Cóż to za ból widzieć złoto, którego nie możemy dotknąć lub zabrać i cieszyć jego widokiem czy wartością.
Cóż to za ból widzieć uschnięte róże w ogrodzie pełnym pięknych kwiatów i nie móc im pomóc, dolewając trochę wody ku ich korzeniom.
Cóż to za ból wiedzieć, iż nad naszą głową rozciąga się wielka gwiazda oświetlająca nasz dom w dzień, jednak nie móc spoglądać na jej piękne promienie, gdyż oczy nasze nie widzą połączenia między nami a słońcem, a łzy zamazują obraz, kiedy nie bierzemy prośby oczu do serca.
Tak właśnie czuł się Harry. Spoglądał na swoje słońce, a jego oczy samoistnie produkowały łzy, aby zakazać mu czegoś, co do niedawna było nazywane zakazaną miłością.
Harry siedział w samochodzie oczekując na koncert. Nie chciał być w pokoju, w którym jeszcze niedawno zmienił się w potwora. Dlatego spoglądał zza ciemnych szyb pojazdu i wpatrywał się w postać przechodzącą od sklepu do sklepu w niewiadomym dla Harry'ego celu. Louis znalazł się na mniejszych uliczkach miasta, zaciekle chodząc między sklepami w szybkim tempie, a Harry skupiał swój wzrok tylko na nim. Spoglądał na jego gładkie ruchy i z lekka zawiane przez wiatr włosy. I cóż, czuł się jak snajper, który czeka na jakiś mały błąd lub jakąś wskazówkę.
W pewnym momencie poczuł w sobie cholerną słabość, a głosik w głowie podpowiadał mu, aby wyszedł z pieprzonego samochodu i po prostu zrobił to, na co miał ochotę już dawno temu, jednak poddał się wiedząc, że to byłby najgorszy błąd w dziejach ludzkości.
W ten sposób siedział bezczynnie w jednym miejscu i czekał na moment, w którym Louis zniknie z pola widzenia na dłużej niż dziesięć minut. Nie chciał przerywać czegoś, co w pewnien sposób budowało jego zepsute wnętrze, jednak nie mógł nic poradzić na to, że cierpiał przez własną głupotę oraz egoizm drugiego mężczyzny.
Kiedy Louis wyszedł ponownie ze sklepu, tym razem kierując się w stronę samochodu, zauważył w jego dłoni dużą torbę papierową oraz pudełeczko. Małe pudełeczko. Czerwone.
Poczuł ucisk w klatce piersiowej oraz mdłości, które zmusiły go do wypuszczenia kolejnych łez. Jak upadłym trzeba być, aby płakać z miłości, która już dawno powinna wyparować i zniknąć gdzieś w oddali... Dlaczego czuł ból, skoro nikt mu go nie zadawał? Skierował swój zmęczony wzrok w stronę sklepu, który oznaczał się zielonym wnętrzem i złotymi dodatkami i, mimo że nie chciał, to i tak spojrzał na wielkie litery sklepu, z którego przed chwilą wyszedł brunet.
Nie został tam dłużej. Samochód ruszył, a on wiedział jak bardzo nieodpowiedzialny jest wsiadając za kółko, kiedy był jeszcze pod wpływem wczorajszego upojenia alkoholowego.
§§§
Światło.
Najgorsze ścierwo jakie może istnieć.
Początkowo, za dzieciaka, wszyscy uwielbiają światło w każdej postaci, ponieważ wtedy czują się lepiej. Promienie słońca wlatujące przez niezasłonięte okna do pomieszczeń, zdobią złocistym kolorem meble, podłogi czy porcelanowe figurki. Spoglądamy na powiewającą firanę, która faluje delikatnie przez dotyk wchodzącego wiatru. Wydaje nam się, że jest to widok, na który chcemy spoglądać całymi dniami i nie wychodzić z pokoju, a najlepiej zatrzymać słońce w tej pozycji na zawsze.
Tak samo było z światłem w każdej innej postaci. Dzieci zasypiały przy świetle, gdyż czuły się bezpieczniej, kiedy inni straszyli ich potworami zamieszkującymi w ich szafie czy pod łóżkiem. Płomienie ognia iskrzące się w kominku czy zapalona świeca stojąca na biurku, dawały nam znikłe ciepło, którego nam czasami brakuje.
CZYTASZ
If I could fly... | Larry 🦋
FanfictionZAKOŃCZONA ~TREŚĆ ROZWIJA SIĘ STOPNIOWO~ Gdybym mógł latać... wróciłbym do domu do ciebie. Można mieć wszystko, jednak nie czuć się spełnionym. Można mieć miłość, lecz nie czuć jej dotyku. Można poczuć pocałunki i mocniejsze dotyki, jednak to nie ta...