Jego twarz wyrażała milion emocji, które mieszały się ze sobą i tworzyły coś całkowicie niespójnego, lecz jego wnętrze było całkowicie puste. Nie czuł nic, choć czuł tak wiele. Jego umysł jakby zamarł na chwilę, nie mogąc przyjąć do wiadomości tego co się dzieje, jednak po chwili czuł ból nowego rodzaju. Nie był to ból radości ani niezadowolenia. To było coś nowego dla niego samego, przez co nie potrafił wyrazić żadnego słowa.
Słyszał jak jego serce kołata i nie zamiaruje zmienić tempa, lecz coś zupełnie innego robił jego oddech, który jakby nagle przestał być czymś potrzebnym do funkcjonowania organizmu. Nie poczuł nawet momentu, w którym wyszedł z windy, aby ta nie zjechała razem z nim. Wciąż czuł u swego boku obecność James'a przypominając sobie, że to on go tutaj zabrał i prawdopodobnie spotkanie wcale nie miało mieć motywu zwykłej przyjacielskiej rozmowy. Mógł być zły na James'a, że ten wpakował go w miejsce, w którym nie powinien być, a przynajmniej nie chciał, jednak nie mógł tego robić, bo wiedział, że on robi wszystko po to, aby kogoś uszczęśliwić, jednak nie zważał na to, iż w tej sytuacji to on cierpi.
Widział ich wszystkich i choć w pomieszczeniu było wiele osób, on skupił się tylko na tych czterech parach oczu, które jeszcze nie tak dawno temu widywał codziennie. Wiedział, że jego przyjście nieco zaburzyło rozmowę, którą przed chwilą wszyscy prowadzili, jednak on sam czuł się w tym wszystkim zagubiony, bo przecież każdy z nich miał swoją rodzinę i swoje życie, a teraz tak nagle mieli wrócić i udawać świetną rodzinę jak kiedyś, którą nawet nie można nazwać świetną.
Stał wciąż w miejscu i choć wiedział, że powinien coś zrobić, to nie zrobił dosłownie nic co mogłoby zburzyć ścianę niezręczności. W końcu zauważył, że ktoś wstał z kanapy, jednak spostrzegł to dopiero po kilku sekundach, gdyż był zbyt bardzo przytłoczony tym wszystkim. Nim zdążył jakkolwiek zareagować poczuł jak ktoś łapie go w braterski uścisk, a on raptem ożył i wydobył się z męczącego letargu. Przez chwilę był zakłopotany, jednak kiedy zauważył jak Niall śmieje się w swój charakterystyczny sposób, uśmiechnął się i już nie wiedział, czy ten uśmiech był prawdziwy, czy udawany.
Spostrzegł, że kolejne osoby wstają z kanapy, jednak nie do końca mógł się skupić, bo słyszał ciągłą paplaninę słów blondyna, który chyba zaczął płakać ze szczęścia. W końcu poczuł jak ktoś odciąga Niall'a, który nie był zadowolony z tego, lecz jego twarz wydawała się być uradowana. Po kilku sekundach reszta chłopców stała się równie uprzejma, jednak mniej nachalna, przybijając braterską piątkę.
Koniec końców został tylko Zayn i tutaj zrobiło się dosyć niezręcznie.
Ich współpraca początkowo była zdystansowana, ponieważ ani Harry ani Zayn nie przypadli sobie do gustu, jednak z czasem to wszystko zaczęło się zmieniać. Gdzieś w środku ich wspólnej kariery wszystko było tak bardzo zagmatwane, że nawet nie poczuli zmiany w swoim dystansie do siebie. Wtedy można było powiedzieć, że się dogadywali, jednak w tamtym punkcie ich życia wszystko stało się niejasne. Mieli cały czas kogoś nad sobą, a oni stali się zwykłymi marionetkami i co najgorsze, uważali to za coś normalnego. Wtedy ich poglądy do siebie były tak bardzo za mgłą, że nawet nie zauważyli, iż zmieniają swoje towarzystwo na inne niżeli to z początku ich boysbandu.
Jednak kiedy wszystko stało się zbyt bardzo kontrolowane, a oni gubili tą niby normalną kontrolę, cały świat legł w gruzach, a oni się od siebie oddalali. Zaczęli łamać bariery, które stawiała im jedna osoba, a później za to cierpieli. Taka właśnie fortuna otoczyła ich życia, a oni sami nie wiedzieli co mają robić, więc chodzili jak te drewniane kukiełki, a kiedy przyszedł moment, w którym ich nakrywali na łamaniu własnych praw, było tylko gorzej.
CZYTASZ
If I could fly... | Larry 🦋
FanfictionZAKOŃCZONA ~TREŚĆ ROZWIJA SIĘ STOPNIOWO~ Gdybym mógł latać... wróciłbym do domu do ciebie. Można mieć wszystko, jednak nie czuć się spełnionym. Można mieć miłość, lecz nie czuć jej dotyku. Można poczuć pocałunki i mocniejsze dotyki, jednak to nie ta...