46. Czarno-biały wąż (III)

77 14 6
                                    

   — To trwało dłuższy czas? — szepnął w stronę Hoseoka.
   — Tak.
   Yoongi był mu wdzięczny, że był obok. Nie zawsze, ale był. Minęły ponad dwa dni odkąd Jioh zjawił się w królestwie demonów, a rokowania wciąż nie były pewne. Kilka razy również przyszedł tutaj Leerim, ale tylko raz poinformował go, że Jungkook jest w królestwie demonów i chce się z nim zobaczyć. Yoongi odmówił, mówiąc że nie chce go oglądać, jak i również poprosił, aby przekazał mu, że nie zobaczy też Jioha. Nie chciał, aby zbliżał się do skrzydła szpitalnego.
   W nocy obudził się, bo miał wrażenie że Jioh wypowiada jakieś słowa przez sen. Chociaż nie był tego pewny, to doskonałe był pewny jego uścisku, bo niemal bez przerwy trzymał jego dłoń. Rozpłakał się wtedy uznając to za dobry znak i dziękował demonom, że jego prośby zostały wysłuchane. Po kilku godzinach tej samej nocy Jioh zaczął płakać i mówić, że bardzo go boli. Yoongi wiedział, że on nie zdawał sobie sprawy z otaczającej go rzeczywistości więc płakał razem z nim prosząc aby był dzielny, że sobie z tym poradzi i wszystko będzie dobrze. To były jedne z tych kolejnych gorszych chwil w jego życiu.

   Jioh otworzył powieki delikatnie czując jak bardzo są ciężkie. Był zmęczony i niezbyt orientował się o co chodzi, a na widok taty Jiae który siedział na fotelu z głową opartą o jego łóżko... Śpiącego i trzymającego jego dłoń nawet nie miał siły się zdziwić. Przez suchość w gardle nie mógł wypowiedzieć żadnego słowa, a czując ból w każdej części ciała zapłakał wpadając w panikę i histerię.
   Niewiele pamiętał i wszystko go przeraziło. Z racji, że pielęgniarka akurat przebywała w pokoju natychmiast zawołała lekarzy widząc, że Jioh się wybudził. Yoongi przerażony oddalił się wtedy od łóżka nie wiedząc co ma zrobić, bo przecież dla Jioha nie był nikim ważnym, a on sam nie chciał naruszać jego przestrzeni prywatnej. Gorzej zrobiło się wtedy, gdy Jioh zaczął krzyczeć w stronę demonów, aby się odsunęli. Yoongi chciał powiedzieć, aby się nie bał, że mu pomogą, że wszystko będzie dobrze, ale nie mógł wydusić z siebie słowa, gdy jego dziecko zaczęło wołać Jungkooka. Jego serce pękało na milion kawałków.
   — Chcę do domu! — darł się zdzierając gardło. — Zatrzymam czas, słyszycie?! Zostawcie mnie! Chcę do taty!
   Yoongi wtedy drżącym głosem poprosił, aby tego nie robił, że spełni jego wolę i pośle kogoś po Króla Aniołów.

   ***

   Lekarze gdy sprawdzili wszystkie odpowiednie dla nich sprawy wyszli za poleceniem Yoongiego. Zostali przez chwilę sami w pomieszczeniu w dwóch odrębnych końcach pokoju. Książę był oparty plecami o ścianę stojąc, kiedy Jioh był przykryty pod samą szyję kołdrą, jakby chciał ukryć swoją niewidoczną już niemal mozaikę ciemnych żył. Kochał Jioha całym sercem, ale musiał przecież zrozumieć jego reakcję, bo królestwo demonów nigdy nie było jego domem. Strach był uzasadniony tym bardziej, gdy nie było wokół niego bliskich mu osób. Cieszył się, że jego stan wskazywał na poprawę, a to oznaczało że zalecenia lekarzy działały.
   Jungkook zjawił się niespodziewanie sam otwierając drzwi, że nawet strażnicy nie zdążyli tego zrobić. Yoongi szybko zauważył, że wzrok ukochanego nie poszedł w stronę cierpiącego syna, tylko w jego, co go zabolało. Ciężko było cokolwiek z tego odczytać. Złość, nieporozumienie, a może rozczarowanie? Yoongi nie ukrywał swoich uczuć mając łzy w oczach, a cała jego postawa wskazywała na obronną, żeby nawet nie pomyślał o tym, aby się do niego zbliżyć. Kontakt wzrokowy trwał dłuższą chwilę dopóki Jioh nie zwrócił na siebie uwagi.
   — Ojcze...
   Dla Jioha nie liczyło się, że nawet na niego nie spojrzał, tylko to że przyszedł. Wszystkie jego wcześniejsze przemyślenia zniknęły, bo przecież teraz tutaj był.
   Król odwrócił się w jego kierunku natychmiast podchodząc. Dotknął jego twarzy przyglądając się wszystkiemu z kamienną twarzą, jak na króla przystało.
   Jioh zaczął natychmiast mówić, że chciałby porozmawiać tylko z nim. Yoongi natomiast syknął przez zęby roztrzęsiony, że jest księciem i wyjdzie dopiero, gdy tego będzie chciał, a nie że on chce. Wiedział, że Jiohowi to się nie spodoba, ale trudno. Jungkook może też czekał, aż wyjdzie?
   — Przepraszam, że choruje. — zaczął szeptać Jioh, co dało się usłyszeć. — Ale chcę do domu, pozwól mi wrócić do domu. Poprawię się obiecuję, ale nie zostawiaj mnie tutaj. Już mi lepiej i nie będę przeszkadzał, obiecuję. Wiem, że jestem do tyłu, ale staram się i...
   Jioh przełknął zdenerwowany ślinę spuszczając głowę w dół, bo przecież zawsze powtarzał mu, że się poprawi, a tej poprawy nie było widać.
   — Jeżeli nie masz czasu, to... — kontynuował nerwowo się uśmiechając. — Możemy porozmawiać później.
   Jungkook szepnął dotykając jego dłoni, że zabierze go do domu i ma się tym nie martwić. Yoongi wstrzymując powietrze wtrącił się mówiąc, że nie ma nawet takiej opcji. Jioh spojrzał na niego wrogo.
   — Chcę wrócić do domu! — krzyknął.
   — Wrócisz, gdy wyzdrowiejesz. — odparł spokojnie Yoongi patrząc szklistym wzrokiem w kąt.
   — Wyzdrowieje w domu!
   — To dlaczego wcześniej tam nie wyzdrowiałeś?! To tutaj twój stan stał się stabilny, nie tam!
   Trwała chwila niezręcznej ciszy. Jungkook milczał. Yoongi był u kresu wytrzymałości i cały się trząsł. Jioh reagował podobnie. Wszystko przerwała pielęgniarka, która zaczęła mierzyć temperaturę Yoongiemu i Jiohowi. Zmieniała kroplówkę, a Jioh widząc czerwony kolor przeraził się i wyrwał rękę.
   — Co to jest?!
   — Doktor zalecił przetaczanie krwi... — zaczęła tłumaczyć, jednak Jioh przerwał jej mówiąc, że nie godzi się na to.
   Zaczęła się istna wymiana zdań. Jioh pytał, Kook pytał. Yoongi próbował wszystko obejść, jednak nic z tego. Cały ten natłok sprawił, że musiał wyjść w końcu z Jungkookiem na korytarz, aby większość wyjaśnić. Gdy się tam znaleźli było jeszcze gorzej, bo Jioh prosił swojego ojca, aby nie wychodził. Yoongi wtedy stojąc do niego plecami już płakał i powiedział, że Jungkook zaraz do niego przyjdzie i nie potrwa to długo.
   — Suga, posłuchaj...
   — Nawet mnie nie dotykaj, bo nie ręczę za siebie... — szepnął łamanym głosem. — Masz mu powiedzieć, że ma się zgodzić, bo...
   — Co to za krew?
   — Moja.
   — Dlaczego?
   — Jioh umierał w własnym domu, jak mogłeś tego nie widzieć?! — krzyknął  histerycznie bardziej się rozpakując i zapowietrzając.
   Jungkook stał tak przez chwilę. Chciał podejść do Yoongiego, ale ten odsunął się szybko mówiąc niewyraźnie, aby się nie zbliżał.
   — Jak mogłeś go komuś oświadczyć? Jak mogłeś dać mu kondomy na urodziny?! On ma piętnaście lat! Słyszysz, piętnaście! Ja będąc po dwudziestce nie byłem w stanie myśleć wtedy o ślubie z tobą! Mówiłeś mi, że go bardzo kochasz, to może powiedz mi co lubicie razem robić? Czego się boi? Jakie ma mocne strony? Jioh powiedział, że tamten chłopak chciał się go pozbyć, słyszysz jak to brzmi?! Na demona... To nasz syn... Dlaczego karzesz mu brać ślub z kimś, kto go nie kocha...
   Głos Yoongiego stał się mniej wyraźny, a oddech płytki. Przymknął na chwilę oczy, chcąc jakby odpocząć od ilości wypowiedzianych słów, albo od ich przykrej prawdy. Przytrzymał się ręką ściany i gdyby Kook go nie złapał to upadłby na posadzkę.
   — Nie dotykaj mnie! — krzyknął natychmiast chcąc go odepchnąć. — Powinieneś być przy Jioh'u. Masz przy nim być dzisiaj i mam gdzieś co masz do roboty!
   — Skarbie posłuchaj...
   — Nie.
   Jioh denerwował się gdy Jungkook długo nie wracał, a gdy tylko dostrzegł otwierające się drzwi szybko zerwał się do siadu po chwili skrzywiając lekko twarz z bólu. Gdzieś w środku czuł ogromne szczęście, bo jego ojciec wrócił i nie miało to znaczenia, że ten demon ponownie się tutaj znalazł.
   Jungkook otępiale podszedł do syna. Wymusił w jego kierunku uśmiech pytając jak czuje. Usiadł na krześle tuż obok jego łóżka.
   — Już dobrze. Możemy iść do domu?
   — Jeszcze nie. Musisz w pełni wyzdrowieć i poczuć się lepiej. Przetoczą tobie krew. To nic groźnego, okej?
   — Po co?
   Jungkook chwycił jego dłoń i powiedział żeby na nią spojrzał. Spokojnie wytłumaczył, że jego organizm był zbyt słaby na zwalczenie zakażenia, a większa ilość czystej krwi pomoże w szybszym zwalczeniu bakterii. Jioh na tą informację spuścił głowę i zapytał dlaczego w ogóle tutaj jest.
   — Przyniósł ciebie tutaj Jiae. — wtrącił Yoongi stojąc z boku. — Byłeś w stanie ago... Bardzo złym stanie...
   — Szpital w Królestwie Demonów jest lepszy?
   — Tak. — powiedział Kook w tym samym momencie, gdy Yoongi powiedział, że nie.
   Po chwili zrobili to odwrotnie. Yoongi powiedział, że tak, a Jungkook, że nie. To sprawiło, że powstała ponownie niezręczna cisza.
   — Chodzi o to, że Królestwo Demonów wie jak leczyć tą przypadłość. — odezwał się w końcu Yoongi. — Nic tutaj tobie nie grozi.
   Chciał powiedzieć, że po wszystkim wróci do domu, ale... Bał się.
   Wsłuchiwał się, gdy rozmawiali pomiędzy sobą, a właściwie mało rozmawiali. Zazwyczaj o niczym szczególnym, ale nic nie zapamiętał tak bardzo jak to, gdy syn przepraszał go, że znowu musi być w szpitalu i w dodatku tutaj. Wciąż nie wrócił do pełni sił, więc nic dziwnego, że co jakiś czas oczy mu się zamykały, by po chwili zapaść w sen.
   — Nie myśl, że sobie wyjdziesz, bo zasnął. — syknął w jego kierunku Yoongi. — On bardzo ciebie potrzebuje.
   — Nie martw się o to. Zostanę.
   — To Jioh pociął swojego węża? — zapytał tak cicho, że Jungkook ledwo usłyszał.
   Kook natychmiast odpowiedział, że to nie Jioh oraz, że nie wie kto to mógł być.
   — Ciężko zniósł rozstanie z nim i...
   Te słowa podziałały na księcia demonów momentalnie. Wyszedł z salki uprzednio przypominając mu, że jeżeli opuści królestwo demonów, to tego gorzko pożałuje. Kook nawet nie zdążył zapytać o co chodzi, a jego już nie było.
   Był zdenerwowany gdy szukał odpowiednich materiałów, aby uszyć nowego węża. Nie szył niczego od tamtego właśnie czasu, dlatego włożył w nią całe serce i mnóstwo łez. Hoseok zaglądał do niego za jakiś czas, ale był na tyle kompetentny, że nie komentował jego działań akceptując czyny swojego męża.
  
   ***

   — Tato...? — szepnął Jioh nie otwierając jeszcze oczu.
   — Jak się czujesz?
   — Nie możesz być tutaj przez cały czas... Na pewno potrzebują ciebie w zamku i...
   — Nie zawracaj sobie tym głowy teraz, dobrze?
   Jioh nie dostrzegł nawet Yoongiego siedziącego na drugim końcu sali. Nie mógł wiedzieć, jak bardzo cieszy demona widok tej dwójki będącej razem. Oczywiście, że czekał również na reakcję swojego dziecka na coś, co miał tuż obok siebie. Jioh był jeszcze w swoim świecie i niezbyt szybko mógł dostrzec to co zrobił dla niego Yoongi. Wymieniali się krótkimi zdaniami odnośnie tego jak anioł się czuje, kiedy do sali wszedł Hoseok. Orientacyjnie spojrzał na ową dwójkę, by po chwili podejść do swojego męża i kucnąć tuż przy nim na jednym kolanie.
   — Kochanie musisz odpocząć. Źle wyglądasz, jesteś zmęczony. — szepnął chwytając za jego dłonie.
   Książę demonów wymusił w jego stronę uśmiech. Owszem był zmęczony, bo od dwóch dni nie było go nawet we własnym domu. Jednak są sprawy ważne i ważniejsze. Nie miał zamiaru opuszczać w tej chwili swojego dziecka.
   — Dojdzie do tego, że zaraz ty będziesz potrzebować pomocy. Toleruję to wszystko, ale nie wtedy, gdy się to na tobie odbija.
   Chwycił jego dłonie ściskając je mocno.
   — Co to...?
   Yoongi natychmiast przeniósł wzrok na syna, który wyciągnął spod swojego uścisku biało czarnego węża. Nie bez powodu zrobił go takiego, bo przecież Jioh był pół na pół. Patrzył jak młodszy bierze go w swoje dłonie i przygląda z każdej strony. To było dla niego tak ważne, że wstrzymał oddech wpatrując się w jego reakcję.
   — Tato?
   — Nowy wąż.
   Jioh zamrugał kilka razy oczyma. Dusił węża w dłoniach orientując się, że jest tak samo miękki jak tamten. Lubił go gnieść.
   — Nie chcę go.
   — Dlaczego?
   Jioh nie odpowiedział i odwrócił wzrok.
   — Dlaczego go nie chcesz? — powtórzył pytanie.
   — Powiedziałeś, że tamtego węża zrobił ktoś wyjątkowy. — szepnął wciąż dusząc maskotkę w dłoniach.  — Dlatego  nie chcę innego, bo nie jest tamtym.
   Trwała chwila ciszy. Jioh milczał. Jungkook milczał, a Yoongi patrzył na nich oczekując jakiejś reakcji ze strony Kooka.
   — Skąd wiesz, że ten nie jest wyjątkowy?
   — Bo nie może być.
   — Ale ten też jest...
   — Nie chcę słuchać kłamstw, bo mi wtedy źle.
   Całą dyskusję przerwał sam Król demonów, który wszedł do pomieszczenia niezbyt interesując się tym co działo się w środku. Jioh ścisnął wtedy mocniej maskotkę obserwując jego reakcję. Miał ochotę schować się pod kołdrą, żeby nie był widoczny. Najzwyczajniej się bał, chociaż tuż obok niego był ojciec. Zdziwił się, że nie weszła tutaj staż Króla.
   — Dosyć tego Kook. — zaczął twardo chowając ręce z tyłu pleców. — Trzeba o wszystkim porozmawiać i ustalić nowe zasady, bo te obecne stały się zbyt proste. Wiem, że nie masz ochoty mnie oglądać, ani ja ciebie, ale nie mogę już dłużej udawać, że nic się nie dzieje.
   Jungkook wstał z krzesła puszczając dłoń syna, którą trzymał.
   — Tato, nie idź... — szepnął Jioh ciężko dysząc.
   Podniósł się do siadu, co wymagało sporo siły. Chwycił ponownie jego rękę chcąc go zatrzymać.
   — Leerim nie wtrącaj się. — syknął w jego kierunku Yoongi.
   Bał się, bo nie wiedział o co chodzi bratu.
   — Ciebie bracie już dawno nie powinno tutaj być. — odparł Rim w jego kierunku. — Hoseok zabierz go.
   Yoongi nie miał wyboru. Zacisnął szczękę i powstrzymując łzy pozwolił się wyprowadzić z sali szpitalnej. Dopiero będąc tam rozplakał się nie mogąc znieść już tej napiętej i niestabilnej sytuacji.

Niespodzianka. Szybszy rozdział 😊

  

Nie zapomnij o Nas (II) / YoonKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz