– Z medycznego punktu widzenia, lepiej by było, gdyby została w szpitalu – powiedział Snape do Lucjusza, gdy pili razem kawę w niedzielne popołudnie.
– Więc w czym problem? Zostaw ją tam, a my zajmiemy się wykończeniem tego cholernego pytona.
Snape pokręcił głową, wcale nie miał nastroju na ironiczne żarty.
– Odpuść, Lucjuszu. Dobrze wiesz, o co mi chodzi: w klinice nie ma odpowiedniej ochrony i ani ja, ani ty nie jesteśmy w stanie jej tego zapewnić.
Malfoy prychnął.
– Uważasz, że jest na tyle cenna dla Czarnego Pana...
– uważam, że czarny pan może próbować celować w nią, żeby zranić mnie – odparł ostro. – Nie wiemy, co się stanie jutro. Obiecałem chronić twój arystokratyczny tyłek w zamian za zapewnienie dziewczynie bezpieczeństwa. Wywiąż się więc, do cholery, ze swojej części umowy.
– Nadstawisz za mnie karku, jeśli to będzie konieczne? – Malfoy nie krył niedowierzania.
– Obiecałem ci coś, Lucjuszu – Snape starał się zachować spokój i cierpliwość. – Przysiągłem, że ochronię ciebie i twoją rodzinę.
– Nawet za cenę własnego życia? – Z jakiegoś powodu mężczyzna nadal nie rozumiał.
– To żadna cena, zważywszy na to, że i tak raczej nie przeżyję tej wojny.
Lucjusz pokręcił głową w teatralnym wyrazie dezaprobaty.
– Severusie, Severusie, a ty jak zwykle rozsiewasz wokół siebie czarnowidztwo i pesymizm.
– Taka już moja rola – mruknął Snape i sięgnął po filiżankę kawy.
Malfoy powstrzymał się od dalszego komentarza, chociaż Mistrz Eliksirów wyraźnie widział, że kolejne słowa cisnęły mu się na usta.
– Więc co zamierzasz? – zapytał tylko. – Czemu w ogóle ze mną o tym rozmawiasz?
– Bo z kimś, cholera, muszę.
Tak. To był jedyny powód. Teraz, po latach częściowo wolicjonalnej izolacji towarzyskiej, Snape bodaj po raz pierwszy odczuwał dotkliwie brak rodziny i przyjaciół. Brak wsparcia. Gdy żyło się w pojedynkę, dysponowało całym czasem tego świata, gdy o nikogo nie trzeba było się martwić, pomoc osób trzecich zwykle była zbyteczna.
Ale teraz... Teraz była jeszcze ona.
Kogo miał, poza Lucjuszem i Minerwą: wygodnickim arystokratą i wyniszczoną życiem, wiekową czarownicą?
Nikogo. By sam jak palec. A Granger razem z nim tonęła w oceanie osamotnienia.
Znów wezbrała w nim złość na samego siebie.
Zacisnął palce na oparciu fotela.
– A Hogwart? – z zamyślenia wyrwał go głos przyjaciela.
– O nim na razie jako jedynym myślałem. Pomfrey i Minerwa najprawdopodobniej podołają zadaniu utrzymania jej przy życiu do mojego powrotu.
– Najprawdopodobniej tak. A potem? Co planujesz potem?
Severus sam nie wiedział. To zależało w głównej mierze od jej stanu.
– Jeśli będzie trzeba, mogę liczyć na to, że w tej twojej klinice...
– Jasne. Jej sala będzie stała pusta, ciepła i cały czas gotowa.
Snape skinął głową.
CZYTASZ
Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONE
FanfictionPewnej nocy Hagrid niepokoi dyrektora Hogwartu Severusa Snape'a nieoczekiwaną informacją. Mistrz Eliksirów podąża za półolbrzymem do jego chatki, by znaleźć tam swoje przeznaczenie. Świat stworzony przez J.K. Rowling nie należy do mnie.