Rozdział 3

646 63 1
                                    

Obudził mnie stukot kopyt na kamiennym podłożu. Odetchnęłam głęboko i otworzyłam oczy. Ktoś pochylał się nade mną. Z rozmazanej, ciemnej plamy powoli wyłoniły się znajome mi rysy.

Na twarzy Thorina pojawił się cień uśmiechu. Spróbowałam usiąść, ale ostry ból przeszył moje ramię i brzuch. Syknęłam, opadając na posłanie. Silne ramiona księcia przytrzymały mnie, chroniąc przed bolesnym upadkiem. Krasnolud położył mnie delikatnie i przykrył szczelniej płaszczem. Obok jego głowy pojawiła się kolejna. Była wydłużona i musiałam zmrużyć oczy, żeby jej rysy mi się ukształtowały.

Angus parsknął, muskając swoimi ciepłymi wargami moje czoło. Podrapałam go po nosie, uśmiechając się słabo.

Zwierzę odsunęło się robiąc miejsce Thorinowi, który trzymał coś w ręku. Przykląkł przy mnie i włożył mi rękę pod plecy. Zacisnęłam zęby czując, jak jego dłoń naciska na pręgę na grzbiecie. Zauważył to i zmienił jej położenie. Teraz obejmował mnie w pasie przytulając do siebie, a ja nie miałam innego wyjścia, jak tylko położyć głowę na jego piersi. Odłożył bukłak na bok i przykrył mnie szczelniej. I wtedy dopiero zauważyłam, że coś jest nie tak.

Byłam półnaga.

Oczywiście to, co musiało być zakryte, było zakryte (jednym słowem mówiąc: miałam spodnie na sobie, ale z górą było gorzej), ale nie lubiłam, gdy faceci (szczególnie książęta) mają świadomość, że od częściowego obnażenia mnie (tej górnej części) dzieli ich tylko kawałek szmatki. I to nie tak dobrej szmatki.

Odepchnęłam się od niego czując, jak siły do mnie wracają.

- Odwróć się - nakazałam, a on z szelmowskim uśmiechem pokazał mi plecy. Rozglądnęłam się na boki, szukając czegokolwiek, co mogłoby zasłonić moją górę. Moja koszula leżała obok. Ryzykując swoją godnością, wypuściłam z rąk płaszcz, który mnie osłaniał przed natrętnym spojrzeniem księcia i chwyciłam koszulę. Skrzywiłam się, gdy poczułam ostre ukłucie bólu w ramieniu.

Bandaże zostawiłam w tamtej jaskini podczas szybkiej ewakuacji, jednak wcześniej spakowałam resztę maści do juków przy siodle. Obejrzałam swoje rany. Tej na plecach nie byłam w stanie zobaczyć, bo każdą próbę przekręcenia się w bok musiałam zapłacić ostrym i nieznośnym bólem.

Rana na brzuchu jeszcze nie zagoiła się całkowicie. Maść działała w szybkim tempie, ale świeży skrzep krwi jeszcze musiał pozostać na skórze.

Sapnęłam cicho i oparłam się o ścianę biorąc bukłak do ręki. Byliśmy w jaskini. Przynajmniej tyle mogłam stwierdzić po zimnych skałach i lodowatym wietrze, chłodzącym moje gołe stopy. Upiłam łyk soku ze śnieżnych jagód, a gdy odłożyłam go na bok, Thorin się odwrócił.

- Jeszcze nie pozwoliłam ci się odwrócić - powiedziałam, gdy napotkałam jego spojrzenie. On uśmiechnął się tylko.

- Jak się czujesz? - spytał. Westchnęłam cicho, otulając się płaszczem.

- Chyba dobrze - odpowiedziałam. Widząc jego uniesione brwi, dodałam: - Pomijając fakt, że wszystko mnie boli - wstał. Ja leżałam na ziemi, na derce Angusa. Thorin przykrył mnie moim płaszczem i dorzucił jeszcze swoją kamizelkę.

Podałam ją mu.

- Masz - powiedziałam, a gdy pokręcił głową, spróbowałam wstać i mu ją podać. Ból jeszcze świeżej rany na brzuchu wywołał u mnie pojawienie się kilku czarnych plam przed oczami.

Prawie natychmiast poczułam zapach krasnoluda i silne ramiona, próbujące posadzić mnie delikatnie na derce przy ścianie. Wcisnęłam krasnoludowi do ręki jego kamizelkę.

- Zmarzniesz - szepnęłam. On pokręcił głową, a jego czarne loki rozsypały się po jego ramionach. Odsunął się ode mnie, trzymając kamizelkę w dłoni.

- Ale ty uparta jesteś - mruknął pod nosem. Wstał i rzucił ją pod ścianę naprzeciwko mojego posłania. Chyba nie zamierzał spać na gołej ziemi, prawda?

- Chcesz coś? - spytał, patrząc na mnie z góry. Przyjrzałam mu się z dołu uważnie. Miał lekko podkrążone oczy, a policzki nabrały rumieńców. Włosy opadały mu na oczy, przesłaniając całą resztę twarzy.

Skinęłam głową po chwili wiedząc już, co zrobić.

- Podaj proszę tamtą torbę przy siodle. Nie, nie tą. Nie... tak! Tak, to ta - podał mi ją, a ja położyłam ją sobie na kolanach. Oparłam się wygodnie o ścianę, uważając oczywiście na ranę na plecach.

Wskazałam księciu miejsce obok na derce. Usiadł zmieszany i zaciekawiony, co też zamierzałam zrobić. Na widok grzebienia i rzemieni, odsunął się.

- Nie zrobisz mi tego - powiedział, ale nadal siedział, jakby miał świadomość tego, że i tak prędzej czy później, do tego dojdzie. Uniosłam brwi.

- Boisz się grzebienia, książę? - spytałam krasnoluda. On spojrzał na mnie z niedowierzaniem w błękitnych oczach.

- Grzebienia? Nie. Raczej tego, kto ten grzebień trzyma - parsknął i wstał.

- Chyba nie jestem aż tak straszna, prawda? No chodź. To potrwa tylko chwilę.

- Ale dlaczego? - spytał. Gdy to mówił zbliżył się, ale nie usiadł. Wzruszyłam ramionami.

- Chcę ci podziękować. A poza tym cię rozumiem - dodałam. On nie załapał, o co mi chodziło, ale usiadł przede mną tyłem, a ja zaczęłam rozczesywać jego włosy.

- Rozumiesz? W czym niby? - spytał, a ja uwalniałam jego silny zapach spomiędzy czarnych kosmyków.

- W problemie, jakim czasem są długie włosy. Ja swoje zaplatam w warkocz, bo jestem kobietą. Ale z wami mężczyznami jest trochę bardziej skomplikowana sprawa.

- Ach tak? - spróbował się obrócić w moją stronę, ale mu się nie udało. - A jakaż to sprawa?

- Raczej znam mało mężczyzn, którzy plotą sobie warkoczyki. Ale dla krasnoludów są one świętością.

Kazałam obrócić się księciu, bo z tyłu zebrałam mu włosy i splotłam. Teraz zaczęłam rozczesywać je z przodu. Siedziałam z nim twarzą w twarz i wdychałam mocny zapach krasnoluda.

- Ile spałam? - zapytałam, na co książę zgarbił się lekko.

- Dzień co najmniej - napotkałam spojrzenie jego błękitnych oczu i spuściłam wzrok. - Martwiłem się. Wyglądałaś na martwą.

Uniosłam kącik ust w uśmiechu.

- Mnie nie jest tak łatwo zabić, mój drogi książę.

Gdy skończyłam, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Thorin wyglądał tak samo, a jednocześnie inaczej. Zaplotłam mu włosy w dwa warkoczyki z przodu przed uszami, i zebrałam czarne loki jeszcze z tyłu, wiążąc je tak, że nie opadały na twarz.

Schowałam grzebień i położyłam torbę obok. Owinęłam się szczelniej płaszczem i położyłam się na boku.

- Dobranoc - wymruczałam i zamknęłam oczy. Usłyszałam, jak krasnolud mówi coś jeszcze pod nosem, ale byłam zbyt zmęczona, by rozróżnić słowa.

Dzieci Aulëgo ➳ Król i Smok (Hobbit FanFiction) ~korekta~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz