Rozdział VI Ciemność

1.6K 116 33
                                    

 ‒ Severussie ‒ Snape słyszał ten upiornie rozbawiony ton już nie po raz pierwszy. ‒ Jak śmiałeśś zrobić coś takiego za moimi plecami...

Snape stał z założonymi z tyłu rękami, pochylony lekko do przodu w półukłonie. Był spokojny. Całkowicie spokojny i pogodzony. Po latach wiedział już, że gdy staje się przed Czarnym Panem, trzeba spodziewać się wszystkiego: tak było najrozsądniej, najracjonalniej. Gdy człowiek przychodził tu, nie spodziewając się, że wróci, łatwiej było myśleć, prościej było pozostać trzeźwym, nie pozwolić strachowi przejąć nad sobą kontroli. I w rezultacie przeżyć.

‒ Wybacz, mój panie, ‒ powiedział bez zbędnych emocji w głosie. ‒ Nie próbowałem niczego robić w tajemnicy przed tobą. Po prostu okazja sama wpadła mi w ręce, ale dopóki nie wiedziałem, czy dziewczyna przeżyje, czy w ogóle będzie skłonna współpracować...

‒ To co, Severussie? Dlaczego nie dostarczyłeś mi jej od razu?

‒ Bo umarłaby, mój panie, zanim zadałbyś jej pierwsze pytanie. Nie było z nią żadnego kontaktu ‒ powiedział Snape najspokojniej i najpokorniej, jak potrafił.

‒ Więc uznałeś za stosowne mnie nie informować? Uznałeś, że wolno ci postępować jak ci się żywnie podoba?

‒ Wybacz, mój panie, ale nie o to mi chodziło ‒ tłumaczył. ‒ Martwa Granger z pewnością by cie ucieszyła, jednak żywa i w dodatku skłonna do współpracy... Możesz jej użyć jako żywego przykładu swojej łaski, by zachęcić czarodziejskie rodziny do współpracy.

‒ A zastanowiłeś się, czy w ogóle będę chciał? ‒ Czuł na sobie wzrok jego palących czerwienią oczu.

‒ Tak, mój panie. Dlatego zanim zgłosiłem chęć poślubienia szlamy, najpierw przychodzę z tym do ciebie.

Voldemort zaśmiał się cicho, jednak w tym dźwięku nie było ani krztyny wesołości, jedynie zimne, czyste zło.

‒ Jakże szlachetnie z twojej strony, Severusie, że okazałeś mi taką łaskę!

‒ To ty, mój panie jesteś tu od okazywania łask. Ja jestem jedynie pokornym sługą. ‒ Pochylił mocniej głowę.

‒ Sługą tak, ale czy pokornym? ‒ wysyczał.

‒ Panie ‒ zaczął ostrożnie Snape. ‒ Szlama Pottera nigdy nie była dla mnie niczym innym jak obrzydliwą kpiną z czarodziejskiego świata. Zawsze uważała się za lepszą i zdolniejszą od reszty. Teraz, gdy trafiła do mnie z zakażeniem, skorzystałem z okazji i obciąłem jej rękę, którą plugawiła ukradzioną różdżkę. A ona jeszcze mi za to podziękowała.

‒ Co zrobiłeś? ‒ ton głosu Voldemorta zmienił się nieco. Snape dostrzegł w nim cień obsesji, okrutnej ciekawości.

‒ Obciąłem jej rękę, mój panie.

Voldemort zaśmiał się cicho.

‒ Jestem... zaskoczony Severusie. I w jakimś sensie rzeczywiście z ciebie zadowolony. Nie podejrzewałem cię nigdy o taki poziom... zmyślności...

‒ Trudne rozwiązania na trudne czasy, mój panie ‒ skłonił się, po czym wyprostował lekko.

‒ A jej rodzina? ‒ zapytał po chwili namysłu Voldemort.

‒ Jej rodziny nie ma w kraju. Usunęła im pamięć. Nie chce się do nich przyznawać.

Czarnoksiężnik przypatrywał się mu z uwagą.

‒ I jesteś gotów na to poświęcenie? Jako czarodziej półkrwi mógłbyś związać się z inna półkrwi rodziną, poprawić swój status krwi, zamiast go pogarszać tym szlamem.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz