***
-Hej Sus, już lepiej? -leniwie otworzyłam ociężałe oczy, trafiając na brązowe tęczówki. Czułam się jakbym właśnie przebiegła dwa kilometry na maratonie, jedynie spocona nie jestem. Jestem zbyt zmęczona, żeby przeanalizować dlaczego straciłam przytomność. Gus podaje mi butelkę, najpierw ją odkręcając. Biorę kilka małych łyków i znacznie mi się polepsza. Po kilku głębokich wdechach i wydechach odsuwam się na koniec ławki, kiedy zauważyłam jak blisko się niego znajduję. Mam blokadę żeby spojrzeć mu w oczy, jakby jakaś siła mnie od tego odciągała. Mimo tego nadal to on zajmuję całą moją głowę. Nie muszę na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że w tym momencie się martwi i zastanawia nad przyczyną mojego omdlenia oraz stara się wymyślić zdanie, od którego zacznie. Moja teoria się sprawdziła, bo odchrząknął i powiedział:
-Pewnie nie odpowiedziałabyś mi gdybym zapytał się ciebie czy to, że zemdlałaś ma jakieś podłoże, dlatego pomińmy to. -zamilkł. -To wszystko jest popierdolone.
-No jest... -mruknęłam pod nosem ledwie słyszalnie, wciskając wzrok w czubki swoich butów. Oprócz tego całego hałasu panującego na drodze, jedyne co słyszałam to jego chrapliwy oddech. Taki oddech ma zawsze po tym jak coś bierze, lecz może tym razem to od papierosów? Oby to drugie, jeżeli okaże się, że dzisiaj coś zażywał to nie mam o czym z nim gadać, gdy nie jest sobą.
-Powiedziałem ci, że mam ci coś ważnego do pow... -w tym momencie mu przerwałam.
-Napisałeś, że mnie kochasz. -te słowa same poleciały z moich ust. Nagle zebrałam w sobie odwagę i zadarłam delikatnie głowę do góry, sunąc wzrokiem po jego szyi ozdobionej tatuażami, aż do tych cholernych oczu, które tkwiły zapatrzone w moją osobą z kompletnym zmieszaniem, lecz także z wrażliwością. Miał jej w sobie tak wiele. Zapomniałam, że ona potrafi diabolicznie złamać mnie na pól, przez co i ja miękłam.
Jego grdyka mocno się poruszyła. Rozchyliłam usta z bezradności i czekałam... Nie wiem nawet na co. Na wypowiedzenie przez niego tych dwóch słów? Bo te słowa magicznie zmienią obrót wydarzeń i świat stanie się piękniejszy? Nie, nie i nie.
-Nie kłamałem. -teraz to ja głośno przełknęłam ślinę, a do oczu naszły mi łzy. Nie wiem co mam robić. Nienawidzę jebanej bezradności, nienawidzę kiedy nie wiem co mam zrobić, nienawidzę kiedy ludzie mówią pewne słowa trochę za późno. -Przez te dni kiedy nie wiedziałem gdzie jesteś i czy w ogóle żyjesz... Byłem w okropnym stanie, bałem się, że straciłem cię nie zdążając powiedzieć ci tych słów, które znaczą tak wiele, a jednocześnie w tej chwili tak mało. -chwilę się zastanowił kurczowo ściskając swoją dłoń na swoim udzie. -Wiedziałem już od x czasu, że to ty jesteś osobą, która znaczy dla mnie dużo więcej niż wszystko w moim życiu, a mimo to nie wyznałem ci prawdziwych uczuć. Za bardzo bałem się twojego porzucenia po słowach, które mógłbym ci powiedzieć, bo przecież nie wiedziałem jak zareagujesz i dalej do końca nie wiem. Możesz teraz uderzyć mnie ostatni raz w twarz, ostatni raz złożyć pocałunek na moim policzku, możesz usunąć mój numer, który i tak znasz na pamięć, możesz mnie zostawić i nigdy więcej mnie nie zobaczyć, ale musisz wiedzieć jak bardzo... Jak bardzo cię kocham Susanna. -teraz ryczałam, ryczałam jak małe dziecko i nic nie mogłam z tym zrobić. Przez łzy widziałam jego zamazaną twarz, z której nic nie mogłam wyczytać. -Wiem, powiedziałem, że możesz mnie zostawić, ale do cholery, proszę nie rób tego. -prosił cichym głową, kręcąc z bezsilnością głową.
-Jak bardzo byś mnie nie zranił, nigdy bym cię nie zostawiła. -zagryzłam usta tak mocno, aż poczułam metaliczny posmak w buzi. Przysunęłam się do niego, mocno go do siebie przyciągając. Czując znowu jego zapach, i jego ręce na moich plecach przyciągnęłam go jeszcze mocniej. Czułam jak jego klatka piersiowa szybko się unosi i opada, a jego wszystkie mięśnie się rozluźniają. Schował głowę w w moje włosy i słyszałam jak cichło łka. Jego uścisk się rozluźnił na tyle, że teraz to tylko ja jego trzymałam.
CZYTASZ
"Ty I Gustav" ~Lil Peep~
Teen Fiction~Granicy między przyjaźnią, a miłością nic ani nikt nie upilnuje~ 2020/2021