Rozdział XIII Nieproszeni goście

1.4K 117 53
                                    

Przybyli do Ministerstwa razem: Granger wciąż zdarzały się zawroty głowy i sygnalizowała problemy z utrzymaniem równowagi. Ustrojona w jakąś niedorzeczną, białą kreację, z brakującym ramieniem ukrytym pod ozdobną peleryną, wyglądała u jego boku absurdalnie. Garnitur pił go w krocze i pachy, ktoś najwyraźniej źle ocenił rozmiar. Granger też skarżyła się na rozmiar butów, ale nie mogli tych błędów w żaden sposób skorygować: urzędnicy, zapewne bojąc się zmian, jakich ewentualnie mogliby dokonać w odzieży, zabezpieczyli ją zaklęciami.

Wszystko miało przecież iść według z góry ustalonego scenariusza.

‒ Niech pan nie pozwoli mi się przewrócić ‒ Granger mamrotała cały czas jak mantrę, spanikowana.

‒ Przecież cię trzymam, do cholery ‒ odpowiedział. ‒ Mam już piękny wzór na przedramieniu wyryty twoimi paznokciami, zapewniam cię. Za każdym razem, kiedy je wbijasz, nie wiem, czy to znowu ty, czy tym razem wzywa mnie Czarny Pan.

Popatrzyła na niego zawstydzona, najwyraźniej biorąc jego słowa całkowicie poważnie.

‒ Błagam cię, Granger, powiedz mi, że masz chociaż odrobinę poczucia humoru.

‒ Dzisiaj nie za bardzo ‒ przyznała.

‒ Cudownie.

Wcale jej się zresztą nie dziwił. Pomijając nawet początkowe kuriozum sytuacji, Ministerstwo cały czas dolewało oliwy do ognia. Dostał wczoraj sowę z Departamentu Przestrzegania Prawa czarodziejów, w której poinformowano ich o czekających na miejscu kreacjach, przygotowanym bankiecie i fotoreporterce, która miała przygotować reportaż dla Proroka Codziennego.

‒ Rita Skeeter ‒ powiedziała z niesmakiem Granger. ‒ Dam sobie głowę uciąć, że to będzie ona.

Snape prychnął, uśmiechając się do niej krzywo.

‒ Ty sobie już lepiej nic nie dawaj ucinać, Granger.

Odpowiedziała mu podobnym grymasem.

‒ To tylko takie powiedzenie...

‒ W twoich ustach brzmi dość... dziwacznie.

Teraz, gdy towarzyszący Ricie Skeeter fotograf błyskał im raz po raz fleszem po oczach, Snape spoglądał na trzymająca się go kurczowo jedną ręka dziewczynę.

Więc tak to miało być? Tak miało wyglądać ich życie? Ona kurczowo trzymająca się go, okaleczona na całe życie, pozbawiona wszystkich szans, które miał przed nią świat?

Oczywiście wiedział, że była sama sobie winna, że nikt za nią nie podjął decyzji o pochopnym zniszczeniu horkruksa... jednak teraz czuł, że naprawdę to on staje się odpowiedzialny za jej los: już za chwilę, gdy złożą tę cholerną przysięgę, zwiążą swoje losy do końca wojny i będą tułać się w swoim wymuszonym towarzystwie, tak długo, jak będzie trzeba.

Podeszły jakieś kobiety, wyszeptały coś dziewczynie na ucho. Granger przeprosiła, powiedziała, że musi z nimi iść, żeby poczekał.

Oczywiście, że poczeka, odpowiedział. Dokąd miał by teraz iść.

Zaklął w myślach, kątem oka widząc, jak Skeeter skrzętnie notuje jego cierpkie komentarze. Musiał pilnować języka. Musiał się pilnować. W obliczu drugiej części ministerialnego listu, tej, której nie pokazał Granger, musiał starać się być oazą spokoju i słodyczy.

Uśmiechnął się sztucznie. Musiało to przypominać grymas wywołany bólem zęba, albo tężcem, ale jego usta nie nawykły do okazywania radości. Zwłaszcza, że zazwyczaj jej nie odczuwał.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz