ja nawet nie muszę się zastanawiać.
   — A jak będzie wyglądać? — szepnąłem unikając jego wzroku. — Nie muszę się nawet zastanawiać, gdy będziesz uczestniczyć w tym wszystkim.
   — Minie jeszcze trochę czasu zanim wszystko się ustabilizuje.
   Zagryzłem zęby, bo nie chciałem już na nic czekać. Chociaż mój umysł krzyczał, że to może być zwykła ulotna chwila, żebym przestał robić sobie nadzieję i zajął się dziećmi. Zamiast szukać miłostek na chwilę, po których miałbym jeszcze bardziej cierpieć i żyć z dnia na dzień bez niczego.
   Co jeśli pójdzie coś nie tak?
   — Tęsknię za Jioh'em... — szepnąłem zakrywając twarz w dłoniach i ledwo powstrzymywałem się, aby nie zapłakać.
   Kookie zaczął mnie zapewniać, że nie mam się matrić i niczego mu nie brakuje.

   ***

   Gdy za oknami zaczęło robić się już jasno, ja wciąż myślami byłem przy Jioh'u i Jeongguku, ale mój starszy syn długo mi na to nie pozwolił. Dał mi rano popalić swoim humorem, że chciałby zobaczyć się z Youbinem i za nic w świecie nie mogłem mu przetłumaczyć tego, że nie może się teraz znaleźć w Królestwie Aniołów. Dużo czasu zajęło mi ustawianie go do pionu, ale jego słowa bolały najbardziej gdy mówił, że nie chce być demonem.
   — Dlaczego nic nie powiedziałeś?!
   Hoseok koczował przy mojej komnacie. Wychodziłem właśnie z Jiae, a mały ze strachu aż się się cofnął przez co uderzył w ścianę. Nie zrobiło to na nim wrażenia.
   — O czym? — szepnąłem zdenerwowany, bo jego obecność również mnie wystraszyła.
   Bałem się, że już wie o Jungkooku. Bałem się tego, że Jiae lada chwila wszystko nieświadomie wypapla.
   — O tym co ci zrobił, jak mogłeś...
   — Uważasz się za lepszego?
   — Tatuś idziemy...?
   Jiae chwycił moją rękę i delikatnie za nią pociągnął sugerując, żebyśmy już poszli.
   — Ja ciebie nie... — nie dokończył słowa, pewnie tylko przez to, że był tutaj Jiae. — Pozwalałeś na to, a wtedy gdy nie chciałeś... Nie zrobiłem przecież tego.
   — Nie pomyślałeś o tym, że po prostu nie walczyłem z tobą, bo bałem się tego że mnie wywalisz za drzwi?
   — To byłem ja i byłeś mój, a ten...
   Szepnąłem w kierunku Jiae, aby cofnął się po Pucka. Jednak mały zanim to zrobił bacznie przyjrzał się Hoseokowi, zanim wszedł ponownie do komnaty.
   — To ciebie nie dotyczy Hoseok, więc nie wtrącaj się.
   Najwidoczniej zapomniał się, bo chciał podejść do mnie bliżej. Wyciągnąłem rękę na wprost, na co natychmiast się zatrzymał.
   — Zabiję go.
   Przewróciłem oczami wzdychając.
   — Wszystkich zabijasz? Zabijałeś też mnie, ale już starczy. Daj mi już spokój Hoseok, bo chcę wrócić do normalności.
   — Yoongi...
   — Nie.
   — Tatuś idziemy?
   Hoseok podszedł do Jiae i przyklęknął na jednym kolanie, aby znaleźć się na równi z jego wzrostem. Mały już wcześniej chwycił za moją rękę, i teraz poczułem jak mocniej za nią ściska. Chciał zbliżyć dłoń do jego twarzy, ale Jiae odwrócił głowę w bok.
   — Jiae... Przepraszam kochanie, że nie potrafię być jeszcze dobrym ojcem. Obiecuję, że...
   — Nie składaj dziecku obietnic, których możesz nie dotrzymać. — przerwałem mu.
   A ja? Oczywiście że słysząc jego wywód czułem ogromną kulę w gardle, a dłonie w ułamku sekundy stały się lodowate. Nie wiedziałem jak na te słowa zareaguje Jiae i jak przyjmie je do swojego dziecięcego serca.
   Pomimo mojego ostrzeżenia Hoseok obiecał Jiae, że postara się być lepszym tatą zakańczając wszystko mówiąc, jak bardzo go kocha.
   Wiedziałem, że te wypowiedziane przez niego słowa były szczere. Znałem go na tyle, aby wyczuć ton jego złamanego głosu. Ja nigdy ich w swoim kierunku nie usłyszałem, kiedy najbardziej tego kiedyś pragnąłem. Teraz w zupełności wystarczał mi aktualny stan rzeczy.
   — Jiae, nigdy więcej ciebie nie uderzę i nie zasłużyłeś na to, słyszysz? — pytał go, gdy nasz syn krył się za mną.
   To wszystko sprawiło, że Hoseok chociaż nie powinien to znajdował się blisko mnie. Nie miałem już na to wpływu, jeżeli chodziło o nasze dziecko. Mały potwierdził głową dając tym znak, że wszystko słyszy.
   — Wybaczysz mi?
   Jiae podniósł głowę, aby spojrzeć na moją reakcję. Jego wzrok bardziej pytał o to, co ma odpowiedzieć, jednak ja tylko wzruszyłem ramionami. Nie potrafiłem mu pomóc, bo powinna być to jego decyzja, nawet jeśli ma siedem lat. Nie spodziewałem się jednak tego, że odpowie na zupełnie inny temat.
   — Jungkook powiedział wcześniej, że mnie kocha.

Tak wiem, wstawiam bardzo późno. Ostatnio za dużo się u mnie działo, a zmiana łóżka sprawiła, że nie potrafiłam pisać wieczorami, bo piszę głównie w łóżku xD
Wciąż tutaj jestem i...
Przepraszam!
  

Nie zapomnij o Nas (II) / YoonKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz