***
Powinnam cieszyć z faktu, iż mój stan zdrowia nie uległ zgorszeniu, lecz teraz w mojej głowie dział się huragan. Wszystko się skumulowało tworząc jedną wielką masakrę. Nienawidzę tego, tak bardzo. Dzieję się to zdecydowanie za często, nawet jeżeli mam powody do szczęścia, ale ja widzę jedynie to co złe, widzę przeszłość. Może boję się wybiec w przyszłość z obawy przed jeszcze gorszym stanem rzeczy? Dlaczego to mnie dopada w losowych momentach, na które nie jestem przygotowana?
Siedziałam na ławce, na której wczoraj siedziałam z Gus'em. Paliłam papierosa trzęsącymi się rękoma. Była godzina 17:17 gdy spojrzałam na zegarek. Ta liczba prześladuję mnie przez kilka dni co dodatkowo mnie rozwścieczyło. Tak naprawdę nic dzisiaj się nie wydarzyło. Dzień był nad wyraz normalny, bez zbędnych rewelacji, które jak wiemy lubią mnie zaskakiwać, dlatego tym bardziej powinnam dziś mieć dobre samopoczucie. Zamiast tego, granica przed popełnieniem samobójstwa jest niewielka. Dlaczego ja tak panikuję?!
Bo kurwa coś jest nie tak
Musiałam hardo walczyć ze swoimi przebiegłymi myślami, gdzieś w odmętach swojej pewności siebie jakiś głosik mówił mi, że dam radę, że jestem silniejsza od swojej głowy przepełnionej chaosem. Czar szybko prysł, ponieważ od razu zwątpiłam, gdy zaczęło brakować mi powietrza. Cóż za ironia losu! Moja głowa dobrze wie, że jest kurwa chora, a i tak z niesamowitą prędkością produkuję nikomu nie potrzebne czarne myśli. Zaczęło robić mi się słabo, głos rozsądku kazał mi się uspokoić. Wyobraziłam sobie Gus'a uspokajającego mój oddech, zawsze bierze ze mną długie wdechy i to pomaga. Zamknęłam oczy i tak też zrobiłam. Skrzywiłam się, kiedy nawet po zamknięciu oczu widziałam różne wersje swojej śmierci. Szybko je otworzyłam. Kurwa mać. Nie zauważyłam kiedy papieros zaczął przypalać mi palce, wytrzymałam to, ze wzrokiem wbitym w żarzący się koniec papierosa patrzałam jak ten powoli zaczyna wypalać się do końca. Co lepsze poczułam się lepiej, gdy moje palce zaczęły piec. No i właśnie to jest ten sposób na uciszenie bólu psychicznego, ból fizyczny, który wolę zdecydowanie. Włożyłam rękę do kieszeni kurtki, aby wyciągnąć paczkę papierosów. Oprócz nich wyczułam coś jeszcze. Mały woreczek z białym proszkiem w środku. Potrząsnęłam nim jednocześnie się mu przyglądając. Nagle moje natarczywe myśli zamilkły. Chwilę rozkoszowałam się tym uwolnieniem od tego zła, lecz zastanawiałam się też nad czymś innym. Skąd ten woreczek w mojej kurtce? Teraz nic się nie liczyło, mogłam zrobić kilka kresek i to by pomogło, na chwilę ale pomogło. Lecz nie znam zawartości tego, po drugie biorę antybiotyk, to oczywiste, że coś mogłoby się stać, a nie mogę tego zrobić Gus'owi. Chwała Bogu, że odezwał się u mnie głos rozsądku. Powolnie schowałam woreczek do kieszeni i przełknęłam głośno ślinę.
-Przepraszam, pożyczyłaby mi pani 5 dolarów? -po mojej lewej dostrzegłam chłopca w wieku 10 lat.
-A przepraszam, ja wyglądam na osobę rozdającą pieniądze na prawo i lewo? -spytałam tonem przesiąkniętym jadem.
Kurwa Sus, kim ty jesteś?
Speszony odwrócił się i szybkim krokiem, niemalże biegiem pobiegł w głąb parku. Po chwili sama nie mogłam uwierzyć w to z jakim okrutnym tonem odezwałam się do tego chłopca. Wyciągnęłam kolejną fajkę. Chwyciłam ją pomiędzy palce i mając ją już w ustach zapaliłam ją zapalniczką. Wstałam z ławki i zaczęłam chodzić w kółko na szerokość ścieżki. Moja podświadomość była ciągle aktywna, ale nie współpracowała z moim ciałem i tym co robię. Nie miałam ze sobą kontaktu, choć brzmi to dziwnie. Za każdym razem, gdy słyszałam dźwięk klaksonu dobiegający z ulicy, drgałam. Potrzebowałam teraz ciszy, mimo to wciąż się stąd nie ruszałam. Wypaliłam papierosa i zgasiłam go o wewnętrzną stronę dłoni u lewej ręki. Zmrużyłam oczy delikatnie tupiąc o wydeptaną ziemie.
CZYTASZ
"Ty I Gustav" ~Lil Peep~
Teen Fiction~Granicy między przyjaźnią, a miłością nic ani nikt nie upilnuje~ 2020/2021