Rozdział XXXIV Niepamięć

1.1K 103 16
                                    

Kap-kap.

Dwie krople do jej kawy.

Należało zacząć od małych dawek. Tak podpowiadał mu rozum.

Kap-kap.

Kolejne dwie krople tym razem wylądowały w jego kawie.

Posłał szybkie spojrzenie w kierunku drzwi sypialni. Odruchowo. Przecież wciąż tkwiła w łazience. Słyszał szum wody.


Gdy przyszła, mieszał leniwie napój w filiżance.

‒ Nie spieszyłaś się ‒ zauważył kwaśno.

W odpowiedzi wzruszyła ramionami. Ten ruch, przy braku jej prawej ręki, wyglądał dziwnie, niekompletnie.

Ale nie peszyło go to.

‒ A mam do czego? ‒ To było pytanie retoryczne, wypowiedziane chłodnym głosem, którego się po niej nie spodziewał.

Uniósł lekko brwi po czym wykrzywił usta w drwiącym uśmieszku.

‒ Nie wiem, o co ci chodzi, Granger ‒ powiedział i upił pierwszy łyk kawy. Na zimno smakowała paskudnie.

Gdy przełykał, przymknął na chwilę oczy. Każdy łyk przybliżający go do celu był celebracją nadchodzącej wolności.

‒ Wspaniale ‒ powiedziała twardo, ale słyszał, że na dnie jej głosu tkwił głęboko wbity cierń.

Już niedługo ‒ pomyślał. ‒ Już niedługo.

Już niebawem odtrutka miała zrobić swoje, potrzeba było tyko trochę więcej cierpliwości.

Cudownie.

W tym akurat był dobry. Jeśli nie najlepszy...

Spojrzała na niego dziwnie: jakby wyglądał inaczej niż zwykle. Pozostawił to bez komentarza.

Zapewne zresztą wyglądał. Zapewne na jego twarzy można było dostrzec ślad satysfakcji.

To był już koniec tej całej farsy. Koniec kłamstwa, które roztaczała przed nimi Amortencja.


Powstrzymał uśmiech. Powstrzymał kąśliwe pytania i uwagi.

Świętował tę chwilę w ciszy.



‒ Myślałem nad tym, co mi powiedziałaś ‒ odezwał się wreszcie, gdy już skończył posiłek. Granger spojrzała na niego niechętnie znad talerza.

‒ Nad czym?

‒ Nad horkruksem ‒ wyjaśnił spokojnie. ‒ Żywym horkruksem.

‒ Ach tak.

Wyglądała na obrażoną lub zawiedzioną.

Uniósł brew, milczał jednak na temat, który próbowała z niego wycisnąć.

Ich pocałunek.

Ich cholerny pocałunek i jego wtargnięcie do łazienki.

Zamrugał spędzając wspomnienie zamglonej łazienki sprzed oczu.

‒ Sadzę, że jest to opcja warta rozważenia.

‒ Naprawdę?

Ton jej głosu: niby obojętnie, a jednak skrywający głęboką urazę, wycelowaną w niego pasywną agresję doprowadzał go powoli do wrzenia.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz