Rozdział XXX Niewypał

1.4K 117 59
                                    

Minęło kilka cichych dni.

Ciche dni.

To tak wyglądały? Zawsze gdy o nich słyszał, zastanawiał się w czym problem: dwoje pokłóconych ze sobą ludzi po prostu się do siebie nie odzywa, nie powodując ty samym dalszych spięć i awantur. Po prostu. Układ idealny. Sądził, że nie może być nic gorszego od wrzasków, aktywnej przemocy i wyzwisk obecnych w jego domu rodzinnym przez większą część jego dzieciństwa. Cisza i spokój.

Po prostu.

Gówno prawda.

Ciche dni były jak ostry gwóźdź wbity głęboko w jakiś czuły nerw: żgały, przeszkadzały, dystraktowały na każdym kroku. Do ich rozpoczęcia nie była wcale potrzebna kłótnia. Wystarczał temat, którego nie chciało się kontynuować.

Ciche dni nie pozwalały spać. Sprawiały, że zarówno obecność jak i nieobecność osoby, z którą pozostawało się w konflikcie była równie dokuczliwa. Jak blizna po ciężkim oparzeniu albo krwiak, który jeszcze nie wypłynął. Widmowa bolączka.

Szaleństwo, którego nie rozumiał.

Dopóki nie mieli powodu, by ze sobą rozmawiać ‒ po prostu nie rozmawiali.

Po trzech dniach zaczął się zastanawiać jak długo to może jeszcze potrwać. Po czterech, rozważał, które z nich jest bardziej uparte. Piątego dnia nie zamierzał absolutnie się poddać, ale irytował go również brak chęci ze strony Granger do kapitulacji.

Szóstego dnia...

Szósty dzień przyniósł zmiany, duże zmiany w postaci Hagrida łomoczącego do drzwi Minerwy McGonagall o szóstej po południu.

Snape dowiedział się o tym, gdy kobiecie udało się już odesłać pół-olbrzyma z powrotem do jego chatki i przyszła do jego gabinetu, w którym oczywiście go nie zastała. Znalazła za to obłożoną papierami Albusa Granger, a ta przyszła poinformować go o niespodziewanym gościu.

‒ Na Merlina, Severusie, już myślałam, że gdzieś wyjechaliście... Nigdzie was nie spotykam, nawet ty nie pojawiasz się u mnie od kilku tygodni. Widzę, że małżeńskie życie ci służy.

Snape skrzywił się, kątem oka dostrzegając nieco rozbawioną minę Granger.

‒ Nie sądzę Minerwo, żebyś przybiegła tu w takim popłochu zachwalać zalety konkretnego stanu cywilnego ‒ zakpił.

‒ Nie, oczywiście, że nie... Po prostu wyrażam swoje...

‒ Minerwo, do rzeczy...

‒ Chodzi o Graupa ‒ rzuciła niezadowolona.

‒ O Graupa? ‒ Hermiona ożywiła się na dźwięk imienia olbrzyma.

‒ Tak. Hagrid mówi, że kilka dni temu wszedł w pułapkę na niedźwiedzie. Rozmawiałam już z Pomfrey, ale odmówiła. Powiedziała, że Zakazany Las nie jest na jej słabe nerwy. Slughorna nie ma i nie da się do niego dobić ‒ dodała jakby chciała się usprawiedliwić.

Och, z pewnością chciała.

‒ Idziemy ‒ powiedziała dziewczyna.

Pokręcił głową.

‒ Jeśli już, to ja pójdę, Granger.

‒ Nie ma mowy ‒ żachnęła się. ‒ Graup mi pomógł, poza tym ufa mi, a ciebie nie zna.

‒ Zabiorę ze sobą Hagrida.

Fuknęła.

‒ A chcesz, żeby skończyło się tak, jak ostatnio?

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz