Rozdział XL Samobójca

1.2K 113 24
                                    

Jeśli tekst ma dziwne odstępy akapitowe lub ich brak przepraszam. Wklejane telefonem bo watt nie działa.

Była jego uczennicą.

Ta myśl utkwiła w jego głowie po ostatnim śnie jak złośliwy pasożyt, rzucając dodatkowy, mroczny cień na ich relację.

Żyjąc z nią, obcując z nią na co dzień zdążył już o tym zapomnieć, wyrzucić z głowy fakt, że kiedyś, gdy on dawno był już dorosłym mężczyzną, ona nadal była tylko dzieckiem.

To byłoby niemoralne. Nieetyczne. Całe to małżeństwo stało się w jego oczach jednym wielkim świństwem.

Były przecież jeszcze słowa Yaxleya, pieprzonego Yaxleya, który dał mu jasno do zrozumienia, że w każdej chwili sam dotyk może nie wystarczyć: mogą zacząć sprawdzić jego rodzaj, jego intensywność… Kurwa mać! Czy byli w stanie ocenić to aż tak szczegółowo?

‒ Yaxley nie chciał wyjawić mi inkantacji ‒ powiedział zimno następnego dnia, szykując się na spotkanie z Czarnym panem.

Granger nawet nie uniosła głowy znad gazety.

Coś w nim drgnęło. Bardzo chciał zobaczyć jej oczy, usłyszeć „uważaj na siebie” albo „wróć”, które wcześniej zwykła była mówić.

Teraz jednak milczała, wzruszyła jedynie ramionami traktując go niemal jak powietrze.

Zacisnął szczęki. Jakiż był głupi.

Stał nad nią o chwilę za długo, bo Granger, doszedłszy najwyraźniej do wniosku, że za wszelką cenę oczekuje od niej odpowiedzi, uniosła wreszcie twarz.

‒ Czego ode mnie oczekujesz, Snape? ‒ zapytała chłodno. Jej oczy i twarz zdawały się bezbarwne, pozbawione wyrazu.

‒ Niczego ‒ prychnął. Chciał odejść.

‒ Wszystko, co robię ‒ wyrzuciła z siebie tonem pełnym odrazy i tłumionej wściekłości ‒ tępisz, krytykujesz i traktujesz z dystansem. Im bardziej się staram, nie ważne jakie są moje pobudki, Snape, to sprawa naprawdę drugorzędna, tym bardziej się odsuwasz. Rozumiem, że mogę cię odrzucać, że moje kalectwo… ‒ urwała widząc jego pełne mroku spojrzenie.

Przez moment chciał jej to powiedzieć, chciał wykrzyczeć jej w twarz, że nie potrafi już iść na cholerne spotkanie z Czarnym Panem kompletnie wyłączony, wyzuty z emocji i pogodzony z własnym losem bo tu, w Hogwarcie, po raz pierwszy w jego życiu, czeka na niego ktoś, na kim mu zależy. Czeka na niego ktoś, kto ‒ chociaż jest to marny efekt Amortencji ‒ pragnie jego obecności, a on całą siłą woli musi nakłaniać się do nie akceptowania tego stanu rzeczy. Bronić przed pokusą zostawienia sprawy tak, jak jest. Przecież wystarczyłoby po prostu pozwolić im podawać jej eliksir… a potem… potem zacząć podawać go samemu…

Wyszedł więc bez słowa, bo to, co by jej powiedział, tylko zagęściłoby atmosferę i skomplikowało wszystko do poziomu, którego chyba nie byłby w stanie już znieść.

Gdy zamknął drzwi, usłyszał zza nich, jej płacz.

***

Przywitał go widok martwego ciała Corbana. Mężczyzna leżał na plecach, ramiona i włosy spoczywały bezwładnie w jakiejś rozpaczliwej pozie. Wyglądał jakby go wleczono. Był niby blady, sinawy manekin.

Czarny Pan machnął nonszalancko ręką w stronę zwłok.

‒ Możesz mi wyjaśnić, co to jest, Severusie? ‒ jego głos był jadowity, wokół nóg wiła się Nagini.

‒ Nie mam pojęcia, mój panie. Złożyłem ci już raport. Misja, którą wyznaczyłeś Yaxleyowi, zakończyła się niepowodzeniem z powodu jego ewidentnej głupoty. Prosiłem, żeby nie dotykał laski, ale nie chciał mnie słuchać.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz