Rozdział VII Atak

1.4K 118 39
                                    

 ‒ Potrzebna mi jest twoja krew, Granger ‒ bezceremonialnie pomachał jej przed nosem buteleczką.

Hermiona uniosła głowę, spojrzała na niego.

Wyglądała gorzej niż poprzedniego dnia. Tak mu się przynajmniej zdawało. W bladym świetle pochmurnego dnia, jej twarz przybrała szarawy odcień.

Prawie się uśmiechnęła.

‒ Co jest takiego zabawnego w mojej prośbie, Granger? ‒ uniósł brwi.

Wzruszyła ramionami.

‒ Kiedyś po szkole chodził plotka, że jest pan wampirem ‒ powiedziała, nie patrząc jednak w jego stronę. ‒ Po co ta krew profe...? ‒ urwała. ‒ Nigdy się nie przestawię! ‒ żachnęła się

Snape prychnął.

‒ Spokojnie, Granger. To potrwa ‒ powiedział, krzywiąc się ironicznie.

‒ Nie, naprawdę. Całe wczorajsze popołudnie siedziałam i powtarzałam pańskie nazwisko bez tytułu naukowego. I jak widać efekty są marne ‒ zasępiła się.

Mówiła pogodnie, musiała jednak wkładać w to sporo wysiłku, bo gdy milkła, jej twarz przybierała wyraz zmęczenia i kapitulacji.

Snape patrzył na nią dziwnie. Nie wiedział, co o tym myśleć. Granger zachowywała się w jego otoczeniu na tyle swobodnie, na ile pozwalała jej na to sytuacja. Przez ostatnie cztery lata współpracy oboje nauczyli się porozumiewać w zadowalający sposób i nie było już między nimi tej szczególnej, napiętej atmosfery, którą Snape zawsze tworzył w klasie.

Jednak teraz... Nie wiedział właściwie, czego się spodziewał. Że sytuacja ją przytłoczy? I która bardziej? Utrata ręki, czy myśl o małżeństwie z Dupkiem z Lochów? Chyba podświadomie spodziewał się, że zwłaszcza to drugie sprawi, że ich kontakty staną się trudne, pełne zażenowania.

Z jakiegoś powodu jednak nie były.

‒ Nie rozumiem cię, dziewczyno ‒ powiedział w końcu, myśląc na głos.

‒ Proszę?

‒ Mówiłem, że cię nie rozumiem, Granger.

Wzruszyła ramionami.

‒ Nie pan pierwszy i nie ostatni. Nawet Harry i Ron nie zawsze mnie rozumieją.

Zabrzmiało to ponuro, ale szczerze.

Spojrzała na niego, bo Snape milczał uporczywie, myśląc nad następnym krokiem.

Czynnik ludzki, cholerny czynnik ludzki...

‒ Czego pan nie rozumie? ‒ zapytała wreszcie.

‒ Po prostu twoja reakcja, Granger... wydaje mi się dziwna.

Uniosła brwi.

‒ Bo staram się jakoś trzymać? Bo podchodzę do tego na zasadzie chłodnej logiki?

Skinął głową.

Wzruszyła ramionami nieco gwałtownym ruchem, który wyglądał, jakby chciała zrzucić z nich jakiś ciężar.

‒ Uratował mi pan życie. Dosłownie ‒ powiedziała cicho. ‒ Przez to, że mi pan pomógł, wpędził się pan w tarapaty, co zagrażało Harry'emu i całemu Zakonowi. Przez ostatnie dni myślałam, czy istnieje inna, równie skuteczna opcja, co małżeństwo z panem, ale niczego nie wymyśliłam.

Długo milczał.

‒ Ja również Granger.

Westchnęła.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz