Rozdział LIII Piekło

1K 96 23
                                    

Patrząc pod światło, starannie odlał pięć mililitrów trucizny do fiolki z podziałką. Rzucił w międzyczasie badawcze spojrzenie siedzącemu nieopodal Potterowi. Widząc jego bladą twarz mimo całej swojej niechęci udało mu sie jednak zdobyc na kilka ironicznych słów.

– Nie masz się czego bać, Potter – powiedział ociekającym od sarkazmu tonem. – Uwierz mi, że jeśli chciałbym cię zabić raz na zawsze, nie bawiłbym się w tak... subtelne metody.

Chłopak uśmiechnął się nerwowo.

– Co za ulga – powiedział cicho.

Snape skrzywił się mocniej, ale powstrzymał się od kolejnego kąśliwego komentarza.

Postanowił sobie, że jeśli cały plan się powiedzie, nadrobi stracony czas i okazje na słowne niszczenie życia temu potterowskiemu pomiotowi.

– Jak się czuje...

Och zamilcz idioto...

– Bez względu na to, jak czuje się teraz, Potter, za chwilę będzie czuła się znacznie gorzej – warknął. – Jeśli w ogóle będzie jeszcze czuła cokolwiek... – dodał w myślach wściekły zarówno na siebie jak i na chłopaka.

Ten nie mówił już nic, ostatnie słowa Snape'a musiały być dostatecznie gorzką pigułką do przełknięcia.

Drzewa szumiały cicho na wietrze, ale niebo było czyste, pogodne, drwiło z nich wszystkich niemożliwie lazurowym błękitem. Z namiotu wychynęła na chwilę ruda głowa Ronalda Weasleya, ale szybko schowała się, gdy jego spojrzenie skrzyżowało się z mrokiem oczu Mistrza Eliksirów.

Ten, który ukradł mu dziewczynę. Ten, który właśnie miał majstrować przy jego największym przyjacielu.

Snape uśmiechnął się krzywo do swoich myśli.

– Idziemy, Potter – rzucił sucho. – Położysz się na łóżku, wypijesz to i poczekamy.

– Poczekamy – powtórzył jak echo czarnowłosy chłopak.

Snape obrzucił go pełnym irytacji spojrzeniem.

Chciał być teraz gdzie indziej. Powinien być teraz gdzie indziej. Powinien siedzieć przy niej. Powinien jej pilnować. Potrzebowała go, potrzebowała jego wsparcia, obecności, jego...

Jeśli się należycie nie skupi, całe poświęcenie Hermiony pójdzie na marne.

Nie mógł na to pozwolić.

Musiał wydobyć horkruks i odratować chłopca. Dla Lily. Dla Granger. Dla swojego pieprzonego sumienia.

Powinien był jej wtedy powiedzieć... Powinien był powiedzieć jej tak wiele rzeczy, ale ponad wszystko tę jedną: że Lily Potter to przeszłość, definitywna i skończona.

Wtedy było wtedy. Teraz, jest teraz.

Powinien. Musiał.

I jak zwykle gówno zrobił.

Poszli do namiotu, usiedli pod ostrzałem apatycznych oczu Ronalda Weasleya.

– Panie Weasley – zwrócił się do niego oficjalnie. – Gdy już skończymy, ma się pan zająć Potterem. I, na Merlina, nie waż się przeszkadzać w tym, co będę robił...

***

Mistrz Eliksirów wybrał truciznę dającą najmniej nieprzyjemnych efektów ubocznych: umiarkowaną neurotoksynę w uderzającej dawce, dokładnie dostosowanej do wzrostu, wieku i masy ciała chłopaka. Nie mógł pozostawić sobie miejsca na margines błędu. Wiedział, że jeśli ilość podanego eliksiru będzie minimalnie zbyt mała, chłopak będzie się męczył, ale nigdy nie umrze. Jeśli zaś popełniłby błąd w drugą stronę, podając zbyt dużą dozę toksyny, Potter mógłby już nigdy się nie obudzić.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz