Rozdział XXXIII Antidotum na miłość

1.1K 101 17
                                    

Z samego rana uciekł do pracowni.

Wiedział, że będzie zawała pytania. Mnóstwo pytań. O to, co się stało. O to, co się nie stało. O to, co zobaczył, gdy wszedł do łazienki. Będzie go przepraszać, będzie się tłumaczyć i będzie żądała tego samego od niego.

Nie miał zamiaru grać w tę grę. Chciał stworzyć eliksir, podać go jej, zażyć go samemu i zakończyć tę całą farsę.

Bazę dla eliksiru miał już gotową. Teraz pozostało tylko dobrze uszeregować składniki – klucze: te, które miały zmusić wywar do połączenia się z zażytą Amortencją i zneutralizować jej działanie. Wiedział, że jeśli się postara i nic nie zakłóci mu spokojnej pracy, może skończyć jeszcze dzisiaj. A wtedy będzie po wszystkim...

Po wszystkim...

Patrzył na bulgocący przed nim wywar.

Umysł miał kompletnie pusty. Całą noc starał się wyrzucić z głowy cały syf poprzedniego dnia, każdy szczegół, który pamiętał tak ostro...

Pamiętał krew. Pamiętał krzyk torturowanego mężczyzny. Pamiętał jego śmierć: długą, bolesną. Pamiętał smród, pamiętał samego siebie mamroczącego klątwy, gdy przyszła jego kolej.

Pamiętał jak wracał do Hogwartu. To wszystko było koszmarem, złym snem, który miał wracać do niego każdej nocy. Ale nie za dnia. Za dnia musiał tkwić na obrzeżach jego jaźni, starannie zamaskowany, w cieniu, czekając na dobry moment by zaatakować.

By on mógł funkcjonować.

Natarczywe pukanie wyrwało go z zamyślenia.

Zaklął pod nosem.

Kogo teraz niesie?

Czemu akurat, gdy tak bardzo zależało mu na świętym spokoju, ktoś musiał zainteresować się jego skromną osobą?

‒ Wejść ‒ powiedział ostro, zanim zastanowił się, co robi.

Co oczywiste, po drugiej stronie nie stał żaden natrętny uczeń, co okazało się, gdy tylko drzwi otworzyły się, ukazując ściągniętą w wyrazie niezadowolenia twarz Minerwy McGonagall.

Nie przeprosił. Prychnął tylko i udawał, że jest bardzo zajęty upychaniem suszonych płatków glistnika do słoika.

Tak naprawdę nie miał jednak co robić. Tak naprawdę czekał na efekty swojej pracy. Tak naprawdę po prostu chciał by wszyscy zostawili go w spokoju.

‒ Nie przywitasz się, Severusie?

‒ Witam ‒ burknął.

‒ Panna Granger była u mnie dziś rano, pytając, czy wiem, gdzie się podziewasz. Ponoć już drugi dzień nie było cie przy śniadaniu.

‒ Mhhhmmmm.

‒ Tylko tyle masz mi do powiedzenia? ‒ Jej natarczywy głos zaczynał go irytować.

‒ Jestem tu. Czy skoro masz już swoją odpowiedź, mogłabyś łaskawie pozwolić mi dokończyć moją pracę?

‒ A co właściwie robisz?

Snape podniósł wzrok, z trudem powstrzymując się przed posłaniem jej swojego słynnego spojrzenia, którym traktował wszystkich niedorozwiniętych uczniów Gryfindora.

‒ Warzę-eliksir ‒ wycedził przez zęby.

Czy naprawdę musiał odpowiadać na tak idiotyczne pytania? Wiedział, że Minerwa podupadła na zdrowiu, że zawały serca mocno nadwyrężyły jej kondycję, ale jej umysł był zawsze...

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz