Rozdział XXI Nowe wątpliwości

1.4K 110 34
                                    

Następny poranek wstał ciężki, jak jego powieki po nieprzespanej nocy. Nie potrafił spać u czyjegoś boku, nie mówiąc już o tym, że po takim dniu nie potrafiłby zasnąć nawet w samotności. Eliksir Bezsennego Snu nie był dobrym rozwiązaniem, bo na dłuższą metę uzależniał. A on miał już jeden problem, z którym borykał się od lat. Nie potrzebował kolejnego.

Granger oddychała głośno, sapała jak parowóz. Prawdziwa sielanka we dwoje. Koszmarny, teatr życia i śmierci. Dance macabre.

Zastanawiał się teraz, dokąd to ich zaprowadzi. Jak bardzo w rzeczywistości były groźne te ataki? Czy zagrażały jej zdrowiu lub życiu? Na dłuższą metę zapewne tak...

Po tej nocy wiedział jedno: sufit ich sypialni nie miał obecnie przed nim żadnych tajemnic.

‒ Spałeś w ogóle?

Nie zauważył, kiedy się obudziła.

Jak zabity ‒ chciał powiedzieć, ale to chyba byłoby dla niej za wiele.

Leżała przodem do niego. Było to dla niego obce uczucie, widzieć obok siebie jej twarz; pozlepiane potem włosy układały się na czole dziewczyny w dziwaczne wzory.

‒ Wystarczająco ‒ skłamał.

Nie skomentowała.

‒ Chyba spóźniliśmy się na pociąg ‒ wychrypiała.

‒ Chyba tak ‒ potwierdził, szukając zegarka. ‒ A nawet zdecydowanie tak, Granger. Dasz radę wstać? Musimy się teleportować na dworzec. Cholera wie, jakie jeszcze atrakcje... ‒ Jedno spojrzenie na jej twarz wystarczyło mu, by zmienić zdanie. ‒ Pieprzyć to ‒ mruknął. ‒ W takim stanie tylko narobimy sobie kłopotów.

‒ Przepraszam ‒ wyszeptała.

Nic nie odpowiedział. Bo co niby miał jej powiedzieć? Że nic nie szkodzi? Bzdura i do tego wierutne kłamstwo. Że to nie ma znaczenia? Ależ oczywiście, że mogło mieć.

Milczał więc.

Podał jej rękę, pomagając wstać i prawie zawlókł dziewczynę do łazienki. Była słaba, przerażająco słaba, a w nim na ten widok tylko rosła wściekłość i nienawiść do całego świata i samego siebie.

Posadził ją na brzegu wanny.

‒ Dasz sobie radę?

‒ Chyba muszę ‒ powiedziała nerwowo. Odwróciła twarz. Zrozumiał.

Tak. Dla niego taka pomoc to też byłoby za dużo.

Wyszedł. Starając się nie myśleć o Lovegood, o tym, za kogo ma go teraz Granger, o wszystkich potwornościach, których dokonał przedtem i które będą jeszcze jego udziałem, pakował walizki. Bez użycia magii, by wyrzucić stres, by zająć czymś drżące ze zdenerwowania ręce. Drgnął, gdy usłyszał za sobą odgłos mokrych, bosych stóp.

‒ Daj mi proszę coś, cokolwiek, z mojej walizki ‒ poprosiła cicho.

Zetknął w jej stronę. Siedziała na łóżku, owinięta w szlafrok. Woda z włosów kapała na podłogę. Musiał stoczyć ze sobą walkę, żeby jej tego nie wytknąć.

‒ Skąd mam wiedzieć, do cholery, czym w twoim mniemaniu, jest cokolwiek?

Westchnęła.

‒ Coś do ubrania. Bluzka. Spodnie.

‒ Obie rzeczy?

‒ Tak, obie.

Po wczorajszym wieczorze brzmiała głucho. Nie wiedział, czy był to efekt zmęczenia atakiem, czy jego wyznania. Po cholerę pozwolił jej się w to wmanewrować?

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz