5

126 6 1
                                    

Las Vegas.

Dla jednych świat wśród kolorowych barw, dla drugich coś w rodzaju miejsca do oderwania się od rzeczywiści. Każdy inaczej postrzegał to miejsce, jednak wszyscy spoglądali na to piękne miasto jednym wzrokiem - tylko i wyłącznie tym grzesznym...

Nikt nie jechał do Las Vegas, aby pochodzić i poprzeć. Wszyscy chcieli wrażeń, których w normalnym świecie nie są w stanie spełnić, a to był jeden wielki grzech, o którego rozgrzeszenie wstydził się zapytać nie jeden. Ludzie jeździli i grzeszyli, nie patrząc na wiarę i przyzwoitość, gdyż chcieli poczuć choć trochę tego ziemskiego życia, które coraz bardziej zmierzało w złym kierunku. Wolność była piękna, jednak i ona ma pewne granice. Świat ograniczony był przez zasady i prawa, których łamać nie wolno, jednak teraz one były luzowane, a to zdecydowanie nie szło w dobrą stronę.

I choć Harry właśnie znajdował się w Las Vegas, nie mógł zachwycać się tym pięknem, które tam przyciągało. Po nieprzespanej nocy, kiedy jechali wspólnie na kolejny zaplanowany koncert, czuł się okropnie. Nie miał siły trzymać się prosto na nogach, a oczy samoistnie zamykały się po płaczu i wpatrywaniu się w jeden punkt podczas nocnej jazdy. Nie oszukiwał się z tym, że czuł się źle, bo każdy miał do tego prawo, lecz nie chciał spoglądać w oczy fanów bez nadziei. Nie mógł tego zrobić. Nie chciał zabijać w nich radości i tej pięknej miłości, która tańczyła w ich oczach w towarzystwie swoich partnerów.

Teraz leżał w samotności na wielkim łóżku z głową między poduszkami. Już za chwilę miał spotkać się z kimś, kogo nie widział już długi czas, a to było lepsze niż cały wóz Tacos. Mimo tej przykrości i nędzy, która w nim trwała, na jego twarzy gościł uśmiech, kiedy wracał myślami do wiadomości o spotkaniu.

Odwracając głowę w drugą stronę, wpatrywał się w widok zza wielkim oknem, który mógłby zapierać dech w piersiach, jednak teraz był tylko widokiem w jego oczach. Nie miał z kim się cieszyć z pięknego obrazu miasta i oglądać go o poranku czy w nocy, aby jakoś zapamiętać dobre chwile z życia, które umykały jak piasek przez palce. Cóż, każdy się starzeje, jednak czasami ten wiek młodego dorosłego mija bardzo szybko i nim się obrócisz, kończysz dotychczasowe piękne życie ozdobione spełnionymi marzeniami, o których marzy każdy nastolatek, a później starasz się jakoś ustatkować, aby żyć spokojnie z nowymi wyzwaniami i starzeć się wśród miłości i przyjemnym klimacie rodzinnym.

Nawet nie zauważył tego, że na jego usta wpłynął niewinny uśmiech, kiedy wyobraził sobie jak w gronie rodzinnym spędza czas tworząc nowe wspomnienia. Nawet jeżeli byłby tego przeciwnikiem, to kochał dzieci i nie mógł sobie wyobrazić, że mógłby ich nie mieć...

Marzenia, jednak były tylko marzeniami, a on sam znów poczuł nieznośną pustkę, która rozszerzała jego puste wnętrze. Niby kochał... Niby był kochany... Jednak to nie to samo. Skrzywił się na myśl, że jego dawne uczucia jakoś zniknęły albo zanikły. A po chwili do jego głowy uderzył pewien fragment jego życia.

Miał przy sobie kobietę, którą niby kochał, jednak myśląc głębiej... to było coś dziwnego. W jego wyobraźni nie było jej i to zbyt bardzo potwierdziło go w przekonaniu, że był bardzo egoistyczny. Ona się starała i chciała jak najlepiej, a on rzeczywiście ją odpychał, jednak nie specjalnie. Przecież musiał mieć jakiś powód, żeby to robić, prawda?

Sam już nie wiedział.

Był zagubiony...

W końcu zrozumiał, że to już czas, aby wstać i uszykować się do wyjścia. Jego włosy, które pozostały podobne do tych z dwutysięcznego siedemnastego roku, były porozrzucane we wszystkich kierunkach, jednak nie miał do nich siły. Przebrał się jedynie w luźne jeansy w kolorze czerni z wszelakimi dziurami, biały t-shirt i zwykłą katanę w tej samej barwie co spodnie. Kiedy miał wychodzić z pokoju hotelowego, przypomniał sobie, że przecież nie może sobie od tak wyjść na ulicę. Wrócił się chwytając czapkę z daszkiem, okulary i czarną maseczkę, które niby dawały mu ochronę, jednak jakimś cudem zawsze ktoś go rozpoznawał.
W końcu stając przed drzwiami, wyszedł z pokoju, zamykając go. Chciał jak najszybciej znaleźć się w miejscu, w którym miał się spotkać z przyjacielem, i bardzo się zdziwił tym, że nie był to klub, zwykła restauracja czy uliczna kawiarenka.


If I could fly... | Larry 🦋Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz