Rozdział LIV Świadomość i śmierć

1K 98 8
                                    

Następne dni nie były ciężkie. Były prawdziwym horrorem dla kogoś, kto wiedział, jak mało czasu zostało, by zorganizować zasadzkę na Czarnego Pana nie zabijając przy tym Granger. Granger, która tym razem nie wybudziła się ponownie przez następne trzy długie dni.

Minerwa niemal krzyczała na niego mówiąc, że nie wolno mu skreślać Hermiony, że jej organizm jest młody, silny i sobie poradzi. Że kobieta ma dla kogo żyć, odzyskała rękę, być może będzie nawet czarować, jej przyjaciele żyją a jeśli jemu, Severusowi, powiedzie się ostatnie zadanie tej wojny, czeka ich spokojna, wspólna przyszłość.

Severus Snape, choć wstyd się było przyznać, sam nie wiedział, czy bardziej obawia się jej śmierci czy też tej osławionej przyszłości.

Nigdy nie żył w pokoju. Nigdy nie żył w małżeństwie. Nigdy nie miał okazji doświadczyć dobra i łagodności, o którą teraz non stop był proszony.

Cierpliwość. Łaska. Miłość.

Słowa tak absurdalne, chociaż przecież całkowicie codzienne i zwyczajne dla większości ludzi...

Może najlepiej będzie po prostu zginąć, nie musieć wybierać? Ale wiedział, że jeśli Granger przeżyje, jego odejście, o dziwo, ją zrani. A ta świadomość zaskakiwała go jak jeszcze nic w całym jego życiu. Ktoś miał za nim tęsknić. Ktoś miał go opłakiwać. Nigdy nie istniał na tej ziemi ktoś, kto żałowałby, że już go nim nie ma. Znał za to całkiem sporo osób, które chętnie zobaczyłyby go w grobie...

To wszystko budziło w nim uczucie gorzkie i słodkawo-mdłe zarazem.

Bo Severus Snape po raz pierwszy w całej swojej karierze szpiega, bardzo chciał dożyc końca wojny. I stanowiło to dla niego jednak miłe zaskoczenie.

Prawda była jednak dużo bardziej gorzka i trudna do przełknięcia. Nie wiedzieli nawet, co stanie się z Granger, gdy Harry Potter zdoła wreszcie zabić Czarnego Pana. Czy atak, który wtedy nadejdzie, nie będzie zbyt potężny dla jej wycieńczonego organizmu. A potem? Czy choroba ustanie? Czy da za wygraną? Czy wystarczy jedynie długa rekonwalescencja, a może kiedy zniknie obiekt, z którym magiczny wypadek ja połączył, ona również powoli odejdzie?

Wszystkie te myśli przepływały mu przez głowę wartkim strumieniem, podczas gdy Lucjusz Malfoy prawił jakieś farmazony.

– Ty mnie w ogóle nie słuchasz, przyjacielu – usłyszał niemal rozbawiony głos mężczyzny.

Ano nie. Nie słuchał.

– Coś mówiłeś? – zapytał z krzywym uśmiechem, po czym sięgnął po filiżankę kawy. Z jakiegoś powodu w pokoju pachniało koniakiem i burbonem, chociaż nigdzie nie było widać wystawionych trunków. Severus Snape przełknął ślinę. Cholernie chciało mu się pić.

– Opowiedziałem ci właśnie całą historię mojej ciotki Mirgarzy, a ty nie raczyłeś poświęcić mi ani krztyny uwagi – Malfoy westchnął i pokręcił głową z dezaprobatą.

Snape nie odpowiedział. Próbował teraz wyrzucić z myśli smak alkoholu, który sączył mu do serca pragnienia, o których Mistrz Eliksirów nie chciał nawet słyszeć.

Nie mógł się złamać. Nie przy niej. Nie, kiedy odpowiadał za tak wiele rzeczy, nie, kiedy wreszcie miał szansę nie zostać przez kogoś odrzuconym.

– Musimy przygotować zasadzkę – powiedział wreszcie ochrypłym głosem.

– Musimy? – Lucjusz uniósł brwi, upijając łyk ze swojej filiżanki.

– Tak.

– Nie wiedziałem, że ja również biorę udział w tym...

– Chcesz zostać uniewinniony, czy nie? – warknął Snape, po czym rzucił przyjacielowi wściekłe spojrzenie.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz