✦2

780 64 1
                                    

Obudził mnie cichy stukot kopyt. Mruknęłam coś pod nosem w półśnie i otworzyłam jedno oko. Angus trącił mnie pyskiem w ramię.

- Budzi się - parsknął. Rzeczywiście, powieki księcia zaczęły lekko drgać.

- Ile spałam? - mruknęłam niewyraźnie, przecierając oczy i przeciągając się.

- Nie dość - odpowiedziało zwierzę i skubnęło mi czubek głowy.

Thorin nareszcie otworzył oczy. Były koloru błękitnego nieba. Każdy z rodu miał ten odcień, a przynajmniej ci, którzy wywodzili się z królewskiej krwi. On kiedyś przecież miał władać Ereborem.

Westchnął cicho i zamrugał. Chciał się podnieść, ale położyłam mu dłoń na ramieniu.

- Nie wstawaj - powiedziałam i pchnęłam go lekko z powrotem na półkę skalną. Kładąc głowę przymknął oczy, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. - Spokojnie - znowu się odezwałam. Poprawiłam przykrywający go płaszcz - Dobrze, że się obudziłeś - uśmiechnął się lekko i znowu się skrzywił. Zmarszczyłam brwi.

- Co cię boli? - spytałam.

- Wszystko - ledwo wychrypiał to jedno słowo, ale uśmiechnął się słabo.

- Nie ruszaj się. Leż. Za chwilę przyjdę - wstałam, biorąc pustą miskę na wodę i szmatkę.

- Nigdzie się nie wybieram - powiedział trochę głośniej.

Angus stał na brzegu strumienia i pił. Gdy podeszłam, poklepałam go lekko po grzbiecie i przysiadłam nad taflą wody.

- Ile spałam? - spytałam go, nabierając krystalicznie czystej i zimnej wody do miski.

- A jak czujesz? - trącił mnie pyskiem. Ziewnęłam szeroko i podrapałam go po nosie. Wypłukałam szmatkę i wstałam.

- Chodź - wskazałam Angusowi wejście do jaskini. Niebo zabarwiło się na pomarańczowo, gdy słońce zaczęło kłaść się spać.

Idąc, przytrzymywałam się jego grzywy gładząc zgrabną szyję zwierzęcia. W takt stukotu kopyt weszłam do jaskini. Widząc Thorina siedzącego na półce skalnej, w koszuli, próbującego zrobić coś z włosami, chrząknęłam.

- Miałeś nie wstawać - powiedziałam, podając mu miskę z wodą. Chwycił ją w lekko drżące dłonie i upił kilka łyków, a ja tymczasem podeszłam do sakw przy ścianie, wyjęłam kilka grubych pasków wołowiny i podałam mu je. Gdy jadł, wyciągnęłam jeszcze maść i świeże bandaże. Stanęłam przed nim gdy skończył.

- Ściągaj koszulę - powiedziałam, a on uniósł brwi.

- Już? Tak szybko? Przecież dopiero co się obudziłem.

Westchnęłam ciężko, wywracając oczami.

- No dobrze, już dobrze. Niech ci będzie - ściągnął koszulę przez głowę. Złapałam się na powierzchownym spojrzeniu na jego napiętym torsie. Może i był chudszy, ale nadal mięśnie krasnoluda rysowały się pod jego skórą. Czułam, jak robi mi się gorąco gdzieś w głębi brzucha.

Gdy skończył, bez słowa usiadłam obok niego i zajęłam się bandażami. Odwijając je za każdym razem przybliżałam twarz do jego twarzy. I za każdym razem spuszczałam wzrok.

Rany zagoiły się w większości, a ta najgorsza, przechodząca na wskroś jego klatki piersiowej, dzięki maści zrosła się, pozostawiając po sobie tylko niewyraźną szramę. Podałam księciu słoiczek z białą mazią.

- Masz - powiedziałam, a gdy zaczął ją rozsmarowywać na piersi, zajęłam się jego ramieniem. Po kilku, dla mnie uciążliwych, sekundach krępującego milczenia, w końcu udało mi się odwinąć bandaż. Pociągnęłam lekko palcem po różowej bliźnie. Kolejnej pamiątce z jednej z jego wielu niebezpiecznych przygód.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz