Rozdział XLII Jeśli odejdę...

1K 90 14
                                    

 – Musisz mi obiecać – wyszeptała słabo. – Musisz mi obiecać, że tego dopilnujesz, Severusie – potem jej powieki opadły na dobre.

***

Nic nie zwiastowało tego, co miało nastąpić, a może to on, zbyt zajęty sobą i swoją obsesją, nie zauważał najoczywistszych znaków?

Pracował całe dnie i noce. Po części dlatego, że czuł na karku lodowaty oddech Czarnego Pana, oddech nadchodzącej śmierci. Jednak znaczenie miało również jego pragnienie ukrycia się przed nią i swoimi uczuciami.

Musiał ją chronić. Musiał ją OCHRONIĆ.

Chciał, żeby wyszła z tego cało i mogła wieść spokojne, normalne życie.

W końcu przecież zapomni. O wszystkim zapomni. Gdy Amortencja przestanie działać, cała ich wspólna przeszłość wyda jej się absurdalnym snem, czymś, co nie powinno mieć nigdy miejsca. Będzie sobie zadawała pytania: Dlaczego tak mu ufała? Dlaczego garnęła się do niego? Czemu widziała w nim przyjaciela i ignorowała wszystkie oczywiste wady charakteru? Będzie sobie wyrzucać, że chciała zdradzić chłopaka. Być może z odrazą wspominać jego dotyk. On będzie mógł wtedy najwyżej ją przeprosić, wyjaśnić wątpliwości. Jeśli dożyje. Jeśli oczywiście dożyje.

Wracał więc na sen, znajdując ją już dawno pogrążoną we własnym. Kładł się cicho obok i leżał, drzemiąc niespokojnie.

Nie rozmawiali. Nie kontaktowali się prawie. Tylko nocą, czasem, budził się z jej dłonią na swojej klatce piersiowej, albo nogą przerzucona przez swoje nogi.

Czasem.

Jej usta zostawiały mokre ślady śliny na jego piżamie, zdejmował z niej włosy, które przykleiły się do materiału. Unikał jej spojrzeń, unikał towarzystwa Minerwy, by nie narazić się na pytania.

Wiedział, że Granger ćwiczy zaklęcia, gdy on jest w pobliżu. Domyślał się, jak jej to wychodzi po ponurych spojrzeniach, które rzucała mu podczas posiłków, po małomówności i braku apetytu.

Wtedy nie wiedział, że chodzi o coś więcej.

O coś znacznie więcej.

Lipiec powoli chylił się ku końcowi.

Zabawne, jak bardzo dłużyły mu się tego roku wakacje. Zabawne, jak trudnym okazało się wspólne koegzystowanie. Gdy zawierali małżeństwo, sądził, że są dwojgiem obojętnych sobie ludzi, że jego uczucia ograniczają się do zaledwie (i aż) szacunku do osoby młodej czarownicy, a ona w najlepszym wypadku toleruje go przez wzgląd na wdzięczność.

Jednak potem... potem wmieszała się w to wszystko Amortencja, a on zdał sobie sprawę, jak bardzo wypierał własne emocje.

Czasem łudził się, że gdy zneutralizuje już działanie eliksiru, że gdy minie trochę czasu, kobieta dostrzeże w nim coś, może nawet go polubi.

Przecież jeszcze zanim rozpoczął się ten cały cyrk mówiła, że to może być nawet znośne doświadczenie. Cały czas brała pod uwagę wspólne życie, wspólną przyszłość, wspólne dzieci, starość...

A on? On wciąż odsuwał od siebie te ewentualności. Dlaczego więc właśnie on się zadurzył? Dlaczego nie ona?

Bo nie było w kim. Bo to przecież tylko on: Severus Snape: niepijący alkoholik, szpieg, Śmierciożerca, morderca i kat.

Nie zasługiwał nawet na jej współczucie – które w swojej szczodrobliwości zawsze mu okazywała – a co dopiero na miłość.

Miłość. Stary głupiec. Oto kim był. Idiotą przechodzącym przedwczesny kryzys wieku średniego.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz