Rozdział 38

253 32 0
                                    

 Tara czuła ich smród, unoszący się w powietrzu. Pomimo tego, że zmysły większości wojowników z jej armii były przytępione przez swąd krwi, który przynosił wiatr, ona wiedziała, gdzie oni są.

Warknęła, machając ogonem. Stanął jej przed oczami obraz martwego Khana, którego księżycowe oczy wpatrywały się bez wyrazu w zachmurzone niebo. Tara była wtedy już w trzecim miesiącu ciąży, kiedy pojawili się Łowcy.

Ale nagle ten obraz został zastąpiony przez całkiem inny. Białogrzywa lwica zacisnęła zęby i popędziła przed siebie. Za nią, bez słowa, ruszyła reszta lwów. Tara przyspieszała z każdym krokiem, nadal mając przed oczami Lunę, leżącą na miejscu Khana. Również martwą.

Pierwszego zobaczyła na drzewie. Nie spodziewał się ataku z dołu i krzyknął zaskoczony, gdy lwica chwyciła za jego pelerynę, ściągając go na ziemię. Pobiegła dalej, pozostawiając go reszcie swych wojowników.

Dźwięki rozrywanych ubrań i szarpanego ciała zostały szybko zagłuszone przez krzyki innych Łowców. Tara szukała swego celu. Gdy go wreszcie znalazła, jej oczy zabłysły gniewem. Wysunęła pazury i warcząc, skoczyła na pierwszego z nich. Pochylał się nad tą czarnowłosą dziewczyną, Niką, która miała twarz zwróconą w stronę Luny.

Luna.

Białogrzywa lwica rzuciła się na Łowców. Jednemu z nich udało się uchylić przed rozwścieczoną Tarą, jednak jej łapa zahaczyła o jego twarz. Jęknął, przykładając dłonie do ran. Spomiędzy jego palców poleciała krew. Zataczając i potykając się, wszedł między drzewa.

Lwica zabiła resztę Łowców, którzy pochylali się nad jej córką. Na ciele wojowniczki nie było ani jednego zadrapania.

Chwyciła mocno zębami włócznię, wyciągając ją z brzucha Luny. Zrobiła to samo z mieczem, zatopionym w jej piersi.

Z ran nie ciekła już krew.

Tara trąciła nosem jej łeb, zlizała czerwoną posokę z jej pyska. Przecięła ostrym pazurem sieć, uwalniając ją z pęt. Lwica nie oddychała, miała zamknięte oczy i nie odpowiadała na wołania swojej matki. Wydawała się być spokojna.

- Alex? - Tara usłyszała cichy szept Niki, gdy dziewczyna otworzyła oczy, napotykając złote spojrzenie.

Utykający lew pomógł jej wstać. Czarnowłosa chwyciła się mocno jego grzywy, opierając ciężar ciała na jednej nodze. Jej wzrok padł na nieruchomą Lunę.

- O nie - jęknęła.

Podbiegła kilka kroków do leżącej i upadła przy jej łbie na kolana.

- Nie, nie, nie - powtarzała, głaszcząc ją po pysku i przeczesując palcami jej gęstą grzywę. - Będzie dobrze, wszystko będzie dobrze. Luna, otwórz oczy. Proszę cię, nie rób mi tego. Nie ty, ty nie możesz. Otwórz oczy, dobrze? Tylko otwórz oczy - dotknęła delikatnie dłonią jej ranę na piersi. - Otwórz oczy, przerośnięta bestio. Proszę...

- Zostaw - szepnęła Tara, muskając nosem czubek jej głowy.

- Nie zostawię jej! - warknęła dziewczyna. - Jak możesz tak mówić?! Przecież jesteś jej matką! Nie możesz zostawić własnego dziecka! Ona się przecież zaraz...

- Ona nie żyje - przerwał jej Alexander. Złotooki lew przysiadł przy grzbiecie Luny, patrząc na Nikę uważnie.

W jej ciemnoniebieskich oczach pojawiły się łzy. Dolna warga zaczęła drżeć i czarnowłosa spojrzała na Tarę. Lwica tylko zwiesiła łeb, a Nika przeniosła spojrzenie na Lunę.

Pogłaskała jej nos z czułością. Z oczu zaczęły płynąć jej łzy, a ramionami wstrząsnął szloch. Dziewczyna pochyliła się do przodu, zatapiając twarz w jej czarnej grzywie.

- Ale to przecież... To przecież... - jęczała, a jej głos był przytłumiony przez ciało martwej lwicy. - To Luna. Ona nie może, nie tak. Ona nie...

Zaczęła się jąkać, powtarzając w kółko to samo. Tej scenie przyglądało się całe stado. Lwy pochyliły łby na znak smutku. Strata jedynego dziecka ich Matki była bolesna dla wszystkich. Tara westchnęła ciężko, pozwalając ciężkim łzom spaść na ziemię i zmieszać się z krwią jej córki.

Nikt nie zauważył, jak księżyc muska swym promieniem kitę na ogonie martwego lwa. Ta zaczęła się delikatnie srebrzyć i po chwili blask objął cały ogon. Przesuwał się w górę, w stronę jej łba.

Alexander poruszył się, zauważając światło. Nie odezwał się, ani nie odsunął, tylko patrzył, jak całe ciało jego martwej siostry zmienia się w srebrzysty blask. Tara również podniosła wzrok, sapiąc ze zdziwienia. Nika jednak nadal przytulała się do niej, wplatając palce w jej gęstą grzywę. Kiedy wreszcie blask objął kark i przednie łapy lwicy, dziewczyna oderwała się od ciała.

Jej oczy były spuchnięte od łez, które spływały po mokrych policzkach. Nie odsuwała dłoni, kiedy blask objął jej cały łeb. Ciało lwicy zabłysło światłem tak jasnym, że lwy pozamykały oczy i odwróciły łby na bok. Lecz Nika wpatrywała się w miejsce, gdzie wcześniej było jej ciało. Patrzyła z szeroko otwartymi oczami, jak od tego ogromnego blasku zaczynają się odrywać maleńkie pyłki, które unosiły się powoli w górę. Przywodziły one na myśl świetliki.

Pyłek po pyłku zaczął znikać pomiędzy gałęziami drzew. Ręce Niki opadły na ziemię, nie czując już oparcia. Dziewczyna patrzyła w górę, za świetlikami. Inne lwy również podniosły głowy, szukając Luny.

Jednak ona odeszła.

Po kilku minutach ciszy, Nika spojrzała w dół, na swoje dłonie. Opadły one bezwładnie w miejsce, gdzie wcześniej znajdowało się jej ciało. Teraz została tylko kałuża ciemnej krwi, w której odbijał się księżyc, widoczny zza gałęzi.

Nika szybkim ruchem chwyciła za sztylet, należący do martwego Łowcy, którego szczątki były porozrzucane wokół. Zanim ktokolwiek mógł się zorientować, co zamierza, chwyciła za warkocz.

Trzymając go mocno, ucięła włosy tuż przy karku. Potem zamoczyła całą dłoń w kałuży krwi. Dwie łzy uciekły z jej oczu, mącąc jej odbicie. Krótkie teraz kosmyki przesłoniły całą jej twarz. Podniosła powoli rękę.

Przeciągnęła mokrymi palcami po swoim czole, opuszczonych powiekach, policzkach i ustach, kończąc na brodzie. Gdy otworzyła oczy, była inna. Zacisnęła zęby i wstała na nogi, rzucając ścięty warkocz w kałużę. Obraz odbitej tarczy księżyca został zmącony.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz