Stał w bezruchu, w taktownej odległości od namiotu: wystarczającej, by nie słyszeć, o czym rozmawiają, ale nadal dostatecznie małej, by zareagować, gdyby stało się coś niedobrego.
Nie wiedział dokładnie, co mogłoby się stać. Miał jednak nieodparte wrażenie, że informacja o ich ślubie nie zostanie najcieplej przyjęta przez jej przyjaciół.
Granger chodziła już sama, przynajmniej przez większość czasu. Czasem zdarzało jej się trzymać go za ramię, gdy wracali ze zbyt długiego spaceru, ale zdarzało się to się to coraz rzadziej, co Snape brał za koronny dowód na jej postępującą rekonwalescencję.
Z czasem głosy się podniosły, zwłaszcza ten, należący do Weasleya, po czym dziewczyna wymaszerowała z namiotu, dość zamaszystym, jak na ostatnie standardy, krokiem.
‒ Granger ‒ zapytał, marszcząc brwi.
‒ Nie teraz ‒ wycedziła.
‒ Proszę o wybaczenie ‒ zadrwił jeszcze, nie bacząc w ogóle na wściekłe spojrzenie, które mu posłała.
‒ Wracamy do zamku ‒ zakomenderowała.
Snape chrząknął.
‒ Czy ty nie pozwalasz sobie na zbyt wiele, Granger?
Nie odpowiedziała. Dopiero, gdy aportowali się przed hogwarcka bramą odetchnęła głębiej.
‒ Przepraszam ‒ patrzyła mu prosto w twarz. ‒ To było nie na miejscu.
‒ Jeśli będę rozglądał się za zmianą pracy, z pewnością rozważę opcje twojego prywatnego szofera, ale do tego czasu... Wypadałoby przynajmniej poprosić.
‒ Oczywiście ‒ skinęła głową. ‒ Po prostu Harry i Ron.... ZWŁASZCZA Ron...
‒ Naprawdę nie chcę o tym słuchać ‒ uciął oschle. Nie znosił plotek, emocjonalnych wynurzeń, ani żadnych takich bzdetów. A już wybitnie nie miał ochoty słuchać niczego o żalach, jakie Weasley miał do Granger. Wiedział, że byli parą. Wiedział, że wbił się klinem między nich, rozwalając tę idyllę jednym sprawnym cięciem...
‒ Jedyne, co muszę wiedzieć to to, czy jesteś świadoma, że jakiekolwiek... intymne kontakty z panem Weasleyem od dnia ślubu będą dla ciebie bardzo niebezpieczne i ja nie mam na to żadnego wpływu?
‒ Namiar ‒ powiedziała krótko.
‒ Tak, namiar, Granger. Nie żadne moje chore urojenia, których, zapewniam cie, nie mam. Zwyczajna, cholerna polityka Ministerstwa.
‒ Jestem tego świadoma.
Czego? Mojego braku urojeń, czy polityki? ‒ pomyślał, powiedział jednak tylko:
‒ Wspaniale. Po drugie, pamiętaj, że gdy tylko o prawo przestanie obowiązywać, dostaniesz rozwód bez żadnych problemów.
‒ A jeśli nie przestanie? ‒ zatrzymała się, nagle w jej oczach pojawiły się strach i desperacja. ‒ Jeśli Ministerstwo się z tego nie wycofa?
‒ Co ty bredzisz... ‒ prychnął.
‒ Nie, profesorze v znów użyła jego tytułu, co wprawiło go w irytację. ‒ Czysto teoretycznie.
‒ To nie jest najlepszy czas na teoretyzowanie ‒ powiedział kwaśno, wskazując palcem niebo,. Właśnie zaczęło padać.
‒ Profesorze!
Zaklął.
Chyba jednak był jej winien tę rozmowę. Tę i wiele innych, które jeszcze będą musieli odbyć.
CZYTASZ
Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONE
FanfictionPewnej nocy Hagrid niepokoi dyrektora Hogwartu Severusa Snape'a nieoczekiwaną informacją. Mistrz Eliksirów podąża za półolbrzymem do jego chatki, by znaleźć tam swoje przeznaczenie. Świat stworzony przez J.K. Rowling nie należy do mnie.