Rozdział XIV Sekrety i pojednanie

1.4K 119 33
                                    

 ‒ Wszystko w porządku? ‒ zapytała. Na jej twarzy gościł wyraz, który niejednokrotnie widywał u Minerwy, a który doprowadzał go do szewskiej pasji.

Zmartwienie, ciekawość, litość. Mieszanka tego wszystkiego.

Odwrócił wzrok.

Skinął jej tylko głową w milczeniu, bo nie miał nastroju na pogawędki. Jeszcze bardziej niż zwykle.

‒ Severusie?

Niemal podskoczył na dźwięk swojego imienia, wściekły i zniecierpliwiony do granic możliwości całym tym wielogodzinnym cyrkiem. Zacisnął pięści, zacisnął szczęki i znów się nie odezwał, mając świadomość, że to, co teraz wyszłoby z jego ust nie przypominałoby z pewnością kulturalnej odpowiedzi na którą zasługiwała.

‒ Profesorze?

Odwrócił się i posłał jej zirytowane spojrzenie.

‒ Miałaś się tak do mnie nie zwracać, Granger.

W odpowiedzi wzruszyła ramionami.

‒ Ale podziałało, nieprawdaż?

‒ Co podziałało? ‒ wycedził. ‒ Jeśli masz na myśli denerwowanie mnie, to...

‒ Mam na myśli to, że dopiero na to słowo się pan odezwał ‒ starała się zachować spokój.

Snape zmełł przekleństwo.

‒ Nie chcę o tym rozmawiać, Granger ‒ rzucił wściekły.

Dziewczyna patrzyła na niego z mieszaniną determinacji i bezsilności. Czekał, aż Granger podejmie decyzję: atak czy kapitulacja. Wreszcie, ku jego uldze, wygrało to drugie.

‒ Jak to organizujemy? ‒ westchnęła, zrezygnowana.

‒ Co takiego? ‒ uniósł brwi. Myślami był zupełnie gdzie indziej.

‒ Spanie ‒ wyjaśniła krótko.

Siedziała na brzegu łóżka, wciąż w swojej ślubnej sukni, zmęczona, zażenowana całą sytuacją.

‒ A którą stronę łóżka wolisz? ‒ zapytał.

Zamyśliła się.

‒ Chyba obecnie... lewą.

Skinął tylko głową.

‒ W takim razie ustalone. To powinno załatwić kwestię Małżeńskiego namiaru ‒ mruknął.

‒ Jeśli już o tym mówimy ‒ odezwała się nieco żywszym tonem. ‒ Ta inkantacja...

‒ Cholera, Granger miałem inne rzeczy na głowie.

‒ To po prostu może pomóc rozpracować ten system tak, żeby jak najłatwiej było nam się do niego przystosować, bez niepotrzebnych... niewygód.

Patrzył na nią przenikliwie. Miała rację. Ale on nie miał ochoty jej tego przyznać.

‒ Zamartwię się o to w najbliższym czasie ‒ burknął.

‒ Sama bym się tym zajęła, ale...

‒ Ale nie masz żadnej mocy sprawczej w tym cholernym aparacie państwowym, wiem to, Granger ‒ powiedział ponuro.

Wahał się przez chwilę, po czym opadł na krzesło naprzeciwko niej.

‒ Mam nadzieję, że gdy mnie nie było...

‒ Wszystko w porządku ‒ powiedziała. ‒ Zostałam aż większość gości się znudziła i wyszłam.

Skinął głową.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz