43. Idiota

47 3 0
                                    

바보

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

바보

I nie wie, gdzie jeszcze szukać, żeby go znaleźć.

Z na wpół przymkniętymi oczami, walczącymi z czasem wskazywanym przez zegar, przysięgła, że będzie je mieć otwarte. Zmusiła się, by nie zasnąć, ponieważ musiała się upewnić, że Jiminowi nic nie jest, że nadal jest w porządku.

Znowu jest na zewnątrz, po stu krokach pozostawionych na tym samym śniegu, June nie wiedziała, jak i dlaczego znalazła się przed teatrem. Może dlatego, że do spektaklu został tylko miesiąc, albo dlatego, że myślała, że Jimin może tam tańczyć – tak jak robił to co drugi dzień. Ale za to wszystko obwiniała instynkt.

Z zimnymi i jakby pozbawionymi snu rękami przekręciła ciężką klamkę i weszła do środka.

Próbowała przełknąć swoje uczucia, gdy spotkała się z krzesłami ustawionymi w zgrabnych, nierównych rzędach, które sięgają tak daleko, jak okiem sięgnąć, ale kiedy zobaczyła scenę i kogoś stojącego na niej, prawie zakrztusiła się tym samym uczuciem, który utknął jej w gardle i wkrótce odpuścił, aby zawołać jego imię.

- Jimin!

Ale on jej nie słyszał. Nie mógł. Nie, kiedy muzyka była tak głośna.

Zaczęła więc iść, nie, biec, podczas gdy wibracja radości wstrząsała jej ciałem od stóp do głów.

- Jiminie!

Potem krzyknęła, a jego imię smakowało niemal jednocześnie słodko i gorzko. Niezależnie od tego uśmiechała się tak szeroko, jakby nadrabiała dni, których nie miała, dni, w których straciła go na jakiś czas.

Chociaż uśmiech szybko zniknął, gdy zauważyła, że coś jest nie tak. Jimin wciąż nie słuchał. Ignorował ją? Ale była teraz bliżej, musiał ją usłyszeć. Jego kończyny poruszały się bez przerwy, jego ciało uwięzione w świecie rządzonym przez muzykę i myśli grające w jego głowie.

June zadrżała pomimo ciepłego powietrza w teatrze, zanim zatrzymała stopy, oddychając powoli.

- Park Jimin!

A potem odwrócił się, ale nie mógł jej zobaczyć. Miał zawiązane oczy, nogi zdezorientowane, ale jego usta wykrzywiły się, niepewny, czy podoba mu się czyj głos słyszy, czy nie. – June?

Ale June stłumiła napad chichotu. – Idioto, jesteś głuchy? Mam ci tyle rzeczy do powiedzenia i od dziesięciu minut krzyczę twoje imię.

I jego palce ściągnęły opaskę na oczy, a potem również ściszyły muzykę, tylko po to, żeby podczas mówienia uśmiechnął się przebiegle i uniósł na nią brew, pozwalając, by konsekwencje tego, co właśnie powiedziała June, zapadły jej w pamięć.

Zrobił to celowo i June go za to nienawidziła. Ponieważ to zawsze sprawiało, że jej policzki robiły się czerwone. Nawet teraz, kiedy weszła na scenę, by uderzyć go w ramię, jej policzki płonęły ciepłem, a jej umysł był wszędzie. – Ach, dlaczego taki jesteś?

JuneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz