Poranek był milczący, ciężki w swoich niedopowiedzeniach. Snape patrzył na nią, jak powolnym krokiem idzie do łazienki i czuł głębokie, gorzkie wyrzuty sumienia. Przecież zrobił tylko tyle ile musiał. Nie posunął się ani o krok dalej. Nawet, gdy jej ciepłe, miękkie usta szukały jego, odsunął twarz, odwrócił głowę. Trzymał ja jedynie w ramionach zadając sobie wciąż jedno i to samo pytanie: czy gdy mówił „jestem" odpowiadał tylko na jej bluzgi i zarzuty, czy automatycznie składał obietnicę pomocy.
Jak ona go zrozumiała?
Trwał więc przy niej. Trwał w bezruchu, aż zasnęła i pokornie położył się obok niej, by odkupić winy. By odpokutować. Musiał przyznać, że był to dla niego nowy rodzaj trudnej do zniesienia, dusznej tortury. Być przy niej, ale nie z nią. Oddać siebie, ale nie wziąć niczego w zamian. Starać się nie myśleć, nie czuć i nie pamiętać niczego, co mówiła tej nocy.
– Muszę się zobaczyć z Potterem – powiedział podczas śniadania, starając się, by jego głos brzmiał tak obojętnie i spokojnie, jak to tylko możliwe. By nie zrozumiała tego kontaktu opacznie. Ani ich rozmowy, ani spędzonej wspólnie nocy. Podskórnie chciał jej wykrzyczeć: „nic się między nami nie zmieniło, Granger, nadal jestem wstrętnym dupkiem, który będzie cię ranił" prosto w twarz, ale wtedy z pewnością by ją zranił bardziej niż to było konieczne.
Po raz pierwszy w życiu zdał sobie sprawę, czym tak naprawdę jest uczucie, coś, czego nie zdołał zrozumieć gdy zakochał się w Lily: jest dążeniem do dobra drugiej osoby, często poprzez ignorowanie własnego.
– Coś się stało? – Jej głos był równie oschły, co jego własny.
– Twoje podejrzenia okazały się słuszne.
Ożywiła się.
– Nagini?
– Tak.
Milczała przez chwilę, co przyjął z ulgą. Nie miał ochoty na to, by teraz na odmianę wpadła w typowy dla siebie hipomaniakalny nastrój.
– Co zamierzasz zrobić?
– Jeszcze nie wiem.
Jak łatwo było odpuścić: to zaskoczyło go najbardziej: zmięknąć, otworzyć się, powiedzieć komuś wprost to, co się myślało. Nawet jeśli było to zwyczajne przyznanie się do niewiedzy, Severus Snape nigdy dotąd jeszcze tego nie robił.
Z jednej strony czuł się z tym dobrze, z drugiej jednak wezbrała w nim trudną do wyjaśnienia złość.
Odłożył sztućce, dopił poranną kawę.
– Muszę iść – powiedział szorstko, nie patrząc nawet w jej stronę. Pracownia czekała, a w niej nieskończone jeszcze antidotum, nad którym postanowił pracować tym razem powoli i metodycznie. Może to zrobił wtedy źle? Może stworzył je pod presja czasu?
– Dokąd? – W jej oczach tkwiła łatwo dostrzegalna nuta niepokoju.
Westchnął.
– Granger, nie martw się o mnie. Znajdź sobie wreszcie jakieś zajęcie, zamiast niańczyć mnie na każdym kroku.
– Severusie, ja... czy nie rozumiesz?
Patrzyli na siebie wzajemnie: z jej twarzy biło coś ocierającego się niemal o rozpacz. On czuł, że jego twarz obwisła w wyrazie obojętności i zmęczenia.
– Nie, Granger – powiedział, zanim zdążył należycie przemyśleć, co robi, – to ty cały czas nic nie rozumiesz.
– Może mnie oświecisz? – krzyknęła jeszcze za nim, ale nie doczekała się już odpowiedzi.
CZYTASZ
Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONE
FanfictionPewnej nocy Hagrid niepokoi dyrektora Hogwartu Severusa Snape'a nieoczekiwaną informacją. Mistrz Eliksirów podąża za półolbrzymem do jego chatki, by znaleźć tam swoje przeznaczenie. Świat stworzony przez J.K. Rowling nie należy do mnie.