Następny poranek wstał ciężki, jak jego powieki po nieprzespanej nocy. Nie potrafił spać u czyjegoś boku, nie mówiąc już o tym, że po takim dniu nie potrafiłby zasnąć nawet w samotności. Eliksir Bezsennego Snu nie był dobrym rozwiązaniem, bo na dłuższą metę uzależniał. A on miał już jeden problem, z którym borykał się od lat. Nie potrzebował kolejnego.
Granger oddychała głośno, sapała jak parowóz. Prawdziwa sielanka we dwoje. Koszmarny, teatr życia i śmierci. Dance macabre.
Zastanawiał się teraz, dokąd to ich zaprowadzi. Jak bardzo w rzeczywistości były groźne te ataki? Czy zagrażały jej zdrowiu lub życiu? Na dłuższą metę zapewne tak...
Po tej nocy wiedział jedno: sufit ich sypialni nie miał obecnie przed nim żadnych tajemnic.
‒ Spałeś w ogóle?
Nie zauważył, kiedy się obudziła.
Jak zabity ‒ chciał powiedzieć, ale to chyba byłoby dla niej za wiele.
Leżała przodem do niego. Było to dla niego obce uczucie, widzieć obok siebie jej twarz; pozlepiane potem włosy układały się na czole dziewczyny w dziwaczne wzory.
‒ Wystarczająco ‒ skłamał.
Nie skomentowała.
‒ Chyba spóźniliśmy się na pociąg ‒ wychrypiała.
‒ Chyba tak ‒ potwierdził, szukając zegarka. ‒ A nawet zdecydowanie tak, Granger. Dasz radę wstać? Musimy się teleportować na dworzec. Cholera wie, jakie jeszcze atrakcje... ‒ Jedno spojrzenie na jej twarz wystarczyło mu, by zmienić zdanie. ‒ Pieprzyć to ‒ mruknął. ‒ W takim stanie tylko narobimy sobie kłopotów.
‒ Przepraszam ‒ wyszeptała.
Nic nie odpowiedział. Bo co niby miał jej powiedzieć? Że nic nie szkodzi? Bzdura i do tego wierutne kłamstwo. Że to nie ma znaczenia? Ależ oczywiście, że mogło mieć.
Milczał więc.
Podał jej rękę, pomagając wstać i prawie zawlókł dziewczynę do łazienki. Była słaba, przerażająco słaba, a w nim na ten widok tylko rosła wściekłość i nienawiść do całego świata i samego siebie.
Posadził ją na brzegu wanny.
‒ Dasz sobie radę?
‒ Chyba muszę ‒ powiedziała nerwowo. Odwróciła twarz. Zrozumiał.
Tak. Dla niego taka pomoc to też byłoby za dużo.
Wyszedł. Starając się nie myśleć o Lovegood, o tym, za kogo ma go teraz Granger, o wszystkich potwornościach, których dokonał przedtem i które będą jeszcze jego udziałem, pakował walizki. Bez użycia magii, by wyrzucić stres, by zająć czymś drżące ze zdenerwowania ręce. Drgnął, gdy usłyszał za sobą odgłos mokrych, bosych stóp.
‒ Daj mi proszę coś, cokolwiek, z mojej walizki ‒ poprosiła cicho.
Zetknął w jej stronę. Siedziała na łóżku, owinięta w szlafrok. Woda z włosów kapała na podłogę. Musiał stoczyć ze sobą walkę, żeby jej tego nie wytknąć.
‒ Skąd mam wiedzieć, do cholery, czym w twoim mniemaniu, jest cokolwiek?
Westchnęła.
‒ Coś do ubrania. Bluzka. Spodnie.
‒ Obie rzeczy?
‒ Tak, obie.
Po wczorajszym wieczorze brzmiała głucho. Nie wiedział, czy był to efekt zmęczenia atakiem, czy jego wyznania. Po cholerę pozwolił jej się w to wmanewrować?
CZYTASZ
Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONE
FanfictionPewnej nocy Hagrid niepokoi dyrektora Hogwartu Severusa Snape'a nieoczekiwaną informacją. Mistrz Eliksirów podąża za półolbrzymem do jego chatki, by znaleźć tam swoje przeznaczenie. Świat stworzony przez J.K. Rowling nie należy do mnie.