Rozdział XVII Rezerwacja

1.3K 111 39
                                    

Spakowali się szybko. Właściwie, to on ich spakował, bo Granger nadal nie mogła używać różdżki. To nie byłoby rozsądne z wielu powodów.

Jej atak, brak złożonych dokumentów do Ministerstwa... Merlin mu świadkiem, że chciał to zrobić w dniu ślubu, ale nie było jak udać się do urzędu. Wszystko zostało ukartowane.

Przyglądał się więc przez moment, jak dziewczyna próbuje jedną ręka poskładać ubrania w idealną kostkę, po czym po prostu, bez słowa, zrobił to za nią.

Wyglądała na zażenowaną i... złą? Nie wiedział czemu.

Przecież chciał, cholera dobrze.

Wyszli z Hogwartu o wpół do dziewiątej, w milczeniu przeszli przez Błonia, opuścili teren szkoły.

‒ Złap mnie za ramię ‒ polecił szorstko, zupełnie z resztą niepotrzebnie, bo dziewczyna dokładnie wiedział, co powinna zrobić.

Jednak teraz, po minionej nocy, po cholernym ślubie i wszystkich związanych z nim implikacjach wszystko stało się dwakroć tak niezręczne i instrumentalne.

Spojrzał na nią, napotykając jej dziwny, nieco przestraszony wzrok.

Zmełł przekleństwo, po czym teleportował ich na dworzec.

Znów kolejny spektakl. Kolejna farsa.

Zatrzymali się przed wejściem na Kings Cross, odszedł z nią na bok, w cień muru.

‒ Granger?

Spojrzała na niego.

‒ Mam dość ‒ wyszeptała. ‒ Mam po prostu tego cholernie dość. Czy nie mogą chociaż zostawić nas w spokoju?

Skinął głową.

‒ Nie mogę nic zrobić, Granger ‒ wyszeptał pochylając się w jej stronę tak, by nikt wokół nie dosłyszał o czym mówi. ‒ Ale mam związane ręce, rozumiesz?

Pokiwała. Poczuł, jak jej włosy łaskoczą go po policzku. Odchylił się i spojrzał jej w oczy.

Westchnęła.

‒ Mamy pojechać pierwszą klasą, ku uciesze Ministerstwa, dać sobie zrobić zdjęcia i zachowywać się na tyle przekonywająco, żeby Voldemort uznał, że odwaliliśmy dobrą robotę i opinia publiczna uwierzy w naszą bajkową historię?

‒ Mniej więcej tak ‒ przyznał kwaśno.

Przymknęła oczy. Oparła się o ścianę. Przyglądał się jak uchyla powieki. Czuł się, jakby naruszał jej prywatność.

‒ Poszłabym spać ‒ wyznała. ‒ Ale tak naprawdę, bez strachu i częstych pobudek.

Nie skomentował.

Ruszyli przejściem w stronę peronów.

‒ Zauważyłam, że ty też nie sypiasz ‒ wypaliła.

Spojrzał na nią niechętnie.

‒ Musisz cały czas mielić ozorem?

‒ Robię tak, gdy się denerwuję v powiedziała.

‒ Czyżbyś denerwowała się przez całe sześc lat nauki, na każdej lekcji, podczas przerw i posiłków? ‒ zapytał.

Katem oka dostrzegł, jak odwraca się ku niemu, unosząc brwi.

‒ Masz aż tak bogate wspomnienia dotyczące mojej osoby?

‒ Twój irytująco wysoki głos towarzyszył pi podczas każdego lunchu, podczas każdego dyżuru na korytarzu oraz podczas wielu szlabanów. Byłaś szczególnie irytującym okazem.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz