Rozdział XLIII Promieniowanie

1.1K 110 25
                                    

Na początek zła wiadomość. pojawił się wątek potrzebujący nieco rozwinięcia i... Rozdziałów będzie 60. haha.


Jej ostatnie słowa zapadły mu tak głęboko w pamięć, że Snape wątpił, by jakikolwiek upływ czasu zdołał je zmyć.

Spoglądał teraz ponuro na siedzącą naprzeciwko niego Minerwę.

– Dlaczego ostatnio przychodzisz do mnie dopiero, gdy sprawy skomplikują się tak bardzo, że trudno jest je wyprostować? – zapytała spokojnie.

Zmilczał, chociaż przychodziły mu do głowy dziesiątki złośliwych odpowiedzi.

– Co jej jest?

Nadal nic nie odpowiedział. Tym razem ze zwykłej niewiedzy, czy raczej złości i wstydu z powodu powyższej.

– Jak mogłeś nic nie zauważyć! – Pełen przygany głos czarownicy nie poprawiał sytuacji. – Jest twoją żoną. Powinieneś o nią dbać. A ty chowasz się w pracowni...

– Robiłem to właśnie po to, żeby o nią zadbać, do cholery – nie wytrzymał wreszcie i wycedził, nadal starając się kontrolować skalę głosu.

Wzrok Minerwy, pełen przygany, jej wyraz twarzy cierpki i ściągnięty, mówił sam za siebie. Nie uwierzyła.

– Posłuchaj – cedził dalej, przyciszonym głosem, zupełnie jakby ktoś mógł ich tu podsłuchać w jego własnym gabinecie, pochylił się w jej stronę przez blat biurka. – Jest parę spraw, o których nie wiesz. Nie wie o nich również Granger i wolałbym, aby tak pozostało.

Minerwa zamrugała.

– O czym nie wiemy, Severusie? Czy to coś, co zagraża bezpieczeństwu...

– Nie – mruknął. – Nie, twój bezcenny Hogwart nie jest zagrożony. To sprawa natury znacznie bardziej delikatnej i o znacznie... mniejszym spektrum działania.

Minerwa wciąż przyglądała się mu spod zmrużonych powiek, wyraźnie oceniając czy mówi prawdę.

– Gdybym chciał cie oszukać i tak byś niczego nie wypatrzyła, Minerwo – nie powstrzymał się tym razem od uszczypliwości, na co kobieta obruszyła się.

– Czego więc ode mnie chcesz? Po co przychodzisz, skoro masz dla mnie tylko przytyki i miganie się od szczerości? – zapytała zła i zraniona.

– Jeszcze nie wiem, co dokładnie jej jest – wyjaśnił niechętnie.

– I co w związku z tym?

– Potrzebuje kogoś zaufanego, kto zajrzy do niej czasem, gdy będę zajęty w pracowni – wyjaśnił.

Minerwa ściągnęła usta jeszcze bardziej.

– A nie przyszło ci czasem do głowy, że to może być po prostu zupełnie naturalny objaw pewnego błogosławionego... – spojrzenie, które jej posłał, skutecznie uciszyło starszą czarownicę.

– czy z waszych plotek nie wynikało jednoznacznie, że w tej sferze naszego życia nie dzieje się absolutnie nic wartego uwagi?

– Och... cóż... miałam nadzieję...

– Na co? – warknął. – uważasz mnie za odpowiedniego kandydata dla dwudziestoparoletniej Gryfonki?

Minerwa patrzyła na niego w dość szczególny sposób, w sposób, którego nienawidził: z jej oczu wylewała się teraz litość. Całymi potokami.

– Severusie, och mój drogi chłopcze...

– Skończ, zanim zaczniesz i zabrniesz za daleko – rzucił ostro. Nie chciał tego słuchać. Nie chciał słyszeć tych wszystkich dyrdymałów, które padłyby z jej ust.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz