Rozdział XXXVI Katastrofa

1.1K 106 25
                                    

 ‒ Nie lubię gdy przychodzisz do mnie cały w smrodzie pracowni ‒ skomentował Lucjusz, wskazując mu fotel. Marszczył swój arystokratycznie czuły nos.

Snape uśmiechnął się nieco krzywo.

‒ Znamy się ponad dwadzieścia lat a ty wciąż nie możesz się przyzwyczaić?

‒ Jestem wysoko urodzony, Severusie ‒ powiedział Lucjusz z nutą drwiny. ‒ Obracam się wśród piękna. A potem ciężko wywietrzyć te wszystkie... preparaty.

Snape prychnął. ‒ W takim razie nie wiem, jak wytrzymujesz zebrania Kręgu.

‒ Zamykam oczy ‒ zaśmiał się Lucjusz.

‒ To teraz możesz zatkać swój nos spinaczem do bielizny ‒ odciął się Snape.

Siedział już i na moment jego chciwy wzrok padł na karafkę pełną whisky, ale to jedno, szybkie spojrzenie wystarczyło, by bystry Lucjusz podchwycił je i wyciągnął swoje wnioski. Zwęził oczy, wpatrując się w Mistrza Eliksirów.

‒ Czemu właściwie nie pijesz, Severusie?

‒ Mam problem z alkoholem ‒ mruknął niechętnie. Jednak jaki byłby sens kłamać? Lucjusz widział go tak wiele razy w godnym pożałowania stanie, że nie było czego ukrywać. ‒ Już nie pamiętasz?

‒ Dobra pamięć jest jedną z moich niewątpliwych zalet ‒ przytaknął Lucjusz. Nonszalancko stukał laską w bok buta. ‒ I nie wiem, czym się przejmujesz. ‒ Wzruszył ramionami. ‒ Każdy ma z nim problem. Po to został stworzony: by sprawiać mężczyznom problemy.

Snape pokręcił głową. Czy ten człowiek był aż takim ignorantem, by nie rozumieć podstawowej różnicy między jego a własnym dzieciństwem?

‒ Nie mnie, Lucjuszu. Ja dość się naoglądałem tego w domu.

‒ Ach... ‒ Malfoy skrzywił się z odrazą. ‒ Mój ojciec wprawdzie pił, ale nigdy nie urządzał takich burd... matka dostała w twarz raz czy dwa... musisz wiedzieć, że nigdy nie pozostawała mu dłużna...

‒ Inna skala ‒ powiedział cierpko Snape. ‒ Poza tym czy naprawdę bawiło cię wyciąganie nie z rynsztoka w każdy piątek?

‒ Niezbyt.

‒ Tak myślałem.

Siedzieli przez chwile w ciszy. Lucjusz sączył trunek ze szklanki. Snape starał się zaś to ignorować. Czuł jednak, jak w gardle ściska go pragnienie. Ostatnio miał mnóstwo stresu. Tyle nerwów... czy nie byłoby pięknie, cudownie chociaż raz, chociaż...

‒ Przejdźmy do rzeczy ‒ powiedział wreszcie. ‒ Dlaczego mnie wezwałeś? Zastanowiłeś się już?

Lucjusz powoli skinął głową.

‒ Pomogę ci, przyjacielu ‒ powiedział cicho, prawie nie poruszając przy tym ustami, jakby bał się, że własny dwór, służba i rodzina mogą go zdradzić. ‒ Ale musisz wiedzieć, jak wiele żądasz. Jak niebezpieczne będzie to dla mnie, Narcyzy i Draco.

‒ Czego chcesz w zamian? ‒ zapytał twardo Snape.

‒ Tego samego ‒ odpowiedział głucho Malfoy. ‒ I więcej. Jeśli wygra Zakon... ‒ Pomożesz się nam z tego wykaraskać. A przynajmniej im dwojgu.

Snape patrzył na niego nie mrugając.

‒ Dobrze ‒ powiedział po chwili.

‒ Czyli zawarliśmy umowę ‒ Lucjusz skinął głową.

Snape nie odpowiedział. Minerwa nie będzie z tego zadowolona, a on sam, bez jej pomocy...

‒ Jeśli chcesz, żeby to wyszło ‒ powiedział powoli, ‒ gdy kiedyś się z wami skontaktuje to nawet jeśli otrzymacie wiadomość, która nie będzie miała dla was sensu, musicie wykonać wszystkie instrukcje. Bez zwłoki, Lucjuszu.

Głębia otchłani (sevmione) ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz