Światło mogło być obroną, ale i atakiem, jednak w tym dniu zdecydowanie było po złej stronie mocy.
Harry, jak co ranek, starał się obudzić z dobrym humorem, jednak tak nie mogło być i wiedział o tym już wczorajszego wieczoru. Mogłoby się wydawać, że impreza z dnia wcześniejszego była istną katastrofą, lecz Harry pomimo swojego okropnego kaca, który dokuczał mu od momentu wstania, wciąż uważał imprezę za wydarzenie wyrywające ze żmudnej rzeczywistości.
Nie pamiętał wszystkiego co działo się tamtej nocy, a w szczególności jej ostatnie godziny, jednak po swoim stanie fizycznym, galerii w telefonie oraz szwankującej pamięci, mógł bez zastanowienia stwierdzić, iż to najlepsze co go spotkało. Ś
wietną zasadą wśród niespełnionych zasad jest możliwość korzystania z ziemskich przygód co łaska nawet, jeżeli świat wali nam się na głowy, a zazdrosne spojrzenia wypalają dziury w ciałach. Zepsuci ludzie muszą się trzymać razem, a ich miejsce jest w domu lub w klubie, bo tylko w tych miejscach mogą być sobą i nikt im tego nie zabroni.
Kiedy Harry obudził się o poranku był myśli, iż umiera, ale wtedy zdał sobie sprawę, iż to rzeczywiście może być prawda. Wspomnienia i wiadomości napływały do jego głowy jak zwiastun w filmie lub wspomnienia z całego roku, a on to wszystko przetwarzał w ciągu niespełna minuty. Doskonale pamiętał i słyszał zrzędzenie Olivii nad uchem, która dyrygowała nim jak kukiełką, aby później wypomnieć mu to co zrobił względem niej. Potem już jej nie widział i sam nie wiedział dlaczego. Przez pewien czas widział jak rozmawia z jakąś kobietą i Jeffem, ale później zniknęła mu z oczu albo on po prostu już nic nie widział. W kolejnych minutach i godzinach widział tylko skrajnie zakryte ciała przy swoim ciele oraz Zayn'a, który pojawił się chwilę potem. Pamiętał szklane kieliszki, które trafiały do jego warg, a on wypijał ich zawartość jak wodę.
Później ten cholerny wzrok, kiedy Louis wpatrywał się w niego z dziwnym promykiem, lecz nie tym miłosnym, co było lekko bolące, jednak całkowicie realne. Ale mógł przyrzec, że ten obraz zostanie w jego głowie na długi czas.
A na sam koniec... Cóż, naprawdę ciężko było mu powiedzieć cokolwiek o końcu imprezy, bo całkowicie nie był pewny czy ją przeżył, bo co jeżeli ten przetwarzający się obraz ukazywał jego ostatnie chwile przed śmiercią?
Pamięta jedynie moment, w którym został sam z Olivią w pokoju i ich krótką rozmowę o prezerwatywach. To było dziwne.
Nie wiedział co było potem, bo nie pamiętał nic, jednak miał nadzieję, że to wszystko wróci i będzie wiedział na czym świat stoi.
Gdy otwierał oczy i nie do końca było to coś przyjemnego, zdenerwował się na sam widok słońca przebijającego się przez częściowo zasłonięte okna. Cóż, częściowo, a on zawsze zapomina ich zasłaniać. Zmarszczył lekko brwi na ten fakt i niemal od razu skierował rękę na drugi bok, jednak niemal od razu przestał widząc swoją głupotę, bo przecież leżał na środku łóżka, więc nie było możliwości, aby ktoś spał obok niego.
Otworzył szerzej oczy i wtedy zrozumiał, że jest samotnie we własnym pokoju, jednak coś mu mówiło, że wcześniej wcale nie był sam. Podniósł się do siadu, przy tym klnąc i jęcząc z mocnego bólu głowy, i rozejrzał się po całym pomieszczeniu zauważając rzeczy, które definitywnie mówiły o czyjejś obecności.
- Otwarte okno, zasłonięte okna i koc na fotelu. Ktoś na pewno tu był, ale kto...- mówił ledwo żywym i zdartym głosem Harry, patrząc na wszystko z przymrużonymi oczami, bo światło przedostawało się przez małe odstępy między oknem a zasłoną.
Ponownie przeniósł wzrok na fotel i chciał ruszyć w jego stronę, jednak telefon na półce nocnej dał o sobie znać, a Harry chciał go wyrzucić przez okno za jego głośny dźwięk. Chwycił urządzenie i nie spoglądając na ekran telefonu, odebrał na oślep.
CZYTASZ
If I could fly... | Larry 🦋
FanfictionZAKOŃCZONA ~TREŚĆ ROZWIJA SIĘ STOPNIOWO~ Gdybym mógł latać... wróciłbym do domu do ciebie. Można mieć wszystko, jednak nie czuć się spełnionym. Można mieć miłość, lecz nie czuć jej dotyku. Można poczuć pocałunki i mocniejsze dotyki, jednak to nie ta...