7. Nadzieja

155 18 35
                                    

   — O czym?        
   — Jiae został księciem. — uświadomił mi, w co nie mogłem uwierzyć. — Mały dostał tytuł, dlatego...
   Hoseok zaklął pod nosem. Przez chwilę nie wiedziałem dlaczego, natychmiast przestałem być zadowolony z tego obrotu sprawy.
   — Automatycznie staje się celem. — dokończył brat.
   — Dlaczego nikt o tym nie wie? Przecież twój ojciec musiał to zapisać i...
   Rim nie dał mu dokończyć. Powiedział, że to Jongse nie chce, żeby wszyscy się o tym dowiedzieli. W świetle zasad, Jiae miał prawo do dziedziczenia tronu. Gdyby mnie i Rimowi coś się stało... Jiae i tron? Nie mieściło mi się to w głowie.
   — Hoseok... — chciał kontynuować.
   — Nie, kurwa. Nie godzę się na to, rozumiesz?!
   — To nie ty o tym decydujesz! Czy tego chcesz, czy nie Jiae jest zagrożony! Jeżeli będziesz tak lekkomyślny, Jongse dzięki tobie dotrze tutaj. Myślisz, że po co ciebie trzyma, skoro zawsze byłeś po stronie ojca?!
   Trwała chwila ciszy. Spojrzałem przez chwilę na milczącego Kooka, przyłapując go, że patrzy na mnie szybko odwróciłem wzrok.
   — Co planujesz Rim? — spytałem niepewnie.
   — To oczywiste, odzyskam mój tron.
   Rim z realizacją swojego niestabilnego planu musiał jeszcze trochę zaczekać. Nie dziwiło mnie to, że do tego wszystkiego potrzebował Hoseoka i jego wsparcia. Chociaż teoretycznie mógł wejść do zamku, bo przecież tron na niego czekał, to wiedział, że Jongse musi mieć w zanadrzu jakąś pułapkę. Ja kategorycznie nie miałem się nawet do tego wtrącać, lada moment nawet nie mógłbym i słuchać. Przerażało mnie to wszystko i co najważniejsze, brak zdania, że wszystko będzie dobrze. Chwilę później Rim pociągnął mnie za rękę i wyprowadził do salonu.
   — Jak się czujesz? — szepnął przyglądając się mojej twarzy. — Nie wyglądasz najlepiej i... czy dobrze się z nim czujesz?
   Czym miałem go martwić? Przymknąłem oczy, chcąc się chwilę zastanowić. Byłem taki szczęśliwy, że nic mu nie jest.
   — Raz jest lepiej, raz gorzej. Dobrze wiesz, że zawsze miałem do niego słabość.
   — To nie słabość, to pierwsza miłość. Łączy cię z nim Jiae i dlatego to ciebie przyciąga, ale...
   — Nie martw się Rim, jak widzisz wszystko jest ze mną w porządku.
   Mój brat najpierw musiał odzyskać tron. Jeżeli tego nie zrobi, nic nie będzie stabilne. Nie mogłem dokładać mu zmartwień. Może do tego czasu, wszystko się jakoś ułoży... Chciałem myśleć pozytywnie, bo w końcu dzisiejszy dzień był nadzieją na zmiany, tylko dlaczego coś tak okropnie rozsadzało mnie od środka?
   — Nie jesteś zbyt przekonujący... Okropnie schudłeś i...
   W tym momencie Jioh miał już dosyć siedzenia cicho. Doskonale wiedziałem, że od dawna już nie śpi, jednak maluch był cierpliwy i domagał się uwagi w ostateczności. Mruknął tylko niezadowolony, jakby miał żal, że słyszy głosy, a nikogo nie może dostrzec. Nie dodał ani gorsza więcej, jakby bojąc się, że poprosił już o zbyt wiele. Nie zdążyłem wypowiedzieć słowa, a mój brat znalazł się przy łóżeczku.
   — Yoongi?
   — Zjadł moje kilogramy. — zażartowałem nerwowo, chcąc utrzymać dobry nastrój.
   Leerim podniósł malca natychmiast. Ja zrobiłbym to, od razu opatulając go kocykiem, ale wiedząc, że Rim może to robić poraz pierwszy i ostatni. Popłakałem się.
   — Jak ma na imię?
   — Jioh. Nie pytaj mnie o nic więcej, nie chcę złotych rad, które już wcześniej dostałem.
   Nie ocenił mnie. Jioh spoczął spokojnie, w jego ramionach obserwując obcą osobę wzrokiem. Posłał bratu czarujący uśmiech, co w jego wykonaniu było rzadkością.
   — Gratulacje, chociaż na pewno nie skakałeś z radości. — rzekł ostrożnie.
   Wzruszyłem ramionami. To nie tak, że chciałem, aby Jioh zniknął, po prostu wszystko stało się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Bardzo szybko stał się dla mnie tak samo ważny jak Jiae. Nie chciałem usprawiedliwiać siebie, jeżeli chodzi o moje wcześniejsze zachowanie. Nie mogłem sobie poradzić, a świadomość, że jestem z tym sam, potęgowała to wszystko. Jioh był tutaj, był też w większości demonem.
   — Czy Król Aniołów rzeczywiście wyparł się paktu? — spytałem cicho, wpatrując się w ten idealny obraz.
   — Teraz pakt jest nie ważny. Ojciec nie żyje, a Jongse ostatnie co by zrobił, to właśnie połączenie sił z aniołami. Nie mogli o niczym wiedzieć. Anioły tutaj nie zawiniły, Jongse przemyślał każdy krok. Jeżeli odzyskam tron, to  odzyskam też pakt.
   Co miał na myśli mówiąc, że odzyska pakt? Widząc moje zdezorientowanie wytłumaczył, że mój związek z Jungkookiem nie będzie już miał znaczenia, że nie muszę się tym martwić. Poczułem ukłucie w sercu. Jednoznacznie mogłem stwierdzić, że spodziewałem się innej odpowiedzi, ale dlaczego? Szybko przerwał moje rozmyślania kontynuując wypowiedź.
   — Musisz na siebie uważać Yoongi to rozkaz, rozumiesz?
   Co Leerim miał w sobie, że Jioh spał już w jego objęciach, gdzie nawet nie domagał się jedzenia?
   — Wszystko wróci do normy, tylko musisz dać mi jeszcze trochę czasu i...
   — Nie obiecaj mi czegoś, co może się nie udać... Tęsknię za ojcem. Był straszny, ale... twardo stąpał po ziemi.
   Rim powiedział, że ojciec przewidywał taki obrót sprawy.
   — Chorował już wcześniej. Wiedział, że nie zostało mu dużo czasu.
   — Dlaczego nie mógł przekazać ci tronu, przecież to takie proste.
   — Jongse w podobny sposób pozbyłby się nas obu. To byłaby kwestia czasu. Trzeba go wykurzyć raz, a porządnie, żeby miał zakaz wstępu do zamku. Najlepiej wsadzić do lochów.
   — Widzę, że poznałeś już mojego drugiego syna. — wtrącił się Hoseok.
   Zamarłem, gdy usłyszałem jego słowa. Domyślałem się, że to tylko przez to, abym zwyczajnie nie wygadał się, że Jioh jest Jungkooka. Kolejnego szoku dostałem, gdy chciał przejąć małego od Rima. Nigdy nie dotknął go nawet palcem. Nie zwrócił żadnej uwagi, gdy płakał. Traktował jak powietrze.
   — Łapy przy sobie. Nie widzisz, że śpi? — syknął Rim nie chcąc dać mu na ręce dziecka. — Mam ci dać lekcje jak używać prezerwatywy? Nie wykorzystuj mojego brata, a jak coś robisz, to weź cholerną odpowiedzialność.
   — Dlaczego mnie atakujesz, skoro to twój brat chciał dziecko?
   — Yoongi nie zdecydowałby się na tak nieodpowiedzialny krok, szczególnie w takim momencie.
   Hoseok nie wypowiedział już słowa. Gorzej poczułem się, gdy obok Rima stanął Namjoon. Jungkook nie podszedł bliżej niż to konieczne, wtedy jak przez mgłę słyszałem gratulacje od Namjoona. Mało tego Rim nie miał zamiaru odłożyć niemowlaka do łóżeczka, tylko usiadł sobie z nim na kanapie tuż obok młodszego anioła.
   — Nie ma rogów. — oświadczył zdziwiony. — I ogona.
   — A co, tylko on jedyny nie ma? — odezwał się szybko Hobi. — Mało takich dzieci? Gadaj tak głośniej, to będzie mu potem przykro.
   — Wujek Lim? — usłyszeliśmy dziecięcy pisk, dochodzący ze schodów.
   Oczywiście był to Jiae, który przecierał oczy, jakby nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Doskonale go rozumiałem, bo dla mnie też było to nie realne. Serce stanęło mi, gdy Rim podekscytowany na widok mojego starszego syna, odłożył Jioh'a wprost... na ręce Jungkooka, tylko żeby wziąć tamtego w objęcia i podrzucić kilka razy w górę.
  Wśród dziecięcego śmiechu i pisku Jiae, obserwowałem reakcję anioła. Moje serce roztapiało się, gdy w niezgrabny sposób próbował sobie poprawić małego na rękach. Jego dłonie trzęsły się, jakby bojąc się, że zrobi mu krzywdę.

Nie zapomnij o Nas (II) / YoonKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz